Huk wystrzału poniósł się echem po lesie, tak ciemnym i strasznym, widzianym moimi oczami - oczami dziecka - iż mogło się wydawać, że znalazłem się w dreszczowcu, a nie rodzinnej scenerii, gdzie spędzałem czas z ojcem.
Daryl, mój ojciec, ubustwiał polowanie na wszelką zwierzynę, szczególnie ptaki. Kruki, przestraszone hukiem pistoletu, wzbiły się w przestworza i poleciały gdzie nie sięga wzrok.
- Tato - pociągnąłem za rękaw jego za długiej koszuli. Daryl spojrzał na mnie z zaciekawieniem, opierając kolbę pistoletu o ziemię, tak, żeby lufa wycelowana była w pochmurne niebo.
- Tak?
- Po co tak właściwie strzelasz?
- Och, Mikey - mężczyzna poklepał mnie po głowie, mieżwiąc moje jasne niczym len włosy - Zrozumiesz jak dorośniesz.
- Ale ja jestem już przecież dorosły! - żachnąłem się, wypinając kościstą klatkę piersiową do przodu i patrząc, jak ojciec spogląda na mnie z politowaniem - Mam przecież jedenaście lat i cztery miesiące.
- Masz rację, sędziwy wiek - Daryl westchnął teatralnie, przez co zrobiłem motorek ustami. Obrażony spojrzałem w bok. Ojciec połaskotał mnie po bokach mojego tułowia, a ja zaszczyciłem go śmiechem, który spłoszył kilka srok. Nie umiałem się długo gniewać.
- Nauczysz mnie? - zapytałem, widząc jak ojciec ponownie unosi strzelbę, dłuższą niż jego ramię. Przysiągłbym, że broń sięgała mi do pasa o ile nie dalej.
Daryl spojrzał to na mnie to na strzelbę. Jego spojrzenie było nieobecne, jakby myślał o swojej żonie, to znaczy mojej matce, Karen, która w niedzielny poranek została w domu, aby przygotować pieczoną szynkę i puré ziemniaczane z topionym serem cheddar. Nie mogłem doczekać się obiadu.
- A nie powiesz mamie? - pochylił się w moją stronę, aby móc spojrzeć mi w oczy. Pokręciłem głową. Daryl podał mi broń, która entuzjastycznie od niego przejąłem. Za szybko.
Niechcący nacisnąłem na spust, a strzelba wypaliła. Wystrzał był zaskakująco silny. Kabura broni trafiła mnie rykoszetem w żuchwę oraz bark, odrzucając mnie do tyłu. Ból w ramieniu emanował aż do łokcia. Na pewno powstał już tam siniak. Ogromnymi oczami spojrzałem na ojca, równie przerażonego co ja sam.
Myślałem, że złaja mnie za bycie ciamajdą, a w domu ukarze, choć nic wielkiego się przecież nie stało. Lufa broni skierowana była w górę, więc nie skrzywdziłem ani siebie ani ojca.
Daryl ukląkł naprzeciwko mnie, powoli i ostrożnie odkładając strzelbę gdzieś dalej, aby nie wadziła nam i nie kusiła mnie.
- Michael - ojciec używał mojego pełnego imienia, tylko kiedy robiłem coś źle. Poczułem zawód wzbierający we mnie niczym flegma. Jak mogłem naprawić ten błąd? - Musisz nauczyć się strzelać. Nie wiadomo, kiedy taka umiejętność może ci się przydać.
- Ale ja nie chce nikogo zabijać! - dla potwierdzenia własnych słów pokręciłem stanowczo głową, aż świat zaczął wirować wokół mnie.
- Kiedyś może nadejść taka potrzeba. Może obronisz mnie albo siebie albo swojego partnera, kimkolwiek ta osoba będzie. A może nigdy nie będziesz musiał korzystać z takiej umiejętności. Zawsze lepiej jest być przygotowanym na każdą konieczność. Wiesz... Mieć asa w rękawie.
CZYTASZ
¡wanted! (muke)
Fanfiction"I'm a wanted man I got blood on my hands Do you understand? I'm a wanted man" *** Gdzie Michael ucieka z więzienia, a Luke ucieka przed sobą.