Rozdział 14

528 73 15
                                    

Wracając do domu weszłam najpierw do księgarni mamy. Stała akurat za biurkiem, więc skorzystałam z okazji, że była sama i wpakowałam się na biegu do środka.
Dzwonek u góry drzwi zabrzęczał głośno na co skrzywiłam się odrobinę. Chciałam uniknąć spotkania z Evanem.
-Cześć kochanie. - Kobieta podniosła głowę uśmiechając się do mnie promiennie.
-Cześć. - Mruknęłam podchodząc prosto do niej. - Chciałam tylko zapytać co u ciebie i powiedzieć, że wieczorem wychodzę.
Jej wzrok powędrował gdzieś za mnie.
-Do Evana, tak?
Pokręciłam głową.
-Nie. Narazie się nie uczymy.
Zmarszczyła brwi.
-Więc z Chloe?
Westchnęłam.
Czułam się, jak na przesłuchaniu.
-Nie. - Przestąpiłam z nogi na nogę. Robiłam się co raz bardziej spięta i dobrze wiedziałam, że to wina chłopaka. Był tu gdzieś między regałam, a ja wolałam go narazie nie widzieć. To miał być mój dzień. - Opowiadałam ci o moich nowych znajomych. Clarze, bliźniaczkach i... Ericu.
Mama zamrugała przyglądając się uważniej mojej twarzy.
-Coś wspominałaś. Więc zaprosił cię ten Eric?
-Nie mamo! - Przewróciłam oczami. - Zaprosili mnie razem.
Pominęłam fakt, że to chłopak wpadł na ten pomysł, bo obawiałam się, że matka nie puściłaby mnie bez jakiegoś miliona zadanych pytań, a Evan mógł pojawić się w każdej chwili.
Zacisnęła wargi.
-A co z Evanem?
-To znaczy?
Ściszyła głos.
-Może byś go też zaprosiła?
-Jego mama ma rehabilitację. I musi być w domu. - Mówiąc to gapiłam się na swoje trampki.
-Rozumiem, ale Ali nie zaniedbuj tego chłopca. Miałaś mu pomóc w nauce.
Westchnęłam.
-Wiem.
Gdyby to było tylko takie proste, jak myślała mama.
-No dobrze. Jeśli czujesz, że jesteś z nimi bezpieczna to możesz iść.
-Naprawdę?
-Ale pod jednym warunkiem.
Zmarkotniałam bojąc, że zaraz wyskoczy z czymś w stylu zaproś Evana, ale ona uśmiechnęła się do mnie łagodnie.
-Wróć przed dwunastą, jasne?
Ominęłam stare, mahoniowe biurko i rzuciłam jej się na szyję.
-Jesteś najlepszą mamą na świcie.
Przytuliła mnie.
-Miło to słyszeć.
Odsunęłam się od niej i już chciałam się obrócić, kiedy z zaplecza wyszedł Evan. Nasze oczy się spotkały i przez moment miałam wrażenie, że ziemia usunie mi się z pod stóp.
Wyczuwając zmianę nastroju kobieta obróciła się w kierunku chłopaka.
-Cześć. - Rzucił do mnie, a ja oblałam się rumieńcem. Boże, czemu on się tak na mnie gapił?
-To ja pójdę po resztę zamówień. - Powiedziała mama i mimo, że rzuciłam jej błagalne spojrzenie wyszła, zostawiając nas samych. Jezu, czy ona nie rozumiała, że Evan jest z Chloe? To było naprawdę irytujące!
-Hej. - Mruknęłam do chłopaka i kiedy moja rodzicielka zniknęła na zapleczu po prostu obróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia.
-Zaczekaj! - Zawołał za mną chłopak, a sekundę później poczułam na ramieniu jego ciepłą dłoń.
Spojrzałam w jego stronę.
Czemu musiał być tak nieznośnie przystojny?
-Co?
Zamrszczył brwi.
-Jesteś na mnie zła?
-Jestem?
-A nie?
Czegoś tu nie rozumiałam.
-Przecież to ty nie odzywasz się do mnie.
-Ja do ciebie?
Gapiłam się na niego całkowicie zbita z tropu i chyba go tym zdenerwowałam.
-Pisałem do ciebie.
-Odpisałeś tylko okej. Jeśli to jest pisanie to...
-Nie. - Wszedł mi w słowo. - Odpisałem, że chcę się z tobą normalnie spotykać.
-Nieprawda.
Sięgnął do kieszeni spodni i wyjmując telefon kliknął w coś kilka razy, po czym pokazał mi ekran.
Gapiłam się na nasze wiadomości, ale nigdy wcześniej nie widziałam ich na oczy.
Napisałem Evanowi o tym, że chcę nauki online, a on napisał, że tak niczego się nie nauczy i, że porozmawiamy o tym wieczorem, a ja niby napisałam mu, że wieczorem jadę do babci i że nie chcę z nim się więcej uczyć twarzą w twarz, bo jest chłopakiem mojej przyjaciółki i to nie w porządku, żebyśmy razem spędzali wieczory, kiedy ona siedzi sama w domu.
Chłopak odpisał mi, żebym to przemyślana i dała mu znać.
Zamrugałam i odruchowo wyciągnęłam swój telefon. Weszłam na Facebooka i tym razem to ja pokazałam mu naszą krótką wymianę zdań.
Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu.
-Ktoś mi się włamał? - Zapytałam w końcu.
-Na to wygląda.
-Chloe?
-Po co miałaby to robić?
Zacisnęłam usta.
-Evan ja naprawdę się z nią nie pokłóciłam. Ta cała bajeczka...
-Posłuchaj nie mogę o tym rozmawiać. Nie teraz.
Pokiwałam głową.
-Rozumiem.
-Nic nie rozumiesz! - Złapał mnie za dłoń. - Posłuchaj daj mi szansę. Jakoś sobie z tym...
-Nie chce tego słuchać! - Wyrwałam dłoń. - To, że nie przyjaźnie się już z Chloe nie zmienia tego, że ty z nią wciąż jesteś.
Widziałam, że puszczają mu nerwy.
-A może to ten chłopak? Podoba ci się?
-Eric?! - Pisnęłam. - Chyba żartujesz! To mój kolega!
-Ciekawe, że dziś w stołówce wyglądało to inaczej.
-O czym ty do cholery mówisz! - Wrzasnęłam. - Robisz mi wyrzuty o kolegę, chociaż sam jesteś w związku!
-To nie...
-Daj mi spokój Evan. Po prostu daj mi spokój! - Warknęłam i nie patrząc na niego, wyszłam z księgarni.
Idąc do domu czułam, że po policzkach płyną mi łzy.
Boże, czemu mnie to tak bolało? Przecież ja nawet go tak naprawdę nie znałam.
***
Mama wróciła do domu na obiad i wyglądała na lekko zmartwioną. Powiedziała mi, że po naszej kłótni, to znaczy mojej i Evana, oczywiście wszystko podsłuchała, ale nawet nie miałam siły jej za to zganić, chłopak wyszedł z księgarni i już nie wrócił. W moim sercu zapanował chaos. Tylko na chwilę, bo potem przypomniałam sobie, że to dorosły chłopak i w dodatku nie mój. To nie ja powinnam się o niego martwić.
Powiedziałam mojej rodzicielce, że to nie nasza sprawa, a ona pokręciła głową mrucząc coś o głupich miłostkach, po czym wróciła do pracy.
Poszłam do siebie poszukać czegoś na wieczorne ognisko. Po awanturze z Evanem nie bardzo miałam na nie chęć, ale obiecałam Ericowi.
Eric.
Glupi Evan. Jak on mógł mieć do niego jakiekolwiek pretensje?
Miałam ochotę uderzyć pięścią w ścianę. Byłam taka wściekła.
Co on sobie wyobrażał?
***
Zagrzebna w szafie zdziwiłam się, kiedy jakiś czas później ktoś zadzwonił do drzwi.
Nie oczekując żadnych gości przed godziną dwudziestą wystraszyłam się nie na żarty, że mogła być to Chloe. Przez moment nawet zastanawiałam się czy nie olać dzwonka, ale w końcu się poddałam.
Rozległo się pukanie.
-Już idę! - Krzyknęła udając się na przedpokój po czym przekręcając klucz, otworzyłam drzwi.
Sekundę później dosłownie cofnęłam się w tył.
-Evan? - Gapiłam się na chłopaka z przerażeniem.
-Nie możesz od tak przestać się ze mną spotykać! - Rzucił i nie czekając na zaproszenie wepchnął się do środka.
Zaszokowana gapiłam się jeszcze z dobrą minutę na drzwi.
Wreszcie widząc mój stan, zamknął je i obrócił mnie przodem do siebie. Zerknęłam na jego twarz.
Bo tak właściwie to nie przeraziła mnie jego wizyta, ale podbite oko i rozcięta warga.
Wyciągnęłam rękę dotykając opuszkiem palca sinego miejsca pod okiem.
-Co ci się stało? - Czy naprawdę to mój głos był tak piskliwy?
Odwrócił wzrok, odsuwając się.
-To nie jest akurat twój problem.
Pokiwałam głową.
Zabolało, ale miał rację. To nie był mój problem.
-W łazience jest woda utleniona. Możesz sobie przemyć...
-Nic mi nie będzie.
Patrzyłam na niego nie wiedząc co dalej. Między nami panowała cisza, ale miałam wrażenie, że od napięcia zaraz pęknie mi głowa.
Szmaragdowe oczy mojego rozmówcy obserwowały każdy mój ruch, aż wreszcie na boskie wargi chłopaka wypłynął delikatny, łobuzerski uśmiech, który sprawił, że omal nie upadłam na ziemię. Dołeczki w jego policzkach zwalały z nóg.
-Co? - Wykrztusiłam.
-Masz minę, jakbyś zobaczyła ducha. Myślałaś, że tak po prostu odpuszczę?
-Nie. - Skłamałam, ale za szybko. Widać było, że domyślił się prawdy.
-Za bardzo cię polubiłem, żeby odpuścić. Może gdyby nie ten pocałunek...
Zatkałam sobie dziecinnym gestem uszy.
-Nie chcę o tym słyszeć.
Przewrócił oczami, ale podszedł bliżej i łapiąc mnie za nadgarstki, podniósł moje ręce do góry.
Oparłam się plecami o drzwi.
Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi i byłam pewna, że wali tak mocno, że chłopak zaraz je usłyszy.
-Alison. - Wymówił moje imię aksamitnym głosem. Boże, traciłam nad sobą kontrolę. Znów miałam przed oczami nasz pierwszy i jedyny pocałunek. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć.
Przyglądał się mojej twarzy w skupieniu i chyba wreszcie znalazł to czego szukał, bo nagle jego wzrok złagodniał.
-Możesz mnie odpychać, ale widzę to. Od początku widziałem, jak na mnie patrzysz.
Co miałam mu powiedzieć?
Myślałam, że jestem dyskretniejsza. Przecież innym dziewczynom też się podobał. Czemu zauważył akurat mnie?
-Evan...
-Jeśli tylko uda mi się... - Zaczął, ale zaraz zamyślił się na chwilę, jakby szukał odpowiedniego słowa. - Jeśli tylko uda mi się to zakończyć, a ty wciąż będziesz mnie chciała wrócę i zacznę to tak, jak powinienem.
-Co? - Nic nie rozumiałam.
Uśmiechnął się.
-Zrozumiesz w swoim czasie. Obiecuję.
Pochylił się do przodu, a jego wargi musnęły moje, by chwilę później, zanim zrobiłam choćby mały ruch, odsunął mnie od siebie i nic więcej nie mówiąc poszedł do mojego pokoju.
Stałam tak jeszcze dobre pięć minut otumaniona i skołowana starając się uspokoić, ale efekt był odwrotny - zalała mnie fala gniewu.
Nie mogłam nad sobą zapanować.
Wpadłam do pokoju.
-Co to miało do cholery być, Evan?
Wyglądał na zaskoczonego, ale rozbawienie kryjące się w jego oczach sprawiało, że wściekłam się jeszcze bardziej.
-Nie będę cię uczyła w ten sposób! Tylko internetowo! A jak ci się coś nie podoba to możesz sobie znaleźć inną korepetytorkę!
-Ale dlaczego jesteś taka zła?
Jego spokój był nie do zniesienia.
-Bo nie możesz robić czegoś takiego będąc z moją byłą przyjaciółką! Myślałam, że już ci to wyjaśniłam.
Wzruszył ramionami.
-Coś tam wspomniałaś.
-Więc to uszanuj! - Wydarłam się.
Zmarszczył brwi.
-Ale ty nie chcesz, żebym to szanował, Alison.
-Przecież co dopiero powiedziałam, że tego właśnie chcę!
Wstał z fotela. I zaczął się do mnie zbliżać.
-Zostań tam gdzie jesteś! - Cofnęłam się.
-Więc powiedz mi, że mnie nie chcesz.
-Nie chce cię. - Kłamałam.
-Że mnie nie pragniesz. - Dalej szedł w moją stronę.
Wyciągnęłam przed siebie dłoń, aby go zatrzymać.
Co on do cholery wyprawiał?
-Nie pragnę cię!
-Że o mnie nie myślisz.
Był już tak blisko, że moja dłoń dotykał jego klatki piersiowej.
Serce tłukło mi się o żebra, a jakaś część mnie skakała z radości, że znów jest tak blisko.
-Nie myślę. - Wyszeptałam.
-I powiedz mi, że mówiąc to nie kłamiesz. - Przechylił głowę w bok. - Bo kłamiesz, prawda?
Zacisnęłam wargi.
-Nigdy na mnie nie zwracałeś uwagi. Co się zmieniło? Nie można zakochać się w kimś w kilka dni.
-Nie? - Świdrował mnie szmaragdowymi oczami. - Przypomnij sobie Alison.
_________________
Evan przeszedł do ataku 🙈 co odpowie Alison? Czy podejmie rzucone wyzwanie? 🤷‍♀️

Twoje Pocałunki Pod GwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz