10 - Bohemian Rhapsody

365 39 48
                                    

Nie bacząc na nieubłaganie tykający zegar - dosłownie i w przenośni - ułożyłem się wygodniej. Leżeliśmy na motelowym łóżku, pod ciężką pierzyną. Luke ułożył się na mojej klatce piersiowej, bawiąc się moimi wilgotnymi włosami, które przylgnęły do mojego czoła, podczas gdy ja rysowałem szlaczki na jego miękkiej, bladej skórze. Nie ubraliśmy się po fakcie... Ba, my nawet nie wiedzieliśmy gdzie podziały się nasze ubrania, które wręcz zdarliśmy z własnych ciał.

- Opowiedz mi coś - poprosił Luke. Jego głos był cichy i śpiący. Chłopak musiał być wymęczony po tak wielu przeżyciach, dziejących się w zastraszająco krótkim czasie. Odchyliłem głową do tyłu, opierając ją o poduszkę, po czym zapatrzyłem się w sufit, nie przestając gładzić skóry nastolatka.

- Co dokładnie?

- Cokolwiek - usta Luke'a musnęły moją skórę, jako, że jego policzek spoczywał po lewej stronie mojej klatki piersiowej, a blondyn najwidoczniej nie zamierzał ruszyć się choćby o milimetr - Cokolwiek zechcesz.

Zamknąłem oczy. Spróbowałem wyobrazić sobie, jakby to było gdybym opowiedział mu swoją historię. Historię, która buduje most pomiędzy przeszłością, teraźniejszością i przyszłością... Mianowicie straszną i ckliwą opowieść mojego życia, zawierającą w sobie odpowiedź na ciążące mu na sercu pytanie, "Jak to się stało, że skończyłem za kratkami?".

Na powrót otworzyłem oczy, wzrokiem przebijając się przez gęstą ciemność, aby na powrót zapatrzeć się w brudny sufit pokoju. Zanim zdążyłem się powstrzymać wyobrażenie uczucia jakie towarzyszyło by mi gdybym w końcu wyjawił mu prawdę, przeistoczyło się w rzeczywistość, a ja zacząłem mówić.

- Mój ojciec pracował w podrzędnej firmie zajmującej się bankowością. Wszystko było super przez większą część mojego dzieciństwa, pomijając fakt, że nigdy nie mieliśmy zbyt wielu pieniędzy. Odmawiałem sobie luksusów i nigdy nie żądałem drogich zabawek. Cieszyłem się z tego co miałem, bo wiedziałem, że to i tak dużo. Wszystko zaczęło się burzyć, kiedy trochę podrosłem. Mój tata nigdy nie był uczciwym człowiekiem. Zawsze ciągnęło go do łatwego zarobku. Pewnie był to jeden z czynników, które sprawiły, że zaczął fałszować pokwitowania, rachunki oraz czeki. Nie zrozum mnie źle, on wcale nie był złym człowiekiem. Nigdy w życiu nie podniósł na mnie ręki. Na mamę zresztą też nie. Oboje tworzyli idealne, wręcz wzorowe, małżeństwo. Kochali się nawet po tylu latach spędzonych razem. Do rzeczy... Nie miałem pojęcia o tych przekrętach, zresztą mama również. Przez myśl by mi nawet nie przeszło, że mój ojciec mógłby nie tylko fałszować dokumenty, ale jeszcze pomagać niektórym wzbogacić się poprzez nieprawidze czeki i nielegalne wyciągi z czyichś kont, podchodzące pod zwykłą kradzież. Zagadka ułożyła się w całość i nabrała sensu dopiero kiedy do naszych drzwi zapukało dwóch mężczyzn, każdy z nich uzbrojony po zęby. Pomyślałem, że to policja. Nie mogłem się bardziej pomylić. To były zwyczajne zbiry, gotowe okraść i zabić mojego ojca. Później dowiedziałem się, że tata faktycznie współpracował z jakimiś miejscowymi kryminalistami, pomagając im nielegalnie się wzbogacić. Podobno chciał z tym skończyć, ale z gangiem jest trochę tak jak z kultem. Nigdy od niego nie odejdziesz - wyszeptałem, przybierając poważny ton. Leżałem bez ruchu na plecach. Noga Luke'a oplatała mój pas, przez co położyłem dłoń na jego udzie, głaszcząc je delikatnie, lecz w wyczuciem.

- I co było dalej? - Luke wpatrywał się w linię mojej zaciśniętej szczęki. A może w moje nadmiernie lśniące w ciemności oczy? Nie wiem, wolałem patrzeć przed siebie, niepewny czy nie popłaczę się przez wspomnienia i tragiczną przeszłość.

- Mój ojciec chciał nas chronić, więc kazał nam uciekać. Mama go posłuchała, ale ja nie. Jeden z tamtych mężczyzn chciał zastrzelić mojego ojca, ale ja uderzyłem go niespodziewanie w krocze i zabrałem mu broń. Ojciec, pomimo czterdziestu paru lat na karku, potrafił się bić. Położył plackiem jednego z dwóch bandziorów, a do mnie doskoczył ten drugi. Ojciec był ranny, a ja kierowałem się instynktem. Jeden z napastników już leżał, a drugi... Drugiego... Drugiego zastrzeliłem.... Tylko, że to wszystko nie poszło tak gładko jak myślałem. Ten zbir, z którym rozprawił się mój ojciec, wcale nie był martwy, a zwyczajnie nieprzytomny. Wstał i sięgnął po swoją broń, a potem, patrząc prosto na mnie, zastrzelił mojego ojca. Tata nie miał pojęcia co się szykuje, bo zwrócony był twarzą w moją stronę, a tyłem do tamtego skurwysyna. Ja... Nie chcę więcej o tym mówić.

¡wanted! (muke)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz