9 - Hostage

401 40 57
                                    

Luke wstał z łóżka w momencie, w którym moja noga, odziana w doszczęszczętnie znoszone, wysokie buty, przekroczyła próg malutkiego pokoju motelowego. Niewygórowane ceny równa się niska jakość. Czego więcej można się było spodziewać?

- Dlaczego zamknąłeś te kurewskie drzwi? Myślałeś, że ucieknę? - blondyn splótł długie ramiona na swojej szczupłej klatce piersiowej. Brak mięśni wcale mnie nie zniechęcał. Podobała mi się ta jego chłopięca uroda, choć nigdy nie przypuszczałbym, że te oklapłe blond włosy, zaczesane trochę na bok i w górę, oraz ogromne, błękitne oczy, błyszczące mądrością, lecz również ludzkim strachem, przypadłby mi do gustu. A jednak tak było.

Luke Hemmings zwyczajnie mnie fascynował.

- Jak widać nie myliłem się - odłożyłem zakupy na stolik, stojący w rogu pokoju. Chłopak przeniósł wzrok na dwie reklamówki, wypełnione napojami, artykułami spożywczymi oraz innymi potrzebnymi nam rzeczami - A poza tym skąd wiesz po co je zamknąłem? Może po prostu mam już dość twojego towarzystwa?

- Zgadywałem - skwitował blondyn, przybierając poirytowaną minę. Uśmiechnąłem się kpiąco.

- To zamiast szlajać się w deszczu po poboczach, powinieneś był grać w Lotto.

Luke nie odpowiedział, jedynie zniwelował odległość między nami i, ocierając się o mnie kościstym barkiem, nachylił się nad stołem, aby otworzyć pierwszą reklamówkę.

- Co kupiłeś?

- Wszystko co jest nam potrzebne, żeby przetrwać dalszą podróż.

- A skąd ta pewność, że będę chciał z tobą zostać? - Luke wyprostował się, puszczając reklamówkę. Jego niebieskie oczy skrzyżowały się z moimi zielonymi.

- Sam chciałeś podwózki. A poza tym jeszcze godzinę czy dwie temu tym twierdziłeś, że siedzimy w tym razem. Nie cofniesz swoich słów.

- Nawet nie wiem dokąd się wybieram - palce blondyna błądziły po blacie stolika, rysując na nim wzroki różnej maści. Moje spojrzenie nie opuszczało jego zadbanych dłoni, tych wyraźnie zarysowanych żył, oplatających jego ręce, oraz długich palców.

Zwilżyłem usta językiem.

- To zostań ze mną. Możemy tak podróżować całą wieczność - Luke uniósł do góry brwi, otaksowując mnie zaciekawionym spojrzeniem.

- Lepiej idź się umyć - siedemnastolatek ostentacyjnie pociągnął nosem, po chwili ściskając go. Udawany grymas obrzydzenia przebiegł przez jego twarz - Tobie też przydałby się prysznic, a woda o dziwo jest gorąca.

Sięgnąłem do reklamówki, stojącej najbliżej blondyna, po czym zgarnąłem z niej tubkę z farbą do włosów w odcieniu hebanowej czerni. Czas było upodobnić się do kogoś normalnego, a nie zbiega z więzienia o charakterystycznych, krwistoczerwonych włosach.

- Zamieniasz się w Gargamela? - Luke skinął głową w stronę farby do włosów w moich dłoniach, a ja wzruszyłem ramionami. Filuterny uśmieszek błądził po mojej twarzy.

Nie odpowiedziałem, jedynie wyminąłem go, kierując się w stronę łazienki. Możliwe, że otarłem się o niego ramieniem. Tak, zrobiłem to specjalnie, ale cóż... To on zaczął.

Motelowa łazienka była zaskakująco higieniczna i sterylna, pomijając rdzę, zżerającą dół kabiny prysznicowej. Zignorowałem wszelkie niedogodności oraz możliwość zarażenia się jakimś paskudztwem, kiedy wskoczyłem pod prysznic i puściłem gorącą wodę, praktycznie podchodzącą pod wrzątek. Westchnąłem błogo. To na pewno nie była już zimna jak lód kąpiel, znana mi jeszcze z czasów więzienia.

¡wanted! (muke)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz