Deszcz, karczma i nieznośny bard - Rozdział I

1.3K 29 8
                                    


Przemoczona kobieta weszła do chaty z impetem i ciągnącym się z tyłu  płaszczem, który wyglądał jak szmata zmieszana z błotem. Huragan  to coś, co nie było częstym zjawiskiem na tym świecie. Ówcześnie mówiono, że prędzej spadnie deszcz kwiatów, niżeby  kontrolę miałby przejąć nieokiełznany wiatr pełen rozboju. Kpina - myślała. Kto by pomyślał, że letni słoneczny wieczór zamieni się w taki  pogrom, iż kobieta będzie mogła ledwo stanąć o własnych nogach i dotrzeć do bezpiecznego miejsca. Właśnie. Novigrad... Chociaż bardzo nie lubiła tego miejsca, to podczas swojej wędrówki między terytoriami musiała się w nim zatrzymać w celu tymczasowego spoczynku w dalszej drodze. Właśnie wtedy huragan zaczął miotać, a Mergiel nie miała innego wyjścia, niż w nim pozostać. Dalsza wędrówka była na tyle niebezpieczna, iż nie mogła sobie pozwolić na dalsze szwędanie  w poszukiwaniu czarodzieja. Kobieta, dość smukła ale niezaprzeczalnie śmiała, dobrze wiedziała co i jak ma zrobić. Nie pozwalała nikomu wchodzić sobie w drogę, obierając własne ścieżki. Tak została wychowana, a swoje wartości trzymała głęboko w sercu. 

Wszystkie oczy spoczęły na wizerunku dziewczyny, która wzbudzała niemały szok. Wyglądała paskudnie, co jednak  nie obiegało od jej charakteru. Niedaleko pada jabłko od jabłoni powiadają. Był z niej niezły huncwot, jak to określili ją dziadkowie. Dziewczyna nie dała sobie wiele do myślenia, po czym rzuciła bagaż na ziemię i usiadła na drewnianym taborecie przy wolnym stole. Mimo paskudnej pogody, lud nie nudził się, hucząco bawiąc się w karczmie. Słychać było chichoty, dźwięk odbijającego szkła i rozmów, co tylko irytowało białogłową,  bo któżby w taki dzień miał nastrój do karnawałów. Zdjęła z siebie jedwabną narzutę, odkładając ją na bok. Rozglądnęła  się wokoło, patrząc na twarze ludzi.  Hołota niewiele różniła się od jej rodzinnego domu, który był zdecydowanie daleko stąd. Smród, brud i  pot, to coś czego tu nie brakowało.  Nie wiedziała dokładnie czy znajduje się w dobrym miejscu. Nie mowa tu o karczmie, ale o miejscowości. Nie mogła określić gdzie dalej ma iść, aniżeli czy dobrze trafiła.  Jej mapa stanowiła jedną ciapę, która nadawała się do wyrzucenia, a ludność przez jej inną mowę nie byli skorni do udzielenia pomocy nietutejszej. 

Otyła kobieta powędrowała w jej stronę odchodząc od  wyświnionego szynkwasu w celu wymuszenia dodatkowej sumy pieniędzy. Tutejsi lubili to robić. Lubili domagać się pieniędzy nawet, kiedy nie było im to dane. 

— Złotko, albo coś kupujesz, albo bierzesz swój  bagaż i smyrgasz  z chaty — rzuciła pieklącym głosem.

— Piwo  — odparła niechętnie, czując niezłomną niechęć do kobiety. 

Choć z natury wypadałoby jej się kłócić, nie miała ochoty  na zatarg z właścicielką w takiej sytuacji.  Spojrzała w stronę okna, gdzie latało siano, grabie i inne gospodarcze rzeczy, których  nawet nie znała nazwy.  Wzięła głęboki wdech, po czym przeczesała  blond włosy okraszone kurzem.  Właścicielka twardą ręką postawiła przed nią kufel, a Mergiel rzuciła na stół kilka koron Novigradzkich.  Gdy zaczerpnęła łyka napoju, w sali zapadła cisza, a pośrodku parkietu, który był jedynie zbitymi dechami stanął chłop z lutnią w ręku. Tego jej brakowało, słuchania niegodziwych  jej uszom pieśni. Prychnęła stanowczo, wnet mężczyzna wypowiedział kilka słów.

— Panie i Panowie, niech huragan nie ujarzmia nas i pokażmy na co stać Novigrad! Pora na  córkę sprzedawcy ryb!

Mergiel nie ukryła gniewu i teatralnie wywróciła oczami,  starając się odwrócić uwagę od pieśni. Nadaremno okazały się jej trudy.  Brunet zaczął pieśń, a dziewczyna starała się ją znieść.  Może nie była taka okropna, ale harce i zabawa nie były jej w głowie. Tłum zaczął żwawo klaskać i  śpiewać razem z nim, aczkolwiek była jedyną, która nie znała pieśni i nie była zainteresowana braniem udziału w występie.  Bard po ukończonym występie był zaangażowany w swoją rolę, więc nie umknęło jego uwadze niezadowolenie jednej istoty, jaką była kobieta.  Choć większość machnęłaby na to ręką - on nie mógł. Opinia była dla niego ważna. To była jedna z jego wad - chęć poznania wszystkiego za wszelką, często sporą cenę.  Podszedł do niej pewnym krokiem, marszcząc czoło.  Starała się udawać, że go nie widzi, tym bardziej podpadając  swoim niebywałym zachowaniem.

Pierwsza Wiedźminka | The WitcherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz