Rozdział 36

618 32 3
                                    

Popołudnie 24 grudnia spędziłam w swoim starym domu z Brook. Dziewczyna uparła się, że nie zostawi mnie samej dlatego spędziłyśmy że sobą parę godzin. Siedziałyśmy w moim pokoju i po prostu oglądałyśmy filmy. Co roku o tej porze trwały już wiele przygotowania do świątecznego obiadu na następny dzień. Tego dnia zawsze ubierałam z tatą choinkę i pomagałam mamie w kuchni. W tym roku nie było mi to dane i nie mogłam się z tym pogodzić. Starałam się nie myśleć o przeszłości, ale chciałam spędzić ten dzień właśnie w tym domu. Siedziałyśmy przed laptopem Brook i starałam się skupić na filmie. Byłam wdzięczna dziewczynie, że była tam ze mną. Niestety po paru godzinach musiałyśmy wracać już do rodziny dziewczyny. Droga minęła nam w ciszy i dopiero gdy wysiadłam z auta czułam jak moja silna strona pękła. Sama nie wiem dlaczego, byłam zdolna tylko do powitania wujka, ktory stanął mi na drodze i wbiegłam na górę. Rzuciłam się na łóżko , a twarz schowałam w poduszce i głośno szlochałam. Dlaczego to właśnie mnie spotkało, dlaczego to ja zostałam sierotą. Jest tyle ludzi na ziemi, a to właśnie stało się mojej rodzinie. Trudno jest zapomnieć o osobach, które dały tak wiele do zapamiętania. Wszyscy wiemy, że śmierć to jedyna pewna rzecz, która nas w życiu spotka. Przychodzi nagle i zabiera nam osoby, które były dla nas całym światem, a śmierć bliskiej nam osoby boli najbardziej.

Podniosłam się z łóżka i chwyciłam w dłonie zdjęcie rodziców trzymających się za ręce. Fotografia była robiona przeze mnie w rocznicę ich ślubu.

-Dlaczego właśnie was potrzebują w niebie? - Przejechałam palcem po mokrym już zdjęciu od moich łez. - Tu na ziemi jesteście mi bardziej potrzebni. Nie mogliście walczyć ze śmiercią, przecież zostawiliście mnie tu samą. - Krzyczałam, chociaż dobrze wiedziałam, że to nic nie da.

-Co tu się dzieję? - Do pokoju wkroczyła przejęta ciocia, a ja szybko usiadłam na łóżku. Spojrzałam na nią oczami przepełnionymi bólem i rozpaczą, a ta od razu do mnie podbiegła i mocno przytuliła. Chciałam być sama, ale nie miałam serca aby ją wygonić, dlatego siedziałam w jej objęciach i cichutko szlochałam. - Dziecko, proszę nie płacz. Nie wiem co czujesz, ale jak widzę twoje łzy na tej słodkiej twarzyczce to aż mnie serce boli. - Głaskała mnie po włosach.

-Dobrze postaram się. - Szepnęłam. Przez następne parę minut siedziałyśmy w ciszy.

-Chodź do nas na dół. Nie będziesz się tu sama zadręczać.

-Ciociu chcę zostać sama, jeśli to nie problem. - Spojrzałam na nią.

-Dobrze - Powiedziała bez przekonania. - Ale proszę nie płacz więcej. - Dodała i po woli wyszła. Siedziałam wpatrzona w drzwi, gdy mój telefon zawibrował. Nie patrząc kto dzwoni odebrałam.

-Halo - Powiedziałam ciągnąc nosem.

-Hej Lila, coś się dzieje? - Usłyszałam głos Nathana i prawie zleciałam z łóżka. Nie spodziewałam się jego telefonu.

-Nie wszystko okey. - Starałam się mówić weselej.

-Ej nie wychodzi ci to. Słysze, że coś jest nie tak. - Postanowiłam go nie okłamywać.

-Nic nie jest dobrze. Życie jest do dupy. - Załamana opadłam bezsilnie na pościel.

-Domyślam się, ale nigdy nie tarć nadziei. Lilka nie możesz się poddać musisz żyć dalej dla Louisa i wszystkich chłopaków, dla wujostwa, dla Matta i Brook no i dla mnie. - Słuchałam uważnie tego co ma do powiedzenia, a gdy usłyszałam ostatnie słowa moja twarz przybrała kolor buraka. Od razu przypomniało mi się to wczorajsze zdjęcie i za cytowane słowa. Nie wiedziałam co powiedzieć.

-Tak, masz racje muszę być silna. - Powiedziałam zmieszana. - Ale ta świąteczna atmosfera mnie dobija. Wszędzie wiszą jakieś dekoracje, choinka od tych wszystkich bombek i łańcuchów za chwile runie, w telewizji puszczają same denne świąteczne filmy ze szczęśliwymi zakończeniami, a w domu wszyscy chodzą jakby się nawdychali gazu rozweselającego. - Mówiąc to ledwo się nie rozpłakałam.

-Lila, wiem że dla ciebie to nie ma sensu, ale już za parę dni wszystko wróci do normy. Pomyśl sobie zniknął wszystkie choinki i ozdoby, nie będzie kolęd, a w telewizji zaczną puszczać normalne seriale. - To co powiedział na prawdę miało sens.

-Dziękuje Nath, jesteś kochany.

-Ty też jesteś kochana. - Zaśmiał się, a ja jeszcze bardziej się zaczerwieniłam.

-Opowiadaj jak tam w domu? - Chciałam lekko zmienić temat.

-Dobrze, młoda bardzo się cieszy.

-Wiesz widziałam to zdjęcie, nawet całkiem ładne. - Zaczęłam, ale od razu  ugryzłam się w język.

-Bo jesteście na nim obydwie. - Wtedy mnie zatkało, to było na prawdę bardzo miłe.

-No dzięki. - Powiedziałam zawstydzona.

-Wiesz nie wiem czy to rozmowa na telefon, ale chciałem ci powiedzieć, że mimo tego, że widzieliśmy się zaledwie jeden raz to bardzo cię polubiłem. - Moje serce zaczęło bić ze zdwojoną siłą, a żołądek przewracał się do góry nogami.

-No też cię lubię. - Powiedziałam zakłopotana.

-I mam nadzieję,że po świętach się spotkamy.

-Ja też mam taką nadzieję.

-Miło to słyszeć.

-Nathan chodź popatrzeć jak tańczę. - W słuchawce rozległ się śmiech Mad.

-Lila chyba muszę kończyć, bo ona mnie tu zaraz zje.

-Spokojnie idź do rodziny. - Posmutniałam, bo wcale nie chciałam się rozłączać.

-Ej ślicznotko tylko mi tu nie płacz.

-Nie będę płakać, idź do siostry. Papa - Ponagliłam go.

-Paaaa - Rozłączyłam się, znów schowałam głowę w poduszce i zaczęłam szlochać.

A New LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz