Rozdział 11

546 67 43
                                    

W piątek przed szkołą przywitała uczniów awantura na dziedzińcu. I to nie byle jaka.
Chloe stała na wprost Evana czerwona ze złości i wymachiwała gorączkowo rękoma.
Tyle było by, jeśli chodzi o ich pogodzenie się.
Zawsze byli wybuchową parą, zawsze się kłócili, ale ostatnio patrząc na nich przychodziło mi do głowy tylko jedno słowo.
Cyrk.
Jeszcze dwa tygodnie temu dałabym sobie uciąć za nich rękę, ale teraz... Chloe bardzo się zmieniła. Na wszystko i wszystkich warczała i nikogo do siebie nie dopuszczała.
Zastanawiałam się czy im nie przerwać, ale wolałam się nie mieszać. W końcu na mnie też była zła.
-Gdzie wczoraj byłeś!? - Wy warczała niemal krzycząc, aż stanęło mi serce.
Spojrzałam na chłopaka z przerażeniem, ale on mnie chyba nie widział.
O Boże!
Ona mnie zabije, jeśli jej powie.
Wycofałam się w bok, a potem w tył. Nie miałam ochoty zostać zrównana z ziemią przy tych wszystkich ludziach. Jakoś musiałam jej to wytłumaczyć, ale na razie....
Uderzyłam w kogoś plecami.
Obróciłam się i omal nie upadłam na ziemię.
Jason patrzył na mnie uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Ale masz minę. Przecież Evan cię nie wyda.
-Cicho. - Zasłoniłam mu usta dłonią.
Przewrócił oczami i łapiąc mnie za ramiona, obrócił prosto w stronę mojej przyjaciółki i jej chłopak.
-Chloe nie rób scen. Byłem z mamą na badaniach.
-Kłamiesz! Widziałam, jak ten jej rehabilitant z nią jedzie! Wyjeżdżał z domu wózkiem!
Byłam pewna, że już po nas.
-A zaglądałaś do środka samochodu? - Powiedział i nawet przy tym nie mrugnął.
Dziewczyna otworzyła usta, ale nic więcej nie powiedziała.
-To tyle. - Szepnął mi do ucha Jason, a ja, jak rażona prądem wystrzeliłam do przodu.
Wiedziałam, że to wyrzuty sumienia. Chloe nie była idiotką, a Evan właśnie przez nasze spotkanie zrobił z niej zazdrosną kretynkę na oczach połowy szkoły.
Przepychając się przez tłum, dopadłam Chloe za ramiona i obracając ją ku sobie spojrzałam prosto w jej oczy.
-Idziemy, ale już!
Nawet nie zerknęłam na Evana.
Złapałam dziewczynę za rękę i wyprowadziłam ją z tłumu, po czym poprowadziłam prosto do łazienki, skąd wywaliłam dwie pierwszoklasistki.
Blondynka uśmiechnęła się słabo.
-Nie sądziłam, że umiesz innym rozkazywać.
-Uczę się od najlepszych. - Pogłaskałam ją po włosach.
Odgoniła mnie dłonią.
-Zepsujesz mi fryzurę.
Westchnęłam.
-Dobrze się czujesz?
-Tak. - Oparła się o drzwi patrząc na lustro przed nią. - Muszę tylko poprawić makijaż. Daj mi sekundę.
-Jasne.
Wyjęła szminkę.
-Jestem na ciebie zła.
-Chloe ja naprawdę źle się czułam.
-Rozumiem, ale mogłaś mnie uprzedzić. Mam nadzieję, że na drugi raz tak zrobisz.
Wkurzyłam się.
-A ja mam nadzieję, że zaczniesz mówić mi co u ciebie, a nie, że dowiaduję się od osób trzecich.
Nawet na mnie nie spojrzała.
-Nie wiem o czym mówisz.
-O rozwodzie twoich rodziców.
Ręka jej zadrżała.
-Ach to. - Wróciła do malowania. - Już nie ważne. Tato się wyniósł i wreszcie jesteśmy szczęśliwe.
-Przykro mi, że musiałaś przez to przejść.
-Och, nie musi ci być przykro. Mama już kogoś sobie znalazła. Facet jest naprawdę w porządku. Mógłby mnie nawet adoptować.
Uśmiechnęłam się.
-To... Chyba dobrze?
-A czemu nie?
Przygryzłam wargę.
-A co z Evanem?
Zamknęła z trzaskiem szminkę, po czym wrzuciła ją do torby.
-Cóż, nie potrafi mnie szanować, więc ja nie będę mieć oporów, żeby nie sznaować jego.
-Przecież nie okazał ci braku szacunku. - Wymamrotałam cicho.
-Zrobił ze mnie idiotkę. Mógł udawać, że mam rację.
-Co?
-Nie patrz się tak na mnie.
-Chloe to popieprzone! Przecież ty zrobiłaś mu awanturę.
-I nie daruję mu tego.
-Zerwiesz z nim?
-Oszalałaś? Żeby któraś z tych wymuskanych lalek mogła go mieć? Nie ma mowy. Będzie ze mną póki nie skończymy tej szkoły.
Gapiłam się na nią oniemiała.
-A jeśli on zerwie z tobą?
Prychnęła.
-Nie zerwie. Mam na to sposób.
Była taka pewna siebie.
Spojrzała na mnie w lustrze.
-Chcesz mi coś powiedzieć?
Milczałam.
Bo niby co miałam jej powiedzieć, że zwariowała?
-Świetnie. - Ruszyła do wyjścia.
-Zaczekaj! - Złapałam ją za ramię. - Więc co chcesz zrobić?
-Jesteś moją przyjaciółką, tak?
-Tak.
-Więc siedź cicho.
-Ale...
-Poznałam kogoś, dobra?! - Warknęła. - Zadowolona? Dasz mi teraz spokój?
Cofnęłam się w tył czując, jak bym dostała w twarz.
-Co?
-Wiesz o tym tylko ty. - Powiedziała grożąc mi. - Więc, jeśli okaże się, że wie ktoś jeszcze będę wiedziała, że to ty, a wtedy cię zniszczę. Nie będziesz już moją przyjaciółką!
-Jak to poznałaś kogoś? - Wymamrotałam nie bardzo rozumiejąc jej słowa.
Spojrzała na mnie z politowaniem.
-Nawet ty musisz wiedzieć co to znaczy mieć kochanka. - Tym razem to ona pogłaskała mnie po policzku. - Evan nie jest mnie wart, ale nie dam mu się rzucić. Najpierw się zemszczę, a mówię ci to dlatego, że ufam tylko tobie.
Zakończyła, zostawiając mnie samą. Sekundę później zadzwonił dzwonek, ale nie poszłam na zajęcia. Udałam się z powrotem do domu. Nie mogłam patrzeć dziś na Chloe. Na Chloe i Evana. Na żadne z nich. Nie chciałam brać w tym udziału.
***
Kiedy wróciłam do domu mama siedziała w kuchni krojąc ciasto na kopytka. Była umazana na twarzy mąką i miała chyba nieco lepszy humor.
-Ali? Odwołali wam zajęcia? Zapomniałaś czegoś? - Zapytała spoglądając na mnie i chyba musiałam nie wyglądać najlepiej, bo przestała kroić. - Co się stało?
-Czy... czy wiedziałaś, kiedyś o czymś czego nie mogłaś nikomu powiedzieć, ale czułaś, że to nie fer i powinnaś?
Kobieta przyglądała mi się jeszcze przez chwilę.
-Tak. Kiedyś twoja babcia brała dużo leków i kazała mi nie mówić dziadkowi.
-I co zrobiłaś?
-Powiedziałam, bo to mogło uratować jej życie.
-Rozumiem. - Usiadłam przy stole.
-W niektóre rzeczy jednak lepiej się nie pakować i po prostu udawać, że się o nich nie wie, wiesz?
Pokiwałam głową.
-Tak, chyba masz rację.
-Chloe ci o czymś powiedziała, tak?
-Nie chcę o tym mówić.
-Myszko, nie mówię ci tego, żeby zniszczyć waszą przyjaźń, ale niektórzy ludzie po prostu na nas nie zasługują, bo zwyczajnie nie umieją tego docenić.
-Jasne. - Zdobyłam się na słaby uśmiech. - Mogę zostać dziś w domu?
-Oczywiście. Weź fartuch, pomożesz mi.
-Dziękuję. - Wstałam przytulając mamę. - Cieszę się, że mogę z tobą o wszystkim porozmawiać.
-Zawsze. - Uścisnęła moje dłonie. - No już, bo cię ubrudzę! Zakładaj fartuch.
***
Mama była cudowna. Znalazła dla mnie tyle prac, że przez prawie cały dzień nie myślałam o Chloe i Evanie. Problem pojawił się dopiero wieczorem, kiedy miałam iść do niego, aby dać mu korepetycje. Wciąż nie miałam jego numery telefonu. I nie mogłam tak po prostu nie iść. A może mogłam?
Mama patrzyła na mnie sceptycznie, jak raz zakładałam buty, a innym razem je ściągałam.
-Masz jeszcze piętnaście minut.
-Nie mogę tam iść.
-Dlaczego?
-Bo... Nie chcę się w to mieszać.
-Boisz się, że powiesz coś za dużo?
Pokiwałam głową.
-A czy powiedzenie mu będzie naprawdę takie straszne?
-Tak mamo.
-Więc po prostu spróbuj go ostrzec, cokolwiek by to nie było.
Zamrugałam.
-Ostrzec?
Pocałowała mnie w czubek głowy.
-Coś wymyślisz.
-Czy ty domyślasz się o co chodzi?
Uśmiechnęła się tajemniczo.
-Jeśli Chloe jest taka, jak jej matka to owszem.
I nagle wiedziałam co powinnam zrobić. Założyłam buty po raz ostatni i wybiegłam z domu.
Nie mogłam mu powiedzieć o tym co Chloe wyprawia, bo była moją przyjaciółką, a jednocześnie czułam, że muszę coś zrobić, żeby być fer wobec Evana. Polubiłam go i w końcu tam przed szkołą ratował skórę mnie. On nie bał się Chloe ani trochę. Robił to dla mnie, żeby dała mi spokój.
***
Kiedy Evan otworzył drzwi wpadłam do środka, jak burza.
-Halo! Ktoś cię gonił?
Zgięłam się wpół i głośno dysząc dałam mu znak palcem, że potrzebuję chwili.
Poszedł po coś do kuchni, a potem wrócił z kubkiem wody.
Wdzięczna wypiłam do dna.
-Dzięki.
-Więc co dziś...
-Twoja mama już zaczęła rehabilitację?
Obejrzał się w kierunku salonu.
-Tak.
-Więc musimy pogadać. - Złapałam go za dłoń i bezceremonialnie pociągnęłam do jego pokoju, zamykając za nami drzwi.
-Co się dzieje? - Patrzył na mnie zdziwiony. - I czemu uciekłaś z zajęć. Jason cię widział przed szkołą.
Pokręciłam głową.
-To nie jest teraz ważne.
-Powiedziałem znów coś nie tak? Chloe mnie szukała, a nie chciałem, żeby czepiała się też ciebie i...
-Evan nie o to chodzi.
-Więc o co? Chcesz mi powiedzieć, że przez te akcje mam nie przychodzić na spotkania?
Zaskoczona zgubiłam wątek.
-Co? - Nawet mi to nie przeszło przez myśl, ale w sumie to nie był zły pomysł... - Skoro uważasz, że to dobry pomysł to ja też.
Zmarszczył brwi.
-Więc nie przyszłaś mnie ochrzaniać?
-Przyszłam, żeby cię ostrzec.
-Przed czym?
-Przed Chloe.
-Chloe?
-Tak. - W przypływie emocji złapałam go za dłonie. - Posłuchaj. Wiem, że to twoja dziewczyna i bardzo ci na niej zależy, kochacie się, ale Evan to co dziś zrobiłeś... Ona się zemści. Na pewno. Nie widziałeś jej twarzy. Była wściekła! Jeśli...
Nagle jego usta zupełnie niespodziewanie znalazły się na moich. Straciłam dech, a wszystkie myśli gdzieś wyparowały. Jezu, co ja mówiłam? O Boże, jak on całował!
Puścił moje dłonie i łapiąc w pasie, przyciągnął bliżej siebie. Z głośnym westchnieniem złapałam go za kołnierzyk koszulki i pozwoliłam, żeby nasze języki wreszcie się ze sobą spotkały. Smakował sokiem pomarańczowym i czymś jeszcze, jakby bułeczką z jagodami.
Na moment straciłam kontakt z rzeczywistością. To znaczy do czasu, aż wreszcie mnie puścił. Chociaż puścił to trochę za mocne słowo, bo straciłam równowagę i musiał posadzić mnie na fotelu, a sam kucnął przede mną trzymając moje ręce.
-Co się właśnie s-stało? -Wykrztusiłam.
-Pocałowałem cię.
-Ale dlaczego? Przecież...
-Po prostu musiałem. Nie umiem tego wyjaśnić.
-Ale przecież ty masz Chloe... - Zaczęłam bezradnie czując, że zalewają mnie wyrzuty sumienia. W końcu oddałam pocałunek. Nawet, jeśli byłam otumaniona... Otumaniona nim, to wcale mnie to nie tłumaczyło.
-Myślę ciągle o tobie. Nie wiem co to jest. Nie mogę...
-Nie. - Pokręciłam głową. - Nie. Przestań!
Wyglądał na zdziwionego.
-Ale myślałem, że skoro przyszłaś mnie ostrzec...
-To moja przyjaciółka Evanie! - Mówiłam niemal z rozpaczą.
-Przepraszam Alison. - Spojrzał na mnie. - No już cicho. Nie płacz! Na Boga nie chciałem...
Odtrąciłam jego rękę, wstając.
-To dla mnie za dużo.
-Przecież widzę, jak na mnie reagujesz. Nie jestem ślepy. Powiedziałaś, że ci się podobam.
-Jesteś z Chloe, a ja nie chcę być przyczyną waszego rozstania. Rozumiesz?
Próbowałam go wyminąć, ale znów przyciągnął mnie do siebie.
-Jesteś tego pewna?
Patrzyłam w te zielone oczy pełne zawodu, ale nie mogłam nic na to poradzić. Chloe mogła go zdradzać ile chciała, ale ja nie miałam zamiaru być taka, jak ona i robić jej za uszami.
-Tak.
Na jego twarzy pojawiła się maska, a moje serce pękło na pół.
-Co z naszą nauką? Mam znaleźć inną korepetytorkę?
-Możemy uczyć się online.
-Jasne. - Puścił mnie.
-Do widzenia Evanie.
-Dzięki za ostrzeżenie, ale to moja dziewczyna. Umiem sobie z nią radzić.
Och, gdybyś tylko wiedział, że nie jest twoja...
Pokiwałam głową i po prostu wyszłam.
_______________
No któż by się spodziewał takiego obrotu sytuacji??

Twoje Pocałunki Pod GwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz