Wszyscy jesteśmy samotni - Rozdział XXXVII

169 7 0
                                    


Przez pierwszy miesiąc wszystko się układało. Mergiel umacniała swoją pozycję i polepszała warunki państwa. Do czasu. Pierwsze komplikację zaczęły się, gdy do jej rąk trafił list o wezwaniu państw północy  do Hagge. Zdziwiła się, ponieważ miała wrażenie, że jej pozycja nie jest na tyle silna do tak ważnych obrad. Wraz z czarodziejem Teleportowała się więc na obrady, gdzie śmiało przywitał ją Demawend. Miała wrażenie, że nie darzył jej szczególną sympatią, tak samo jak król Kaedwen, więc starała się zachować szczególną ostrożność, tym bardziej, że nie wiedziała o co dokładnie chodzi w spotkaniu. Miała oczy dookoła głowy, jednak jak później się okazało, spotkanie nie miało do czynienia nic z tym co podejrzewała. Ogromny, okrągły stół został zajęty przez władców z poszczególnych królestw. Demawend zaczął rozmowę o potędze Nilfgaardu i o planowanym ataku, co połowa królów potwierdziła.

— Czyli jako pierwsi aranżujemy atak? — zapytała Mergiel.

— Sprowokujemy Nilfgaard do wojny, nie będą mieli do wyboru. Jako wszystkie państwa się zjednoczymy i przeciwstawimy.  Możemy tym odzyskać Cintrę — zaznaczyła Meve.

Mergiel skinęła głową, przysłuchując się rozmowie, która  okazała  się szczególnie ważna. Trzeba było działać teraz, bo potem mogło być już za późno. Spotkanie trwało kilka dobrych godzin, spędzonych na rozmowie, a gdy wreszcie doszli do wspólnego planu, dziewczyna teleportowała się ponownie do Królestwa.  Zmęczona, zaczęła iść do swojej sypialni, kiedy znowu ktoś ją zatrzymał.

— Mam to, o co prosiłaś, królowo — rzekła czarodziejka, podając do jej rąk lusterko, zakryte czarna szmatką.

Brunetka podniosła wzrok na kobietę.

— Dziękuję — oznajmiła, po czym rozglądnęła się wokół.

Wraz z nią usiadła w wolnej sali, po czym wzięła lusterko do rąk.  Czarodziejka stanęła obok, wypowiadając kilka słów starszej mowy, po czym kazała skupić jej się na tym, co chciała zobaczyć.  Mergiel miała jeden cel. Wiedziała, że Eskel nie chce jej widzieć, ale chciała zobaczyć go w jakikolwiek sposób to możliwe.  Skupiła na nim swoje myśli, aż wreszcie w odbiciu zobaczyła Bruneta który siedział wraz z innymi wiedźminami.  Uśmiechał się. Widać, że o czymś żartowali. Po jej policzku spłynęła samotna łza. Widać, że jej odejście nie zrobiło na nim dużego wrażenia. Mergiel odstawiła lusterko na bok, po czym poszła do swojej sypialni. Usiadła na środku łóżka, wpatrując się w ogień przy kominku. Schowała twarz w dłoniach, po czym opadła na łóżku i zasnęła.

Z samego rana jak tylko się obudziła, dowiedziała się, ze Lyria rozpoczęła atak na Nilfgardzkie obozowiska. Zdecydowanie szybciej, niż się spodziewała.  Ubrała się pośpiesznie, po czym zeszła na sam dół. W jednym z przejściu zatrzymał ją strażnik.

— Przepraszam, o pani — rzekł. — Mam jednak sprawę.

— Co się stało? — zapytała.

— W nocy złapaliśmy mężczyznę, który chciał się dostać do zamku. Mówił, że bardzo musi z królową porozmawiać i  to sprawa życia i śmierci. Określił się jako Jaskier.

Mergiel przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech. 

— Wpuśćcie go do zamku — odpowiedziała.

Musiała szybko jednak porozmawiać z kanclerzem i uzgodnić z nim kilka spraw. Musiała także przyszykować  oddziały wojsk do wsparcia. Kiedy to wszystko uzgodniła, dopiero teraz miała czas, pogadać z przypadkowym intruzem.
Udała się do sali obradowej, w  której czekał na nią Jaskier.  Natychmiast podniósł się z krzesła, a gdy tylko to zrobił, straż stanęła przed nim  z mieczami. Mergiel machnęła ręką na dół, by opuścili bronie.  Uśmiechnęła się w jego stronę, delikatnie przytulając. Jaskier zdecydowanie przybrał na formie fizycznej, a sam jego wygląd się polepszył.

— Wasza wysokość. — Uklęknął ucieszony, na co brunetka go szturchnęła.

— Przestań — zaśmiała się.

— Pomyśleć, że minęły tylko jakieś trzy miesiące od poprzedniego spotkania. — Pokiwał głową, niedowierzając.

Do sali weszła służba, która zaczęła rozkładać jedzenie na stole. Jaskrowi oczy zaświeciły się jak pięć koron, więc nawet nie odciągała go od stołu.

— Jak się trzymasz?

— Bywało lepiej — odpowiedziała.

— Nie ma z tobą Eskela? — rozglądnął się dookoła, wodząc wzrokiem po sali. 

— Nie, my... — zaczęła. — Już nie jesteśmy razem.

Jaskier o mało nie zakrztusił się sałatą z wrażenia. Jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów, za to Mergiel nie wiedziała co ma powiedzieć.

— Widzę, że nie chcesz o tym rozmawiać. Niech ci będzie — powiedział.

—  Lyria zaatakowała Nilfgard.

— Że co? — zdziwił się, na co ona pokiwała głową.

— Jako państwa północy zjednoczyliśmy się i liczymy na pokonanie Nilfgaardu.  Liczymy na odzyskanie Cintry — rzekła. — Co do tego, widziałeś się może z Ciri?

— Niestety nie — odparł.

Mergiel ponownie pokiwała głową, następnie wstała z krzesła.  Założyła na siebie czarny płaszcz z kapturem, wzięła swój srebrny miecz oraz zbroję, po czym wyszła niezauważona z zamku. Poszła do jednej z tablic ogłoszeniowych, gdzie pokładała nadzieję o jakimś zleceniu. Brakowało jej tego. Zabijanie potworów nie było tylko powinnością. Wiedziała, że gdy to robi czuje się w pełni sobą. Czuła wtedy, że żyje w zgodzie ze swoją naturą. Zerwała lekko poszarpaną kartkę, po czym zaczęła iść wraz z nią na pobliskie pole, na którym został zauważony upiór. Mergiel poszła więc na nie piechotą, po czym czekała aż się ściemni. Na miejscu wyciągnęła olej na upiory, który użyła na mieczu. Wiedziała, że nie ma przy sobie za wiele fiolek ani eliksirów, ponieważ wszystko zostało w Kaer Morhen.  Znalazła na jednym z gliszczy czerwony kapelusz, który podniosła. Tuż za nią pojawił się upiór, z którym zaczęła walczyć. Próbowała wykończyć go czarami i mieczem, aż po dziesięciu minutach zjawa padła. Dziewczyna otarła z twarzy kosmyki włosów, po czym zaczęła wracać do zamku. Musiała wypić kota, ponieważ prawdopodobnie po drodze wpadłaby w jakieś bagno. Gdy wróciła do zamku, odłożyła swoje rzeczy na bok, po czym natychmiast poszła się umyć. Gdy to uczyniła wnet zaczęła szukać Jaskra, z którym chciała spędzić trochę czasu. Tylko on przy niej był. Może nie widzieli się często, ale trzeba było mu przyznać, że jest wierny.  Znalazła go w gościnnej sypialni, kiedy grał na lutni.

— Ktoś tu jest smutny — zauważył, odkładając lutnię na bok. — Wiem, że się długo nie widzieliśmy, ale spokojnie jeszcze zdążysz się nacieszyć moją obecnością.

— Ale ty jesteś wkurzający. — Rzuciła w niego poduszką.

Bard zaśmiał się pod nosem.  Mergiel rzuciła się na łóżko, mając dość wszystkiego. Jaskier usiadł koło niej na łóżku.

— Co ty robiłeś cały ten czas — zastanowiła się.

— Podróżowałem i grałem koncerty — skomentował. 

— Nie jesteś samotny?

— Oczywiście, że tak — odpowiedział. —  Ale to część naszego życia. Nieodłączna.

Mergiel wzięła głęboki wdech,  patrząc się na barda. Przytuliła się do mężczyzny, kiedy po jej policzku poleciała łza. Bard pogładził ją po plecach, starając się pocieszyć.  Nagle odsunęła się delikatnie i spojrzała na twarz mężczyzny. Jaskier zrobił to samo. Trwali tak chwilę, gdy bard przybliżył swoje usta do jej. Odwzajemniła pocałunek, a po minucie zaczęli ściągać z siebie ubrania.  Położyli się na łóżku, przechodząc do gry. Chyba oboje się tego nie spodziewali, ale żadne z nich nie zaprzeczyło.  Kochali się chwilę, gdy wreszcie opadli ze zmęczenia.

— Jesteś pewny, że tego chciałeś? — zapytała.

— Wszyscy jesteśmy samotni. To moja odpowiedź.

Pierwsza Wiedźminka | The WitcherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz