Rozdział 16

506 66 24
                                    

Szłam za Jasonem trzęsąc się z przerażenia. Chłopak musiał wiedzieć, że jego przyjaciel się wścieknie, jeśli cokolwiek mi powie, a mimo to postanowił to zrobić.
Czy mogłam się co do niego mylić? Czy Jason mógł być taki, jak inni z ich paczki? Zdradzał kolegę w imię czego?
Obróciłam się w tył.
Tylko raz.
Evan gapił się w ognisko, a uśmiechnięta Chloe trajkotała coś siedząc na jego kolanach.
Byłam pewna, że gdyby nie ten widok. Gdyby chłopak siedział tam sam, wróciłabym do niego i poczekałabym, aż sam mi to wszystko wyjaśni.
Jednak nie siedział sam.
Ona z nim była, a ja nie miałam prawa ich rozdzielać.
Odruchowo dotknęłam swoich warg. Wciąż czułam na nich jego ciepłe usta. Pocałunki, które sprawiały, że odlatywałam gdzieś daleko.
Mówił, że mu na mnie zależy, że to mnie chce, jednak nie miałam do niego żadnego prawa. Nie, póki wciąż z nią był.
Pozostawało mi tylko jedno.
Ruszyłam za Jasonem w głąb lasu.
Chłopak szedł jeszcze kawałek, aż wreszcie usiadł na grubym, powalonym prawdopodobnie przez wiatr konarze. Dookoła było ciemno, ale nie tak bardzo, jakby można się było tego spodziewać. Z pomiędzy drzew przebijał blask, który rzucało ognisko.
Ognisko gdzie był Evan.
Gdzie zostawiłam znajomych, z którymi tu przyszłam.
Co ja najlepszego wyprawiałam?
Pod moimi stopami trzaskały gałęzie, aż wreszcie usiadłam obok Jasona.
-Wiesz, że on cie zamorduje? - Zaczęłam, kiedy milczał przez dłuższy czas. Chciałam mieć to za sobą.
-Wiem, ale nie pozwolę, żeby ona to zniszczyła. - Wydawało mi się, że ostrożnie dobiera słowa.
-A czym jest to owo coś?
Spojrzał na mnie.
-Nie pozwolę, żeby zniszczyła was.
Zrobiło mi się ciepło, ale jedyne na co było mnie stać to ponury uśmiech.
-Jason, widzisz go tu gdzieś? Jakich nas? On jest tam z nią, a ja tu z tobą. Nie ma żadnych nas.
-Wiem, wiem. Ale przecież moglibyście być wy, prawda? Nie wiesz nawet, jaki on jest po spotkaniach z tobą! Nigdy nie widziałem go takiego! Cholera... Dziewczyno nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaki masz na niego dobry wpływ. Od wypadku matki nigdy nie widziałem go tak zadowolonego. On po prostu odżył! Jedno twoje słowo i cały promienieje. Wiem, że to brzmi dość śmiesznie i nieprawdopodobnie, ale tak to odbieram.
Poczułam, że kotłuje się w moim wnętrzu ogrom radości, ale stłumiłam go. Nie mogłam pozwolić sobie na te wszystkie czające się we mnie radosne uczucia, bo jeśli wzniosłabym się w górę, upadek po Chloe bolałby zbyt mocno.
-A Chloe?
-Chloe to marna namiastka ciebie. Cholera, przecież oni ciągle się żrą! Może na początku nie było tak źle i nawet uwierzyłem przez moment, że ona może trochę mu pomóc, ale potem odkąd... - Zamilkł.
Wzięłam głęboki wdech.
-Nie jestem do końca pewna czy chce od ciebie wiedzieć co jest między nimi. To znaczy mam na myśli teraz.
-Wiem, też wolałbym, żebyś dowiedziała się od niego. Tym bardziej, że jeśli ci powiem on już nigdy się do mnie nie odezwie. - Wzruszył ramionami. - Ale co mi tam? Jeśli macie być razem to jestem wstanie zaryzykować.
-Jason...
-Nie, nie. - Pokręcił głową. - Już zdecydowałem. Nie zmusisz mnie do zmiany zdania.
-Chciałam tylko powiedzieć, że wstawię się za tobą. O ile mi pozwoli, przecież na mnie też będzie wściekły, że z tobą poszłam.
Uśmiechnął się.
-Wybaczy ci to. Wszystko by ci wybaczył.
-Nie mów tak. Jezu, ja nawet nie jestem pewna tak do końca, jak to z nami jest.
-Chcesz z nim być?
-Chcę, ale...
-Ja mogę cię zapewnić, że on chce być z tobą. - Wszedł mi w słowo.
-To czasem nie wystarcza. - Przypomniałam.
-Ale teraz wystarczy.
Patrzyłam w jego ogromne oczy, a bijąca z nich szczerość była powalająca. On naprawdę w nas wierzył.
-No dobrze. Więc powiedz mi i miejmy to już za sobą.
Wstał i zaczął przede mną krążyć w tę i z powrotem.
-To nie jest jakieś super wow. Właściwie to nic spektakularnego, w stylu, że wariatka porwała mu chomika i teraz grozi, że go zje, jeśli z nią nie będzie.
Gapiłam się na niego bez słowa. Wiedziałam, że próbuje jakoś rozładować te ciężka atmosferę, ale nie umiałam mu w tym pomóc. Byłam tak spięta, że nie było mnie stać nawet na najmniejszy uśmiech. Zaraz przecież miałam poznać tajemnice Evana i Chloe, wbrew chłopakowi. Czułam się tak, jak bym kogoś zdradzała, ale chyba w tej sytuacji miałam prawo widzieć? Przecież to wszystko było jedną wielką niewiadomą, a dziewczyna sama mnie w to nieświadomie wciągnęła. W dodatku od tego zależało to czy miałam być z Evanem, którego pragnęłam.
Jason przetarł twarz dłońmi.
Wziął kilka głębokich wdechów.
Głośno westchnął.
Naprawdę mu bardzo współczułam. I teraz już wiedziałam, że zdradzał sekret przyjaciela, bo bardzo mu na nim zależało. Chciał, żeby Evan był szczęśliwy nawet za cenę ich przyjaźni.
-Co za popieprzona sytuacja. - Rzucił, a potem znów usiadł koło mnie łapiąc mnie za dłonie. - No dobra, obiecaj mi, że nie powiesz o tym nikomu więcej. Nikomu.
-Czy mam wliczyć w to Evana?
Zawahał się, ale pokiwał głową.
-Obiecuję, że nikomu nie powiem, ale może być tak, że sam się domyśli.
-Wiem, ale może przez ten czas zdążę go jakoś udobruchać.
-Rozumiem. Jeśli będę mogła ci jakoś pomóc...
-Dam znać.
Uśmiechnęłam się zachęcająco.
Musiałam chyba mu jednak jakoś pomóc, bo męczył się tak bardzo, że aż było mi go szkoda.
Paskuda sprawa.
-Jasonie wyrzuć to po prostu z siebie i miejmy to z głowy.
Zasępił się i puszczając moje dłonie usiadł bokiem do mnie mocno przygarbiony.
-Cóż, jak wiesz ojciec Evana odszedł od nich, jakiś czas temu po tym, jak jego mama miała wypadek i okazało się, że już nigdy nie stanie na nogi.
Pokiwałam głową, ale zaraz odchrząknęłam i odpowiedziałam cicho tak, bo przecież na mnie nie patrzył.
-W jej stanie potrzeba ciągłej rehabilitacji, żeby... Cholera nie znam się na tym, ale, jeśli nie będzie ćwiczyć jej mięśnie mogą zacząć zanikać czy coś takiego.
-Słyszałam kiedyś o tym.
-Właśnie, więc mniej więcej wiesz, jak to wygląda. Ktoś musi ją rozciągać i z nią ćwiczyć, żeby miała siłę wstać z łóżka, przesiąść się na wózek i jakoś funkcjonować. Musi jakoś się ruszać, żeby nie mieć odleżyn czy innych tego typu popapranych rzeczy. Ktoś musi zakładać jej cewnik, bo sama nie skorzysta z toalety, a Evan nie mógł rzucić szkoły i zajmować się matką, bo straciłby te marne alimenty.
-Słyszałam, że ojciec zabrał dużą część ich majątku. - Wyszeptałam cicho.
-Dużą? Ali on zabrał im prawie wszystko poza domem.
-Ale jak sąd mógł mu to...
-To wszystko było jego. Miał dokumenty. Oni nawet przez dłuższy czas nie mieli w domu telewizora.
-A co ma z tym wspólnego Chloe?
-Evan nie mógł rzucić szkoły i codziennie zawozić matkę na darmową rehabilitację do szpitala. Nawet, jeśli zrobiłby to przysługiwało jej kilka ćwiczeń przez tydzień, dwa, a potem musieliby czekać na kolejne dłuższy czas. Potrzebne były im pieniądze.
Gapiłam się na niego bez słowa.
-Chloe o tym dobrze wiedziała. Wiedziała, że są w kropce, ale Evan nie chciał jej kasy. Jeszcze wtedy uważałem, że to głupie, ale teraz dziękuję Bogu, że się u niej nie zapożyczył.
-Ale skoro jego mama ma osobistego rehabilitanta i pielęgniarkę to jakoś inaczej udało jej się go ze sobą związać, prawda? - Zgadłam.
Westchnął.
-Matka Chloe ma znajomą w szpitalu. Załatwiła to jakoś w ramach przysługi.
-Ale mama Evana jej nie lubi, jak może przyjmować ich pomoc?
Jason spojrzał na mnie ponuro.
-Mama Evana nie wie, że to ich zasługa. Myśli, że Evan w ramach jej rehabilitacji odrabia po szkole godziny w szpitalu, a raz w tygodniu pracuje u ciebie.
Gapiłam się na niego sama nie wiedząc do końca co czuje. Evan nigdy nie chciał wolnego, zawsze był w księgarni o czasie. O Jezu, jeśli jego mama pozna prawdę...
-Chloe go szantażuje, że jej powie?
Chłopak pokręcił głową.
-Gorzej, Chole może pozbawić jego mamę rehabilitanta i pielęgniarki.
-Słucham? - Wstałam. Czułam, jak buzuje w moich żyłach. - Nawet ona nie była by taka podła! Nie, to nie jest możliwe. Ona jest wredna i myśli tylko o sobie, ale przecież...
-Nie zależy jej na nim. Oboje dobrze wiemy, że zdradza go i jest z nim tylko dlatego, że nie da być mu z tobą.
Puściłam uwagę o zdradzie mimo uszu. W końcu skoro Evan wiedział, Jason też musiał widzieć.
-Ale ona nie wie, że my, że...
-Wie, że mu się podobasz, a on tobie. To wystarczy. - Zachichotał. - Ale musiała mieć minę, kiedy zrozumiała, że sama pchnęła was w swoje ramiona.
Mnie jakoś nie było do śmiechu.
-To poważna sprawa! - Fuknęłam na niego.
Spoważniał.
-Wiem. Rozumiesz więc teraz czemu on tam siedzi i udaje? Nie stać go na lekarzy dla mamy.
Opadłam na miejsce obok chłopaka.
-Więc nie ma dla nas nadziei? Czego by nie zrobił pozbawi to jego mamę leczenia.
-Coś wymyśli. Zobaczysz. Teraz ma przynajmniej motywację. Wcześniej, jak dowiedział się o zdradzie planował być z nią do czasu, aż jej się znudzi, ale teraz...
Pokręciłam głową czując, jak narasta we mnie wściekłość. Chloe była okropna. Jak mogła szantażować go czymś takim? Ma drugiego faceta! Czemu nie zostawi Evana w spokoju! Ale zaraz pomyślałam o Evanie i jego poświęceniach i poczułam, że zalewa mnie żal. Tak bardzo było mi go szkoda. Nie dość, że miał chorą mamę, zostawił ich ojciec, mieli problemy finansowe to jeszcze ta podła jędza...
Obróciłam się w stronę chłopaka.
-Jasonie musimy mu pomóc. Coś wymyślić.
-Wiem, tylko co? On nie da nam się wtrącać.
-Więc udawajmy, że się nie wtrącamy.
-Chloe też nie może wiedzieć. Jak dowie się, że wiesz może różnie zareagować.
Pokiwałam głową.
-Teraz jestem jej wrogiem numer jeden. Pomyśleć, że chciała się dziś popołudniu pogodzić.
-Co?
Wzruszyłam ramionami.
-Kazałam jej spadać na drzewo.
W oczach chłopaka zamigotał błysk.
-A może powinnaś znów znaleźć się blisko niej?
Pojęłam w mig o co może mu chodzić.
-Znaleźć się blisko i poszukać na nią haka?
Myślałam, że serce wyskoczy mi za sekundę z piersi.
-No tak, jeśli Evan miałby coś na nią być może mógłby to wykorzystać.
Zamyśliłam się.
-Chloe bardzo pilnuje swoich spraw. Nawet przestała zapraszać mnie do siebie do domu. Teraz ma jakieś problemy rodzinne, a z tego co mówił Evan jej mama ma nowego faceta.
-Może to jakiś ciemny typ? Trzeba się tego dowiedzieć.
Pokiwałam głową.
Zaczęła narastać we mnie nadzieja. Może mieliśmy jakąś szanse... Malutką, ale było to dużo lepsze, niż bezczynne siedzenie z boku i patrzenie, jak Evan zmusza się do bycia z nią.
-Spróbuję jakoś ją podejść.
-A co z twoimi nowymi znajomymi?
Obejrzałam się w kierunku ogniska.
-Mogą nam pomóc.
-Nie uważam, żeby to był dobry pomysł.
-Można im zaufać. Naprawdę.
-Ile ich znasz?
Zacisnęłam wargi w wąska linie.
-Dobra, damy radę we dwójkę.
Chłopak się zasępił.
-Co? - Zapytałam się bojąc się co odpowie.
-Jeśli masz znów kręcić się koło Chloe, musimy wprowadzić Evana w nasz plan.
Przygryzłam wargę.
-Wścieknie się.
-Na mnie. Nie na ciebie. Jakoś sobie z tym poradzę.
Było mi naprawdę Jasona szkoda.
Wstałam.
-Lepiej wracajmy, żeby nas nie widział razem. Jeszcze nie teraz.
-Pójdę z drugiej strony. - Zgodził się. - Ali? Musimy się jakoś kontaktować. Założyłaś konto na Facebooku, tak?
-Tak, ale ktoś mi się włamał. Myślę, że to Chloe. Może dam ci swój numer?
-Evan mi mówił, ale... słuchaj możemy to wykorzystać. Udawać, że coś się między nami dzieje. Niech sobie poczyta nasze udawane wiadomości. W szkole możemy udawać, że to ukrywamy.
Pokiwałam głową, uśmiechając się. Czułam się już dużo lepiej.
-Teraz to Evan już na pewno nas zamorduje.
Również się uśmiechnął.
-Zdecydowanie.
_____________________
Spodziewałyście się po Chole bycia, aż taką wredną żmiją? 🤔

Twoje Pocałunki Pod GwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz