Po południu Mergiel trochę źle się czuła, ale musiała odbyć lekcję zielarstwa z Ciri. Prowadziła ją zaraz po lekcji eliksirów, także nawet nie zmieniała sali. Wiedźminka była znakomita w zielarstwie, a jej pasję spotęgowała Laura w trakcie pobytu u niej. Nic dziwnego więc, że Vesemir zapytał ją o pomoc. Różne rośliny są potrzebne do wykonywania eliksirów, więc warto byłoby przekazać tę wiedzę najmłodszej. Robiła to z przyjemnością. Mergiel przygotowała dla dziewczynki książkę, którą położyła na stole. Gdy nareszcie się zjawiła, zaczęła tłumaczyć jej podstawowe rośliny i ich działania. Po jej twarzy mogła wykryć, że podoba się jej ta lekcja. Cieszyło to je obie. Nie chciała jej do czegoś zmuszać, tylko zachęcić. Po trzydziestu minutach pozwoliła nastolatce opuścić zajęcia, jednak ta została.— Coś się stało? — Odwróciła się brunetka, odstawiając książkę na półkę.
— Chyba dostałam okres, a ja nie... — zaczęła zawstydzona.
Mergiel zaprowadziła ze sobą Cirillę do łazienki. Dała jej szmatkę na krew, a także zaoferowała, że pogada z Lambertem, żeby odpuścił jej trening. Jedną z zalet bycia wiedźminem było to, że całkowicie straciła skłonność do okresu. Nie mogła mieć dzieci, więc wszystko z tym związane zostało przerwane. Mogąc pomagać nastolatce, czuła się po części jak dobra ciocia. Bardzo lubiła spędzać czas z dziećmi - czy to młodszymi czy starszymi. Kazała się położyć Ciri, następnie zaczęła szukać Lamberta, z którym ona właśnie miała mieć za chwilę podstawę samoobrony. Wreszcie znalazła go w kuchni.
— Lambert, Ciri jest niedysponowana i dzisiaj nie odbędzie treningu — oświadczyła.
Lambert wzruszył tylko ramionami. Nie miało to dla niego większego znaczenia. Mergiel w swojej głowie miała kilka słów, których by użyła, jednak się od tego powstrzymała. Po drodze spotkała też Geralta, którego zatrzymała na krótką chwilę.
— Ciri dobrze sobie radzi na lekcjach zielarstwa — wyznała, przechodząc obok jasnowłosego.
— W takim razie uczy ją tego odpowiednia wiedźminka — odpowiedział miło.
Mergiel skinęła głową w akcie podziękowania, następnie poszła przygotować dziewczynie herbatę na ból brzucha. Zaniosła ją do jej pokoju, uśmiechając się ciepło. Dziewczynka również odpowiedziała uśmiechem. Wychodząc, ujrzała przed sobą Triss. Zmarszczyła czoło, nie spodziewając się wizyty czarodziejki.
— Co tutaj robisz? — zapytała Mergiel.
— Przyszłam na prośbę Geralta i Vesemira do Ciri — odpowiedziała.
— W jakiej sprawie? — dopytała.
Tym razem Triss się zdziwiła niewiedzą brunetki.
— Cirilla zaczęła przejawiać potencjał magiczny — Wyminęła ją, wchodząc do celi.
Mergiel ruszyła przed siebie zaskoczona otrzymaną informacją. Nikt jej o tym nie wspomniał. A powinni. Prawda? Miała jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, próbując się za nie zabrać. Chciała poćwiczyć sama na dziedzińcu, aby przemyśleć sobie kilka spraw. Potrzebowała tego. Tym razem nie użyła jednak miecza, a walczyła na gołe pięści z wiszącym workiem treningowym. Zaczęła wyrzucać z siebie negatywne emocje, starając dojrzeć te pozytywne. Wychodziło to jej jednak z trudem. Marnie, można było rzec. W pewnym momencie Eskel podszedł do dziewczyny, przytrzymując worek.
— Lewy, prawy, lewy i wykop — powtarzał.
Kobieta wzięła wdech, słuchając się poleceń mężczyzny. Eskel wiedział, że coś u niej nie gra, dlatego zaproponował swoją cichą pomoc podczas treningu. Powtarzała czynności po słowach bruneta, aż zmęczona odsunęła się od worka. Odgarnęła włosy z twarzy, wykonując ostatni cios w worek.
— Idę się przejść — odezwała się.
— Iść z toba?
— Nie — zaprzeczyła. — Chcę pobyć sama.
Brunet został przy worku, a Mergiel wzięła ze stolika miecz, idąc w stronę lasu. Nie wiedząc czemu, co jakiś czas trafiały na nią okresy chwilowego załamania. Przez większość czasu było dobrze, ale po czasie trafiała na moment, gdy jej humor się na chwilę pogarszał. Złapała się za ramiona, wsłuchując się w ciszę lasu. Świeże powietrze trafiało do jej nozdrzy. Nagle z nieba zaczął spadać śnieg, lecz dziewczyna wcale nie wracała. Zamiast tego szła dalej dróżką, starając się omijać niebezpieczne miejsca. W pewnym momencie jednak nie wytrzymała. Wybuchła płaczem bez powodu. Łkała tak przez piętnaście minut, aż śnieg zaczął padać na tyle mocno, iż musiała wracać. Zrobiło się okropnie zimno, a śnieg wpadał w jej włosy. Nawet jej łzy zaczęły zamarzać. Policzyła do trzech zanim weszła do środka. Wiedźmini za to wrócili do starej zabawy - gwinta. Zaczęło się ściemniać, a dziś była jej kolej gotowania. Zmarznięta powędrowała od razu do kuchni. Zaczęła gotować zupę, bo tylko na tyle miała siły. Po godzinie powiadomiła Lamberta, żeby zawołał resztę. Dziś do zamku przybyło kolejnych trzech wiedźminów, więc zgraja do wykarmienia powiększała się. Pewnego wiedźmina widziała jednak po raz pierwszy - był to Serrit, wiedźmin cechu żmii, który przyszedł przenocować tu kilka nocy, by nabrać sił.
Dziewczyna jednak sama nie miała ochoty na jedzenie. Źle się czuła, więc jedyne co chciała, to zamknąć się w pokoju i z niego nie wychodzić. Gdy szła koło laboratorium, Serrit podszedł do dziewczyny. Oparł rękę o mur, nad jej głową. Mergiel natychmiast przypomniała się sytuacja z czarodziejem, który wykonał podobny ruch.
— Mergiel, prawda? — podpytał, chociaż dobrze znał odpowiedź.
Skinęła głową. Mężczyzna zjechał ręką na jej ramię, szepcząc do ucha:
— Ładnie wyglądasz.
Po ciele dziewczyny przeszły ciarki. Nagle z drugiej strony, Eskel odciągnął go ruchem ręki.
— Tobie podziękujemy, Serrit. —
Spojrzał na niego złowrogo.Brunetka popatrzyła na obu mężczyzn, idąc do pokoju. Usiadła na swoim łóżku, starając się opanować oddech. Zaczęła liczyć do dziesięciu. To był jej sposób, który skutecznie na nią działał. Wzięła do ręki bransoletkę, miętoląc ją i pochłaniając się w myślach. Do pokoju wszedłEza nią wiedźmin. Spojrzał na dziewczynę, po czym usiadł koło niej. Mergiel spojrzała na niego. Oczy się jej zeszkliły.
— Czemu płaczesz? — Starał się wydobyć z dziewczyny jakąkolwiek informację.
— Nie wiem. — Opuściła wzrok w dół. — Zdałam sobie sprawę, że mam dopiero dwadzieścia sześć lat, a do końca życia będę zabijała jebane potwory. Nie mogę mieć dzieci, nie mam też nikogo, więc pewnie przez cały czas będę sama. Męczy mnie to.
Eskel ruchem ręki przyciągnął do siebie kobietę, pozwalając się wypłakać. Wyrzucała z siebie cały ból, który trzymała w sobie od sierpnia.
— Nie jesteś sama — Starał się ją podtrzymać na duchu. — Masz mnie. Masz Vesemira, Coëna, a nawet starego sknerę Lamberta, chociaż nim bym się nie zachwycał.
Mergiel zaśmiała się przez łzy. Żarty o Lambercie nigdy się nie nudziły. Nigdy.
— Dziękuję — przemówiła pokrótce.
Brunet pogładził ją delikatnie po włosach.
— Tak naprawdę wszyscy kogoś mamy — szepnął po cichu.
CZYTASZ
Pierwsza Wiedźminka | The Witcher
Hayran KurguWiedźmini przybyli na kontynent nie dziś. Wiedźminki dotąd nigdy nie spotkano. Pogrążone w mroku miejsce - Kaer Morhen, stara zapuszczona warownia odżywa na nowo. Kto by pomyślał, że los miał zwiastować nową wiedźminkę, wywracając nagle czas i lu...