Rozdział 2

1.9K 148 28
                                    

Naruto siedział pod drzewem. Dopiero co zakończył pierwszą serię z dzisiejszego treningu, więc uznał, że mały odpoczynek dobrze mu zrobi. Od niedawna zaczął przechodzić własne treningi, przygotowane specjalnie przez Kuramę. Jego rodzice zazwyczaj byli bardzo zajęci pracą, więc miał praktycznie cały poranek oraz popołudnie wolne, oprócz nielicznych treningów z drużyną. Oczywiście misje również nie często wykonywali razem, zazwyczaj były to te cięższe. Jego ojciec Minato Namikaze stwierdził, że nie może wybywać na samotne zadania. Musi poczekać, aż kilka osób z jego rocznika zda egzamin na jounina, a potem utworzą razem specjalną drużynę....Musiał więc przeżyć kilka miesięcy w impasie. Jego ojciec zaproponował mu również wzięcie pod opiekę jakiejś drużyny geninów, ale...to jeszcze mniej mu się podobało. Wolał czekać.

-Cierpliwość jest złotem szczeniaku...-mruknął basowy głos. Nagle tuż obok niego pojawił się kot.

-Sosei! Coś się stało?-zapytał dzieciak.

-Tak stało!...Zapomniałeś o naszym treningu? Minęły dwa lata, a ty nadal tkwisz w martwym punkcie z Hyoketsuganem!

-Dostałem zakaz od rady i Hokage....nie wolno mi go używać pod żadnym pozorem!

-Dostałeś go bo nie potrafiłeś poprawnie go używać! Nadal tego nie potrafisz, a bez treningu nic nie zmienisz.... Chcesz nadal odwlekać...naprawdę myślisz, że wyjdziesz cało, jeśli zerwiesz umowę z Raishinem?

-N-nie....ja...ja wcale nie mam zamiaru, nie dotrzymać obietnicy....

-Więc weź się w garść! Trening nie zacznie się jednak bez jednej ważnej rzeczy!-warknął kot.- Musisz odciąć się od przeszłości!

-Powtarzasz mi to codziennie od ataku...co to znaczy?

-Nie wiem...-burknął zirytowany kot.-Może znajdź dziewczynę, albo coś....pogódź się, że niektórzy nie wracają z martwych!

Czarny zamachał ogonem i zniknął w krzakach.

-Znajdź dziewczynę?-warknął Uzumaki. -Pff...gdyby to było takie proste...

***

Zapadał zmierzch, a Namikaze w końcu skończył swój trening.

-Mam dość...idę spać...-mruknął.

-Zaczynasz gadać do siebie...-warknął kyuubi skryty w umyśle chłopaka.

-To była informacja dla ciebie.

Lis przeciągnął się i obrócił tyłem do krat.

-Kot ma rację....potrzebujesz dziewczyny....

-A tobie co odwaliło?

-Może w końcu byś przestał zadawać się ze zwierzętami? Nie znoszę zoofilii....

-Ty chory....!

Demon uśmiechnął się tryumfując ze swojego zwycięstwa. Uwielbiał gnębić dzieciaka, na różne sposoby, chociaż ten był bardziej popchnięciem w stronę rozwiązania. 

Mimo iż minęło wiele czasu, dzieciak nadal nie otrząsnął się ze śmierci kilku osób...jego najbliższych przyjaciół. Nadal traktował byłych geninów jako gorsze zamienniki lub po prostu nie umiał sprostać rzeczywistości. Tamte dzieciaki odeszły i został sam. Nie potrafi ruszyć w przód! Naruto mógł się oszukiwać, że zerwał ze wspomnieniami, ale Kurama doskonale wiedział, że koszmary nie odstępywały go na krok. Jednak jedna twarz najbardziej rozrywała serce chłopca....twarz dziewczyny, którą znał...którą chyba nawet kochał. Ale czy można powiedzieć, że dzieci zaledwie dziesięcioletnie wśród krwi, potu i łez zakochały się w sobie? Tego nawet kyuubi nie wiedział, ale był świadomy mętliku jaki znajdował się w sercu jego jinchiuriki.

Chłopiec szedł powoli przez główną ulicę zmierzając wprost do domu, jednak ku jego nieszczęściu ktoś potrącił go przewracając na środku ulicy. 

Namikaze podniósł głowę i zobaczył jakiegoś mężczyznę. Rozejrzał się wokół, nie było wielu ludzi o tej nocnej porze na ulicach. Jak chłopak zrozumiał po czerwonym nosie i rozbieganym wzroku, mężczyzna był pijany i może nawet odurzony. 

-Zdychaj potworze!-krzyknął i wymierzył cios w maskę Naruto.

Chłopiec nawet nie drgnął zdjęty strachem, zdziwieniem i czymś w rodzaju niedowierzania. 

Jednak pijak nie spoczął na jednym ciosie i zaczął powtarzać kolejny i kolejny raz uderzając chłopca i  krzycząc tylko jedną frazę; "Zdychaj".

Wtem Uzumaki poczuł jak coś odrywa od niego napastnika. Wtedy usłyszał głośne uderzenie, a sam cywil został rzucony w ciemną uliczkę w kosze na śmieci.

Zamaskowany podniósł głowę i zobaczył na plecach mężczyzny, wybawiciela znak wachlarza. Od razu rozpoznał broń i postawę.

-Shi!-powiedział i od razu podniósł się.

-Czemu się nie bronisz?-zapytał karcącym tonem, spoglądając na strużkę krwi kapiącą spod maski.

-To nic...to nie ma znaczenia...

-Myślisz, że nic nie widzę?-warknął podchodząc niebezpiecznie blisko młodego przyjaciela.- Wszyscy jounini obserwują jak cywile zaczynają się obracać przeciwko tobie, ale nikt się nie odzywa, bo czekają na twój ruch! Czemu nie powiesz ojcu...

-Tata ma ważniejsze sprawy niż....

-Niż zdrowie swojego dziecka?...Ktoś nakręca przeciwko tobie Wioskę, a ty puszczasz mu to płazem? Wiesz, że przez to ludzie mogą zacząć mieć pretensje do Hokage?!

-Shi....proszę...nie wyciągaj pochopnych wniosków. Ten mężczyzna jest pijany, mógł zaatakować każdego...

-Ale nie każdy alkoholik krzyczy "zdychaj potworze"!

-Błagam....wystarczy...

-Ta...masz rację....nie mam zamiaru ochraniać kogoś kto nawet tego nie doceni...

Czarnowłosy odwrócił się na pięcie i uciekł z ulicy, od razu kierując się do domu. Namikaze chwilę jeszcze stał.

"Pomyślę o tym w domu..." Zrobił kilka kroków w tył i nadal jakby niewzruszony powrócił do domu. Wszedł do domu i od razu zauważył światło w kuchni.

-Wró...

-Gdzieś ty był!!?-głos jego matki przerwał mu w pół słowa.

-Wy-wybacz zapomniałeś się i trenowałem dłużej....-chłopiec zdjął maskę i podszedł do rodziców. 

Jego rodzice przyzwyczaili się do tego. Aby oswoić się z życiem bez maski, ich syn zdejmował ją w domu, ale mimo to nadal nosił ją na misjach i poza mieszkaniem, ale według nich był to krok w dobrym kierunku.

"Szkoda, że długo trzeba czekać na drugi" Pomyślał Minato i spojrzał na chłopca zza gazety, która nagle wypadła mu z rąk.

-Co się ci stało?-zapytał.

Podszedł do chłopca. Krew leciała jego potomkowi z nosa.

-To...nic wielkiego...przesadziłem i przez przypadek uderzyłem się....

SześciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz