[25] Umarłam...

279 21 2
                                    

Upadła na piasek. Łzy, które jeszcze parę sekund temu skrywała gdzieś w głębi siebie, teraz nie chciały przestać płynąć z jej oczy.

Bezsilnie przewróciła się na plecy, rozkładając ręce na boki. Niebo tego dnia było wyjątkowo czyste, bez żadnej białej chmurki, która mogłaby zakłócić błękitny kolor.

Westchnęła ciężko, zaciskając mocno usta, aby nieco się uspokoić.

Przypominała sobie imiona wszystkich bogów, aby móc ich wiecznie przeklinać za los, jaki ją spotkał.

Jako sierota trafiła do asgardzkiego pałacu, którego jeszcze parę sekund temu była królową. Została wywiedziona na arenę, na ten sam piach na którym teraz leżała. Cierpiała, aby spotykać się z kimś kogo kocha - z kimś od kogo teraz uciekła. Przeżyła piekło na wojnie, które było tak bolesne jak ostatni rok jej wiecznego życia. A na koniec wystąpiła w głupią grę, która ciągnęła się nadal i zawsze będzie się ciągnąć.

Nie obchodziło ją, czy jest sama, czy może Max bądź Fill są tutaj. Patrzyła w niebo i krzyczała, przeklinając wszystkich znanych jej bogów. Rzucała w nich najgorszymi obelgami, jakie kiedykolwiek opuściły jej usta. Nie zasłużyła na taki los.

Wystarczyło wziąść wydarzenia z ostatnich dni, kiedy jeszcze jako królowa, wraz z jeszcze mężem wyjechała w delegację do królestwa Arsimi - królestwa elfów.

Potem wszytko działo się tak szybko, Wszytko było takie popieprzone. Przelało się tylne krwi... A z sekundy na sekundę coraz bardziej bolało ją to, że tą krew przelał Loki dla niej. To z jej powodu Nathasa umarła, a wszyscy którzy przebywali w wieży zostali mocno ranni.

Nie tyle bolała ją jednak prawda, że cierpieli za nią, jak fakt, że Loki zrobił to dla niej. On też cierpiał. Był gotów zabić każdego kto ją skrzywdził. Uratował ją, niczym książę z bajki. A ona jak głupia odrazu po tym odeszła od niego... Odeszła w chwili, kiedy może najbardziej jej potrzebował.

Gdy jej stan nieco się opanował, podparła się ramionami, po czym po chwili wstała, oczepując piach.

Powolnym krokiem ruszyła w stronę zbrojowni, aby wybrać broń dzięki której będzie mogła się wyżyć.

Gdy sięgnęła jeden z mieczy, nagle zrobiło jej się strasznie słabo. Upadła na ziemię, na chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością.

Otworzyła oczy, niepewnie podnosząc się na łokciach. Gdy zobaczyła osobę stojącą przed nią, normalnie powinna być zaniepokojona i przestraszona. Biorąc pod uwagę jej obecną sytuację, kiedy jeszcze przed chwilą rzucała obelgami w bogów, w ogóle nie była zdziwiona.

- Umarłam. - stwierdziła.

- Fizycznie nie. Ale z tego co wiem, psychicznie, jesteś na granicy wytrzymałości. - odpowiadała pogodnie kobieta.

Clare wstała z ziemi, rozglądając się dookoła. Największą uwagę poświęciła jednak kobiecie.

- Ale ty umarłaś. Widziałam. - powiedziała niepewnie.

Frigga uśmiechnęła się lekko.

- Drogie dziecko... - zaczęła łagodnie. - Myślałam, że obydwie wiemy, że Loki jest Bogiem Kłamstw, oraz, że jego serce jeszcze nie umarło.

Blondynka westchnęła ciężko, kręcąc głową.

- Kiedy? I... jak? - zapytała zaszokowana. - Gdzie my w ogóle jesteśmy? I dlaczego nie jestem na arenie?

Frigga z uśmiechem złapała Clare za ramiona.

- Widzę więc, że czeka nas długa rozmowa... - westchnęła kobieta. - Ale nie dziwnie ci się. Jesteś w szoku.

Starsza kobieta podeszła w stronę drzwi.

- Choć. Przejdziemy się...




In The Law ✳️ Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz