20 - Elastic Hearts

257 40 38
                                    

Po raz kolejny w życiu czułem się jak w tandetnym filmie akcji.

Pierwszy raz poczułem się tak, kiedy uciekałem w deszczu z więzienia.

Drugi, kiedy doprowadziłem do eksplozji jadącego pojazdu.

To przedziwne, nierealne uczucie ogarnęło mnie po raz trzeci, kiedy w porywach chwili chwyciłem za dłoń Luke'a, ciągnąc go za sobą, z dala od zboczeńca jakim był nieżywy mężczyzna oraz od pozostałych zainteresowanych, zgromadzonych na stacji.

Słyszałem jak kasjerka szlocha głośno, a młody pracownik stacji benzynowej kontaktuje się telefonicznie z policją.

- Tak, tak - dobiegł mnie jego głos, niosący się zza otwartego okna - Jestem pewien. Chyba wiem jak wygląda cholerny przestępca!

Luke otarł łzy, które jeszcze wcześniej spłynęły po jego czerwonych od upału i nerwów policzkach. Skryliśmy się za rogiem budynku. Przycisnąłem jego ciało do ceglanej ściany stacji, czekając aż to się wreszcie skończy.

Luke patrzył na mnie, a ja na niego. Żaden z nas nie miał ani słowa otuchy w zanadrzu. A szkoda. Przydałoby się.

Ta sytuacja była bez wyjścia i oboje wiedzieliśmy, że nasza historia tak właśnie miała się skończyć. Koniec tego dobrego, tej sielanki i durnych wybryków. Luke pójdzie do domu dziecka i posiedzi tam jakiś rok, dopóki nie będzie pełnoletni, a ja wrócę do pierdla.

Trzy radiowozy policyjne wjechały na parking stacji benzynowej z nieprzyjemnym dla ucha piskiem opon. Z każdego z pojazdów wyskoczyło po trzech funkcjonariuszy, rozglądających się na boki i mierzących w każdą możliwa stronę z poręcznych pistoletów.

- Musimy się pożegnać - wyszeptałem, próbując zignorować alarmujący krzyk rozlegający się tylko i wyłącznie w moich myślach. Mój wewnętrzny bunt. Krzyk. Histeria. Wszystko na raz.

- Nie - Luke znów miał szkliste oczy. Blondyn ujął moją twarz w dłonie. Jego wargi były tak blisko, że te otarły się o moje, kiedy zaczął mówić, szybko i bełkotliwie - Nie możesz. Błagam cię, nie zostawiaj mnie. Nie mam nikogo. Nikogo, rozumiesz? Nie chcę iść do bidula albo do ośrodka. Tam się dzieją straszne rzeczy. Ucieknijmy. Zróbmy cokolwiek. Cokolwiek, Michael. To nie może się tak skończyć. Błagam, proszę cię.

- Czasami... - zacząłem, ale głos załamał mi się w kluczowym punkcie. Przełknąłem ślinę i zamknąłem oczy, składając pocałunek na wargach Luke'a, słonych i popękanych od łez. Moich czy jego własnych? - Czasami, a może nawet zawsze, czarny bohater musi w końcu upaść. Podwija mu się noga i przychodzi czas, żeby go unicestwić.

- Ty nie jesteś czarnym bohaterem - spojrzałem na niego pobłażliwie, niemalże kpiąco - Nie w mojej historii.

Pogodziłem się ze swoim losem. Serce krajało mi się na widok Luke'a, a co dopiero na myśl o jego przyszłości. Co się z nim stanie? Oby nic złego mu się nie przeżyło, choć szansę są na to marne. Każdy z nas doświadcza przykrości, jest to nieuniknione. Co by to było za życie, gdybyśmy nie mieli paru przeszkód po drodze?

Mnie albo skażą na dożywocie albo posadzą na krześle elektrycznym. Byłem bez wyjścia, musiałem oddać się w ręce policji, a oni nie mogli dowiedzieć się o Luke'u. Nie pozwoliłbym im go skrzywdzić.

- Zaczekaj - Luke przytrzymał mnie w miejscu, widząc, jak rwę się do ujawnienia.

- Musisz mnie puścić. Ja nie...

- Patrz - nastolatek przerwał mi, wskazując jakiś punkt niedaleko nas.

Biały Opel zatrzymał się na poboczu, niedaleko stacji benzynowej, a jego drzwi otworzyły się na oścież. Najpierw wyłoniła się ciemna głowa, ogolona na łyso.

¡wanted! (muke)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz