15 - Mad World

308 46 28
                                    

Mój pierwszy poważny związek rozpoczął się, kiedy miałem niespełna osiemnaście lat i głowę zawaloną końcowymi egzaminami, a ponadto wyborem studiów.

- Wróciłem! - zawołałem, wchodząc do domu, pod którego dachem nadal mieszkałem wraz z rodzicami. Za mną wszedł Blake Roggers, mój chłopak. Metr dziewięćdziesiąt wzrostu robiło swoje, przez co musiał lekko schylić kark, aby nie zaliczyć bliskiego spotkania z framugą. Pomogłem mu uporać się z bandaną, związującą jego przydługie włosy, jako, że on zawsze jakimś cudem zaplątywał się w materiał, podczas gdy on - w ramach podziękowania - odwiesił moją skórzaną kurtkę na wieszak. Było ciepło, z racji iż była to zima w gorącym, pustynnymTeksasie, aczkolwiek ja wciąż byłem zmarzluchem. A poza tym to skórzana kurtka, godna motocyklisty i punk - rockowca. Kto by jej nie założył?

- Mamo? - w domu panował dziwny spokój.

Delikatnie splotłem palce z Blakiem, po czym razem, idąc ramię w ramię, udaliśmy się do salonu.

Pudło. Nikogo nie zastałem w tym pomieszczeniu.

Marszcząc brwi, wyszedłem z salonu i skierowałem się do kuchni. Może tam siedziała mama? Nigdy nie odmówię ciepłego obiadu, a w szczególności posiłku, który wyszedł spod ręki mojej matuli. Karen potrafiła zdziałać cuda w kuchni. Jej wypieki przypominały bliskie spotkanie z niebem, a wołowina w sosie słodko - kwaśnym była rajem na ziemi.

- Tu jesteś! - z uśmiechem powitałem Karen, siedzącą przy stole kuchennym. Jej spojrzenie spoczywało na parującej filiżance czarnej jak noc kawy - Wszystko w porządku?

Kobieta wyglądała blado. Jej cera przybrała niezdrowy, wyblakły odcień, a oczy jakby poszarzały. Pigment zdawał się z nich ulatywać, jakby uchodziło z niej życie. Nie w sensie śmierci, ale jakby... Zawodu? Kto sprawił jej przykrość?

Coś poszło nie tak w pracy? A może w ogóle straciła robotę? Mieliśmy problemy finansowe?

Nie. To ostatnie było niemożliwe. W końcu tata ostatnimi czasy dostał kolejny z rzędu awans w firmie, a teraz zarabiał dobre kokosy. Od jakiś dwóch czy trzech lat zaczynało nam się powodzić, chociaż nadal nie zaliczaliśmy się do zamożnych rodzin, mieszkających dobre trzy przecznice dalej w jednym z bogatych osiedli. Byliśmy klasą średnią, co samo w sobie było niemałym wyczynem. Przeskoczyliśmy o poziom wyżej w ciągu tych kilku lat. Zupełnie jak w grze, nawet jeśli życie zupełnie nią nie było.

- Blake... Pozwolisz nam chwilkę porozmawiać? - zapytałem, widząc, jak mama smętnie miesza łyżeczką kawę. Zawsze taką piła. Ciemną, ale z trzema łyżeczkami cukru. Ja przejąłem tę recepturę po niej i sam taką lubiłem, nawet kiedy byłem w kawiarni ze znajomymi, a menu aż bujało się od różnorodnych, dziwnych kawo - podobnych napojów.

- Jasne - mój chłopak pochylił się i czule pocałował mnie w czoło, nos, a potem w usta, co sprawiło, że uśmiechnąłem się, choć z ciężkim sercem.

- Nie gniewasz się? - upewniłem się, ściskając jego ramię w przepraszającym geście. Blake pokręcił przecząco głową.

- Oczywiście, że nie. Rodzina jest najważniejsza. Będę czekał w twoim pokoju. Znajdę jakiś film.

Bez słowa protestu zostawił mnie z mamą sam na sam w kuchni. Zająłem miejsce na wprost milczącej Karen. Dopiero teraz zauważyłem, że kobieta była na skraju płaczu.

- Powiesz mi co się dzieje czy mam zadzwonić do taty?

- Chodzi właśnie o niego - Karen uniosła wzrok znad szklanki. Jej oczy były zaszklone. Kobieta uniosła głowę wysoko do góry, wpatrując się w ledową żarówkę lampy. Zamrugała szybko, aby odgonić łzy. Zdystansowała się i kiedy ponownie na mnie spojrzała nie było już ani śladu po jej wcześniejszym szklanym spojrzeniu.

¡wanted! (muke)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz