Kłopoty

538 33 75
                                    


Nad ranem do domu Kakashiego wszedł kapitan ANBU i przyjaciel z dawnych czasów. Chciał z nim porozmawiać na pewien ważny temat, który oczywiście był pilniejszy niż cokolwiek robił w tej chwili. Zakładał, że Kakashi o tej porze albo jeszcze gnije w łóżku, na kanapie albo dręczy coś w kuchni. Nie było go przy kamieniu pamięci, ani tez nigdzie w Wiosce, a dobrze wiedział, że misji żadnej nie dostał. Plotki jakie niosły się wśród kunoichi i ninja zaczynały go coraz bardziej niepokoić i musiał zbadać sprawę. Upewnić się lub obalić je. W większość z nich nie wierzył, bo były tak bzdurne, że aż głowa bolała. Chociaż z drugiej strony Iruka już drugi dzień leży w szpitalu i lekarze nie bardzo wiedzą co mu jest i dlaczego. Wymioty, odwodnienie i osłabienie...

Wszedł do salonu i stanął jak korek w dębowej beczce. Salon wyglądał jakby się po nim tajfun przetoczył. Kakashi jaki jest taki jest, ale nigdy nie dopuściłby do czegoś takiego! Coś musiało się stać! Może go zaatakowali? Porwali?

Yamato uważając, by się po drodze nie zabić niemal biegł szukając go. Szybko znalazł jego zwłoki rozwalone przed kominkiem, w którym dawno już się nie paliło, otoczone pustymi butelkami po sake. Gapił się na to jak kto głupi. Nie wierzył własnym oczom.
Jak ON mógł siebie i salon doprowadzić do takiego żałosnego stanu?!
Uklęknął przy nim.

- Senpai. Senpai.- mówił potrząsając go za ramię, ale zalane w trupa zwłoki nie miały nawet siły mruknąć.

Westchnął głośno i dość cierpiętniczo. Wstał i z szafy, której o dziwo nie zdemolowano, wyjął koc. Wróci i okrył kakashiowe zwłoki. Podniósł go i ostrożnie, by tym razem nie zabić ich obu, pokonywał salonowy tor przeszkód. Zaniósł go do sypialni. Położył na łóżku i czule pocałował w rozpalone czoło.

- Iruka, błagam cię, nie zostawiaj mnie.- wymamrotał bardzo rzewliwie.

- Och... to chyba wiele wyjaśnia. Na przykład to, dlaczego podczas misji ciągle mnie odtrącał ani nawet na dziewczynki nie chciał iść. Błądził gdzieś sennie ponad książeczką fantazjując o czymś albo o kimś, a widać było to bardzo odległe. Od jakiegoś czasu dziwacznie się zachowywał, ale chociaż już wiem, co się dzieje, i że nie mam u niego najmniejszych szans. Co ma ten zahukany belfer czego ja nie mam?- zastanawiał się wpatrując w jego zaczerwienioną od alkoholu twarz.

Czuł rosnącą frustrację, więc postanowił się przejść. Zakładał, że Kakashi będzie jeszcze długo spał, a jak już się obudzi to i tak będzie zgonował w łóżku. Schodząc po schodach mało się nie zabił, kiedy wpadła mu do głowy genialna myśl.
Coś się stało, że nie są razem. Mogę zatem spróbować zając jego miejsce. Jak zobaczy, że to ja się nim zajmuję, ogarniam i pocieszam, to może go zostawi i pójdzie do kogoś, kto się nim interesuje, a nie do kogoś, kto ma go gdzieś?
Uśmiechnął się do siebie i rad z takiego planu podboju, aż zatarł ręce i raźno ruszył w stronę apteki.

Kiedy z niej wracał obudził się skacowany Kakashi. Rozejrzał wokół przepitym wzrokiem. Sięgnął na stolik licząc na szklankę wody, ale znalazł tam tylko karteczkę.

"Nie wychodź z łóżka, bo skończysz na podłodze. Masz potwornego kaca, jakbyś nie pamiętał co się wczoraj działo. Poszedłem do apteki."

- Iruka, kurwa, mogłeś chociaż szklankę wody zostawić.- jęknął zrezygnowany.

Komu jak komu, ale jemu nie chciał podpadać. Oczy piekły jak głupie, więc zamknął je sądząc, że nawet jak mu się przyśnie to zdąży się obudzić zanim ten wróci. Pewnie nie tylko do apteki poszedł, a jak wróci to pewnie dostanie potężny ochrzan, a jak to przeżyje i łeb mu nie pęknie to dostanie tabletkę czy cokolwiek na ból głowy. Potem on pójdzie spać, a Iruś wspaniałomyślnie ugotuje mu tej swojej legendarnej zupki na kaca. 

Yamato wszedł do domu. Z kuchni wziął dzbanek i szklankę. wszedł na górę od razu kierując się do sypialni. Nie wiedział czy Kakashi jeszcze śpi, obudził się czy już poszedł pod prysznic. Nie żeby nigdy go nie widział nagiego, ale tego, no.... nie wypada
Wszedł. Kakashi zdawał się drzemać, a o tym, że się obudził mogła świadczyć zmięta lekko karteczka w jego dłoni. Podszedł i postawił dzbanek na stoliku nocnym. Nalał wody do szklanki, a z torebki wyjął lekarstwa. Do wody wsypał bezsmakowe proszki na skutki kaca, a z listka wycisnął tabletkę witaminową z mikro-minerałami, które jeszcze szybciej pomogą mu stanąć na nogi.

Kakashi obudzony czyjąś hałaśliwą obecnością otworzył przepite oczy. Przez chwilę próbował zorientować się, kto zacz.

- O. Już się obudziłeś? Przyniosłem ci wody i lekarstwo. Swoją drogą nieźle popiłeś, senpai. Znowu koszmary?

- Tenzou... chyba bogowie mi cię zesłali.- jęknął podciągając się na łóżku i wyciągając rękę po szklankę, którą oczywiście dostał.

- Senpai...- zaczął rumieniąc się na te słowa- Tu masz tabletkę. Musisz ją wziąć.

- Jeszcze wody.- wychrypiał.

Kakashi niechętnie wziął tabletkę i wypił prawie cały dzbanek wody, szklanka po szklance.

- To kiedy przyjdzie Iruka?

- Ummm... bo tego, nooo... nie przyjdzie. Nie może. Cóż... nawet jakby chciał....

- Niebiosa! Co się stało? Gdzie on jest?!- niemal się zerwał z miejsca ignorując potęgujący się ból głowy.

- Spokojnie. Żyje.

- To dlaczego nie może przyjść?

- Bo jest w szpitalu. Podobno źle się czuł i lekarz go zatrzymał, żeby mieć go na oku, więc nawet jakby chciał się tu przywlec, to go nie wypuszczą.

- Bosz.... co mu się stało? A ja myślałem, że zniknął, bo mnie nienawidzi i nie chce oglądać....

- Cóż.... to chyba nic groźnego, bo leży na zwykłym i przydzielono mu jakiegoś nowego. Chociaż chodzą plotki, że zaciążył, albo ze wstrzymywanej złości.

- Nie słuchaj tych kretynów. Mężczyzna nie może zajść w ciążę. Nikt nie może od samego patrzenia! Przecież go nawet nie tknąłem.

- No, ale przecież spędziliście razem noc a potem on się zajmował twoimi psami. Swoją drogą, to wyglądał jakby mu ulżyło i pozbył się dużego kłopotu, kiedy wróciłeś.

- Och... więc to dlatego tak szybko uciekł? A tak liczyłem na powitalne papu.

- No cóż... widać nie należy do osób, które kochają zwierzęta.

- Chyba masz rację. I teraz mnie za to nie lubi.

Yamato objął go i przytulił. Milczeli tak dłuższą chwilę.

- Sądzę, że dalej możecie być przyjaciółmi. Tylko najpierw musimy wyleczyć twojego kaca, potem poczekać aż go wypuszczą i wtedy wpadniemy z wizytą żeby pogadać o tym wszystkim i wyjaśnić sytuację. Co ty na to, senpai?

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Tenzou. Chociaż na początku koniecznie chciałeś mnie zabić.

- Stare dzieje. Byłem pod wpływem Danzou. Właściwie to on mnie wychował i wszystkiego nauczył, więc ten tego....

- Nie mam ci tego za złe w sumie. Wierzyłeś, że robisz to dla dobra Korzenia i Wioski

- A ty otworzyłeś mi oczy, senpai.

- Co ja bym bez ciebie zrobił?- zapytał zmęczonym, sennym głosem.

- Pewnie zginał marnie.- powiedział.- A teraz śpij. Musisz to odespać, mój kochany.

Kakashi posłusznie zamknął oczy i nie wydobywając się z jego objęć zasnął wyczerpany.

Yamato uśmiechał się zwycięsko do siebie jeszcze przez chwilę trzymając go w ramionach. Wystarczy teraz tylko na dłuższą chwilę trzymać senpai z dala od tego wstrętnego belfra, a białowłosy sam się odkocha.

- Mmm.... może trzeba go trochę dłużej przetrzymać w tym szpitalu, cokolwiek mu zaszkodziło.- zamyślił się w duchu, delikatnie kładąc śpiącego na posłanie.

Pogładził go po policzku i zostawił szklankę wody na stoliku. 

Opiekun do psówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz