- Pokój 213 - przeczytałem na głos, paznokciami szorując po brudnych, drewnianych drzwiach do przydzielonego nam pokoju w najgorszym motelu, jaki tylko dało się znaleźć. Albo najtańszym, jeśli spojrzymy na to z innej, bardziej optymistycznej strony.
Zniesmaczony Luke starł kurz, który zebrał się na klamce i spojrzał na mnie ponad zmarszczonymi brwiami.
- Chyba nikt nie był w tym pokoju od czasów drugiej wojny światowej. Przysięgam, że jeśli znajdę pluskwy to...
- Nie dąsaj się. To pokój 213, a trzynaście to mój szczęśliwy numerek - tanecznym krokiem wszedłem do środka. Drzwi skrzypnęły głośno, a dźwięk ten mógłby obudzić umarłego.
Oby nie obudził Calum i Ashtona.
Z drugiej strony nadal nie miałem stuprocentowej pewności, że są martwi.
Właśnie w tym momencie, w połowie drogi do wielkiego, małżeńskiego łóżka, na którym chciałem zalegnąć na wieki, zatrzymałem się, żeby raz jeszcze przemyśleć wydarzenia tego dnia. Calum i Ashton nie żyli. To ja wysadziłem furgonetkę. To ja wymyśliłem ten samobójczy plan, porywając się z motyką na słońce.
To ja ich zabiłem.
Cholera jasna, było coraz gorzej, a ja nawet nie zdążyłem odnaleźć pieniędzy.
- Wszystko w porządku? - ciepła dłoń Luke'a, pokiereszowana dużo mniej niż ta moja, spoczęła na moim ramieniu, masując je lekko. Spojrzałem na niego kątem oka, próbując przywołać uśmiech na twarz, zanim obróciłem się w jego stronę.
Zanim udaliśmy się do motelu zatrzymaliśmy się w pobliskim hipermarkecie, który był akurat przy wjeździe do miasta, tuż przy sloganie, który widzieliśmy jeszcze na pustyni. Tam zawędrowaliśmy do łazienki, aby choć trochę doprowadzić się do porządku, chociaż ludzie i tak patrzyli się na nas, jakbyśmy co najmniej byli przybyszami z innej planety. Mój nadgarstek krwawił niemiłosiernie, przez co musiałem cały czas przytrzymywać go drugą dłonią, a Luke kulał, dlatego wziąłem go pod ramię, dając mu wsparcie fizyczne. Jego policzki były opuchnięte od łez, co tym bardziej przyciągało wzrok tłumów kupujących.
Uporaliśmy się z zakupami, jak najszybciej i zignorowaliśmy dziwne spojrzenia ekspedientek, kiedy dotarliśmy do kasy, aby zapłacić za jedzenie, picie, czystą, wysokoprocentową wódkę do odkażenia ran, oraz tanie ciuchy, jako, że sklep znów okazał się być tanim, amerykańskim Targetem.
Później w mgnieniu oka zniknęliśmy za drzwiami klaustrofobicznie ciasnej łazienki dla inwalidów i przebraliśmy się w nowe ubrania. Przemyłem rany swoje oraz Luke'a, po czym zabandażowałem nadgarstek i w ten sposób byliśmy gotowi do drogi... Jako nowi, odmienieni ludzie. Ale tylko z zewnątrz. Wciąż mieliśmy to samo wnętrze.
Raz jeszcze spojrzałem na własny nadgarstek, bawiąc się wystającym bandażem i owijając go wokół zdrowego palca. Całe szczęście, że to lewa ręka ucierpiała najbardziej. W innym wypadku byłbym bezradny, z racji, że nie byłem mańkutem jak mniejsza część naszej populacji, a praworęczny.
- Tak, pewnie - odpowiedziałem nieco po czasie, wpatrując się w jego błękitne, czujne oczy.
- Dlaczego trzynaście jest twoją szczęśliwą liczbą? - zapytał niespodziewanie, patrząc na mnie uważnie. Jego wzrok sprawił, że czułem się niekomfortowo. Nie dlatego, że nie lubiłem, kiedy mi się przyglądał czy kiedy obdarzał mnie swoją bezcenną uwagą. Bardziej chodziło o fakt, że dziwnym trafem potrafił odczytać z mojej twarzy więcej niż bym tego chciał.
- Otóż, dla wielu przynosi pecha. Mi, na opak, przynosi szczęście - wyznałem, biorąc od niego pełne torby zakupów z Targetu i rzucając je u nóg łóżka - Trzynaście to nie tylko pesymistyczna liczba. Jej znaczenie nie wzięło się znikąd. Trzynastka pojawia się w Biblii, szczególnie podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy Jezus Chrystus spożywa kolację wraz z dwunastoma apostołami. Ale wtedy przychodzi Judasz, trzynasty apostoł, który doprowadził do śmierci przez ukrzyżowanie Jezusa.

CZYTASZ
¡wanted! (muke)
Fiksi Penggemar"I'm a wanted man I got blood on my hands Do you understand? I'm a wanted man" *** Gdzie Michael ucieka z więzienia, a Luke ucieka przed sobą.