Rozdział 7

606 67 22
                                    

Nigdy nie sądziłam, że człowiek może się, aż tak stresować! Ale widocznie mógł. Idąc do domu Evana trzęsłam się, jak galaretka i musiałam co jakiś czas przystanąć, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Boże, w co ja się wpakowałam!? Chloe będzie na mnie zła, matka Evana pewnie nie będzie zbyt zadowolona z mojej wizyty, a sam Evan... Cóż. Nie bardzo rozumiałam co się dzieje. Nasza znajomość była nieco dziwna. Ogólnie niby ze sobą nie rozmawialiśmy, szczerze mówiąc nie mogłam nawet nazwać go kolegą, bo przecież mało kiedy się do siebie odzywaliśmy, a jednak przyszedł w czwartek na nasze spotkanie, mówił tak, jakby chciał chronić mnie przed Chloe, a teraz szłam do jego domu. Wbrew wszystkiemu.
Biorąc głęboki wdech zapukałam cicho do drzwi białego domu. I
szczerze mówiąc, gdyby jeszcze chwilę dłużej nie otwierał to na sto procent zawróciłabym do siebie i udawała, że jestem chora.
Wymyśliłabym cokolwiek byle by tu nie przychodzić.
Kiedy jednak sekundę później chłopak stanął w drzwiach uśmiechnięty od ucha do ucha nie miałam już żadnych szans na ucieczkę.
-Jesteś!
-Przecież obiecałam. - Powiedziałam gładko udając, że wcale nie chciałam zrezygnować.
-Myślałem, że Chloe cię przekonała, żebyś nie przychodziła.
-Nie. Odpuściła w końcu.
Wpuścił mnie do środka.
-Napijesz się czegoś?
-A masz coś mocniejszego? - Wyrwało mi się, a on zachichotał i pokazując mi ręką, że mam iść za nim ruszył prawdopodobnie w stronę pokoju.
Korytarz jego domu był szeroki, pomalowany na biało z jedną rozsuwaną szafą i wiszącym na ścianie od podłogi, aż po sufit lustrem. Szafka na buty stała wciśnięta w kąt tak, by nie zawadzała. Zdawałam sobie sprawę, że ta duża, wolna przestrzeń korytarza zrobiona była specjalnie dla mamy chłopaka, aby mogła łatwiej się poruszać.
Kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia zorientowałam się, że zielonooki zaprowadził mnie do kuchni. Ogromnej kuchni z brązowymi szafkami i kremowymi blatami. Na środku stała mała wyspa ze stołkami barowymi, a przy niej siedziała w wózku inwalidzkim wyglądając dość młodo mama Evana. W mig pojęłam po kim chłopak odziedziczył wygląd. Był dosłownie jej kopią. Te same oczy, urocze piegi, proste nosy i pełne usta. Tylko kolor włosów mieli zupełnie inny. Siedząca kobieta miała płomienne, rude włosy i wydawało mi się, że był to naturalny odcień.
Patrząc na nią nie mogłam sobie wyobrazić, że mogła być chociaż w jednej trzeciej tak wredna, jak opowiadała Chloe. Uśmiechała się do mnie szeroko, przyjaźnie, ale zachowałam dystans mając na uwadze słowa przyjaciółki.
-Dobry wieczór. - Przywitałam się grzecznie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Powinnam usiąść?
-Dobry wieczór. - Odpowiedziała pełnym ulgi głosem. - Więc jednak jest dla Evana nadzieja na zdanie!
Chłopak rzucił mamie znaczące spojrzenie z nad butelki soku.
-Mówiłem Ci, Alison istnieje naprawdę.
-Wiem, wiem. - Zmarszczyła brwi. - Po prostu myślałam...
Jej słowa przerwał dźwięk dzwonka.
-To pewnie rehabilitant. - Powiedział Evan i mijając mnie pobiegł otworzyć.
Cholera jasna!
Wszystko we mnie krzyczało.
Gdzie idziesz!? Nie zostawiaj mnie! Miałam ochotę pobiec za nim. Ledwo mogłam ustać. Pociły mi się ręce. Nienawidziłam takich sytuacji.
Westchnęłam cicho i dla zabicia czasu zerknęłam w stronę okna.
Czułam na sobie czujny wzrok.
O Boże. Co za żenująca sytuacja. Powinnam się jakoś odezwać?
-Więc Evan pracuje u twojej mamy? - Na szczęście kobieta mnie wręczyła i sama podjęła temat.
-Tak, mama mówi, że nigdy nie miała tak pilnego pracownika.
Jej twarz ozdobił szeroki uśmiech. Była taka piękna.
-Jest naprawdę dobrym dzieckiem. Zawsze pomaga i nigdy się nie skarży. Nigdy nie chciałam, żeby był przykuty do tego domu.
-Ale on nie czuje się przykuty. - Powiedziałam, chociaż wcale nie byłam pewna dlaczego tak uważam. - On naprawdę lubi się Panią opiekować.
-Lubi czy nie... Wolałabym jednak, żeby zajął się szkołą.
-Zajmuję się! - Podskoczyłam na głos Evana. Nawet nie słyszałam, kiedy wrócił. Obejrzałam się w tył i dopiero teraz zauważyłam, że za nim stał przystojny rehabilitant.
-Samie, jak dobrze że jesteś! - Mama chłopak położyła dłonie na kołach i ruszyła w stronę mężczyzny. - Wreszcie się trochę rozruszam.
-Teraz tak mówisz, a po godzinie będziesz chciała mnie stąd wyrzucić. - Zażartował i oboje udali się do pokoju na wprost, zamykając za sobą drzwi.
Spojrzałam na Evana.
Wzruszył tylko ramionami.
-Sam przychodzi do nas od kilku lat.
-Czy...
Pokręcił głową dobrze wiedząc o co chcę zapytać.
-Już nigdy nie stanie na nogi. Lekarze nie dają żadnych szans.
-A tam ten człowiek?
-Mam nadzieję, że zgnije w więzieniu.
Wiedziałam, że kilka lat temu mamę Evana potrącił pijany kierowca. Uciekł z miejsca wypadku, a kobieta leżała w kałuży własnej krwi póki nie znalazł jej jakiś chłopak. Dwa lata później odszedł od nich ojciec Evana. Mówiąc odszedł mam na myśli, że znalazł sobie nową, zdrową kobietę. Wiedziałam o tym od mamy, a ta od sąsiadki. Wiecie, jak to jest w mniejszych miastach.
-Gotowa?
Zamrugałam zdezorientowana.
-Na naukę. - Przypomniał. - Chodzi ci coś innego po głowie?
-Nie, nie! - Zaczerwieniłam się i teraz już odrobinę spokojniejsza poszłam za nim do pokoju.
Kiedy weszliśmy chłopak odstawił na blat szklanki z sokiem, a mi pierwsze co rzuciło się w oczy to ogromne łóżko na środku pokoju. Robiło naprawdę wrażenie. W dodatku miało narzutę z motywem Gwiezdnych Wojen. Na wprost łóżka wisiał płaski telewizor, a pod ścianą przy oknie stało małe biurko. Szafa po prawej stronie drzwi wejściowych była dwa razy taka jak moja. Po podłodze z jasnych paneli walały się pady do Xboksa, rękawice do piłki nożnej i karty do gry. Na lewo stał regał z książkami. Ściany były pomalowane na ciemny niebieski.
-Wow. - Wyrzuciłam z siebie autentycznie zachwycona.
-A co myślałaś, że tylko ty masz dziecinny pokój?
-Szczerze mówiąc tak właśnie myślałam.
-Chloe ciągle namawia mnie na zmiany, ale ja lubię to, jak tutaj jest.
-Mi też się podoba.
-No dobra. - Odszukał na biurku zeszyt i siadając na podłodze w nogach łóżka oparł o nie głowę. - Siadaj.
Zajęłam miejsce obok niego.
-Więc Duma i Uprzedzenie?
-Chyba jesteśmy na to skazani.
-Chyba chciałeś powiedzieć, że ty jesteś skazany. Ja jestem zadowolona.
-Skończyłem książkę i muszę przyznać, że nie rozumiem waszego zachwytu Panem Darcym.
-Słucham!?
Zaczął się śmiać.
-Musiałem ci to powiedzieć, bo wiedziałem, że tak zareagujesz.
Zmarszczyłam brwi.
-Tak, czyli jak?
-Tak żywo. - Wyjaśnił wpatrując się w moją twarz. - Książki sprawiają, że jesteś ożywiona, a kiedy się złościsz twoje policzki robią się różowe.
Zamrugałam.
No to teraz musiały być czerwone, jak u buraka!
Chłopak znów zachichotał. Miał dziś wyjątkowo dobry humor.
-A kiedy się wsty...
-Dobra dobra! - Zaczęłam wymachiwać zeszytem. - Zajmijmy się lekturą!
Patrzył jeszcze chwilę na mnie, ale wreszcie dał za wygraną i grzecznie otworzył leżącą przy łóżku książkę. Musiał czytać ją przed moim przyjściem.
-No więc?
-No więc czekam, aż wymienisz mi wszystkich bohaterów.
-Przecież już to robiliśmy!
-Co z tego? Tak utrwalisz sobie postacie. I dopisz jeszcze kim kto jest i co o nim myślisz.
Krzywiąc się wstał do biurka i biorąc kartkę usiadł na krześle.
Siedziałam na dole patrząc na jego szerokie barki i smukłą, ale wysportowaną sylwetkę i nie mogłam uwierzyć, że jestem u niego w domu. Nauka czy nie to nie była moja bajka. Oni byli trochę wyżej niż ja. Bardziej... Znani i lubiani.
Jakiś czas później obrócił się w moją stronę, więc wstałam i zabrałam od niego kartkę, po czym chodząc po pokoju w tą i z powrotem próbowałam skupić się na tym co napisał, ale jego dzwoniący co chwilę telefon skutecznie uniemożliwiał mi jakiekolwiek myślenie. Niby nie brał go do ręki, ale co chwilę na niego zerkał.
W końcu się poddałam.
-Evanie naprawdę?
-Co?
-Wyłącz to, bo nie mogę myśleć!
Uśmiechnął się do mnie i nawet nie mrugając wyłączył telefon.
-Z czego się tak cieszysz?
-Czekałem na to, aż wyrazisz swoje zdanie.
-Nie rozumiem.
-Zauważyłem, że masz z tym problem. To znaczy no wiesz... Nie jestem pewien czy mówisz to co myślisz.
-Sugerujesz, że kłamię?
-Nie! Skądże! - Pokręcił energicznie głową. - Po prostu pewne sprawy wolisz przemilczeć, żeby z nikim nie wchodzić w konflikt.
-Pewne sprawy nie nadają się do tego, aby je roztrząsać.
-Może i tak, ale czy pogadałaś już z Chloe o tym, że niczego ci nie mówi?
Oddałam mu kartkę.
-Przyszłam tu, żeby cię uczyć, a nie rozmawiać o mnie.
-Wiem, ale coś za coś.
-Nie chce niczego od ciebie!
-Ale ja chce ci coś dać.
Zacisnęłam wargi w wąska linie.
-To znaczy co?
-Nauczę cię, jak poruszać się w naszym świecie.
-Umiem poru...
Wstał tak szybko i stanął tak blisko, że straciłam dech.
Jego palec wskazujący wylądował na moich ustach, aby mnie uciszyć, jakbym już nie zaniemówiła wcześniej.
-Chodzi mi o to, że zaczniesz mówić to co chcesz mówić, a nie to co ktoś chce usłyszeć.
-Ale ja wcale tego nie potrzebuję! - Powiedziałam z wciąż przyłożonym do moich warg palcem chłopaka. Czułam się tak, jakbym go w niego całowała.
Jego oczy otworzyły się na moment szczerzej, a potem zabrał palca i odwracając się do mnie plecami znów usiadł przy biurku.
-To jak zaliczyłem dzisiejsze zadanie?
Zerknęłam na trzymaną w jego lewej ręce kartkę.
-To jeszcze nie koniec. Nie możesz nazywać głównej bohaterki i jej sióstr głupimi kozami!
-No dobra może Lizzy nie była taka głupia. Właściwie to była najmądrzejsza z nich wszystkich. I ojca też lubiłem, ale uganianie się za Panem Darcym...
-Nie rozumiem czemuś się go tak uczepił! To... To najporządniejszy mężczyzna o jakim kiedykolwiek czytałam!
Uniósł brwi.
-I właśnie w tym problem. Jest zbyt porządny. To nierealne.
-Książka to fikcja. Trzeba nauczyć się oddzielać ją od rzeczywistości.
-Więc jest szansa, że ktoś realny może ci się spodobać?
Zbita z tropu patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
A co to kurde miało znaczyć!?
-Nie rozumiem pytania.
-Kiedy mówisz o Darcym masz tak roziskrzony wzrok. Nie widziałem u ciebie takiego nigdy podczas rozmowy z chłopakami ze szkoły.
Czy on się ze mnie śmiał?
-Evanie ja nie rozmawiam z chłopaki ze szkoły prawie w ogóle. Jedynym wyjątkiem jesteś ty i Jason, który nie jest w moim typie.
-A ja?
-Ty masz Chloe.
Uniósł brwi.
-Więc jestem w twoim typie czy nie?
-Nie mam swojego typu.
Westchnął.
-Widzisz? Mistrzowsko omijasz odpowiedzi na zadawane ci pytania. Nigdy nie wiem co myślisz w danym momencie. O to właśnie mi chodziło.
-Bo nigdy nie rozmawiamy... - Zauważyłam.
-Teraz już tak. Musisz nauczyć się ze mną rozmawiać. Jak inaczej chcesz mnie uczyć?
-Umiem rozmawiać.
-Nie odpowiadasz wprost na pytania. Robisz tylko jakieś aluzje, uniki.. I takie dziwne miny z których nic nie można wyczytać.
-To nie prawda.
-Więc odpowiedz. Jestem w twoim typie?
Zacisnęłam dłonie w pięści!
-Przestań, przestań tak robić!
-Jak robić?
-Prowokujesz mnie.
Wzruszył ramionami.
-Nie prawda. To proste. Ktoś się komuś podoba, a ktoś nie.
-To nie tak!
-A jak? Robisz się czerwona.
-Przestań!
-Gdybyś mówiła to co myślisz, to...
-Przecież nie mogę do jasnej cholery powiedzieć, że jesteś najprzystojniejszym chłopakiem w całej szkole, bo jesteś z moją przyjaciółką! To nie jest fair w stosunku do niej! A teraz proszę, abyś mnie odprowadził do drzwi, bo na dziś z tobą skończyłam ty... Ty cholerny dupku! - Wyrzuciłam z siebie ze złością, ale kiedy się wreszcie zamknęłam dotarło do mnie, co powiedziałam. I poczułam się jeszcze gorzej. Miałam ochotę schować się do pierwszej lepszej szafy, ale przygnieciona jego spojrzeniem stałam bez ruchu czekając z lękiem na jakąś reakcje chłopaka.
Patrzył na mnie, a jego kąciki ust drgały lekko ku górze.
Ależ się wygłupiłam!
-Dziękuję. - Rzucił zadowolony.
-Za co? - Spytałam cicho przerażona całą tą sytuacją. Jeśli powie coś Chloe stracę przyjaciółkę.
-Za szczerość. Wiem ile to musiało cię kosztować.
Przytuliłam się policzkiem do ramienia.
-Chyba nie mogę cię uczyć.
Wyglądał na zaskoczonego.
-Czemu?
-Przed chwilą powiedziałam, że mi się podobasz. Nie słyszałeś?
-No i co z tego? Mnie też podoba się wiele dziewczyn. To chyba jest normalne w naszym wieku.
-Ale przecież ty masz Chloe.
Podrapał się po brodzie.
-Za dużo żyjesz w świecie książek. To nic złego, że ktoś komuś się podoba. Złe było by w momencie gdybyś próbowała coś z tym zrobić. Masz oczy, więc patrzysz. To nie świadczy o tym, że jesteś gorsza.
Gapiłam się na niego w milczeniu.
-Głowa do góry. Nie powiem nic Chloe. Nie dałaby ci żyć. Wy chyba patrzycie na to nieco inaczej, niż my faceci.
Wzięłam głęboki wdech czując ulgę.
-Chyba tak.
-Więc? - Uniósł palcem moją brodę. - Powiedz, że nadal możemy się uczyć razem. Potrzebuję twojej pomocy.
Zamknęłam oczy.
I zanim przemyślałam tą całą dziwną sytuacją po prostu się zgodziłam.
_________
Dobranoc!🙈🌙😴

Twoje Pocałunki Pod GwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz