Rozdział 38

349 19 93
                                    

4 miesiące później...

Była już końcówka maja.

Clementine odrzuciła propozycje firmy odnośnie wzięcia od nich mieszkania.
Żyła z Kennym i Katją, którzy ugościli ją nie gorzej niż Lee i Carley w Macon.

Początkowo ciężko jej się było przyzwyczaić. Nie znała Fort Lauderdale tak dobrze, jak Macon, poza tym było to bez porównania większe miasto.

Jednak z pomocą opiekunów oswoiła się z miastem, a dzięki atmosferze w pracy oswoiła się z nowym stanowiskiem choć początkowo czuła się całkowicie obco. To uczucie nie towarzyszyło jej nawet w Macon.

Tęskniła za rodzicami i za przyjaciółmi, jednak regularnie utrzymywała z nimi kontakt przez Internet lub telefon. Z częścią z nich.
Przede wszystkim z przyjaciółkami, w tym z Lori. Nawet z Everettami, czy z Harrisami.

Mimo tej tęsknoty, nie była gotowa by skontaktować się z przyjaciółmi, gdy przyjechała do Macon po raz pierwszy od wyjazdu wraz z Kennym, Katją i Duckiem.
Była wtedy w Macon na raptem tylko kilka dni z okazji chrzcin Tamary Everett, która od 2 miesięcy była oficjalnie córką chrzestną Katjii i Kenny'ego.

Jej szef, Nick nie był taki zły jak dziewczyna mogłaby przypuszczać. Był w wieku około trzydziestki, ani razu nie traktował Clementine nieprofesjonalnie, bez szacunku ani jakoby uważał ją za zbyt młodą do pracy w firmie.

Na szefostwo Clementine szczęśliwie nie miała co narzekać i w przeciwieństwie do swojej dawnej pracy w Atlancie, nie miała też co narzekać na współpracowników.
Zakolegowała się z dwójką chłopaków niewiele starszych od niej.

Jeden z nich był wysoki i szczupły, miał małe, niebieskie oczy i krótkie, jasne włosy, a także drobny zarost na brodzie tego samego koloru. Często nosił na sobie niebieską bluzę.
Drugi z nich był niższy, pyzaty, o ciemnej skórze, dużych, brązowych oczach i krótkich, czarnych włosach.

Clementine właśnie siedziała przy biurku, kończąc jedne z zadań, które powierzył jej szef odnośnie papierkowej roboty.
Sprawdziła telefon.

Clementine: Dopiero 12... jeszcze 5 godzin... tylko... a może aż? Mam już dosyć tego projektu.

Dziewczyna wychyliła głowę z nad monitora komputera, widząc jak kilka metrów dalej Nick rozmawia z kilkoma jej znajomymi.

Clementine: Nie powinnam narzekać. Tutaj przynajmniej nikt mi nie grozi. Ani nikt nikogo nie dotyka. I nie wbija noża w plecy.

Clem przez chwile wróciła wspomnieniami do pracy w firmie w Atlancie.
Wprawdzie Mike nie był złym szefem, jednak zbyt późno zdecydował się pomóc jej oraz Bonnie.
Zwolnił Troya, to prawda, jednak już zbyt długo po tym, gdy ten zdążył wyrządzić Bonnie uraz psychiczny, o strachu Clem przed jego groźbami nie wspominając.

Clementine: Cieszę się, że nikomu o tym nie mówiłam. Nie chciałabym do tego wracać. No... prawie... nikomu nie mówiłam...

Clementine próbowała skupić się na pracy, jednak ponownie popełniła swój ostatnio dość podstawowy błąd, a mianowicie zatrzymywaniu swoich myśli na Louisie.

Clementine: Nie odzywaliśmy się do siebie odkąd wyjechałam. Pewnie już kogoś ma. Jeśli nie wrócił do Meredith, na pewno ma kogoś innego tak czy tak.

Dziewczyna wspominała swój pierwszy czas w Fort Lauderdale. Krótko po wylądowaniu, skontaktowały się z nią Brody i Violet.
Clementine owszem, dowiedziała się prawdy o tym, że dziecko Meredith nie jest dzieckiem Louisa, a on chciał jedynie zająć się nią poprzez wożenie jej na badania, przynajmniej tylko w czasie jej ciąża była zagrożona po pobiciu. Nic więcej.

Dwa światy (The Walking Dead Clouis Nowoczesne AU Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz