- Deku! - krzyknął blondyn wchodząc do mieszkania, jednak skarcił się po chwili. Zielonowłosy mógł już spać.
Niespiesznie ściągnął buty, rozebrał się z wierzchniego okrycia i przeszedł do kuchni, gdzie nalał sobie szklankę wody. Wypił napój duszkiem, po czym wyraźnie zmęczony poszedł do łazienki, gdzie umył się i przebrał w świeże ubrania.
Po wykonaniu podstawowych czynności udał się do sypialni, gdzie jak oczekiwał, spał jego przyjaciel. Bez zbędnych gestów położył się obok i objął chłopaka, wtulając się w niego. Nie przeleżeli tak nawet dwóch minut, ponieważ po chwili blondyn zorientował się, że coś było nie tak.
- Co kurwa... - podwinął koszulkę młodszego, a drugą rękę ułożył na jego czole. Chłopak definitywnie miał gorączkę, i to niemałą. - Wstawaj, Deku. - obudził zielonowłosego, który niechętnie zmienił pozycję na siedzącą i zaczął wpatrywać się w blondyna, który na chwilę zniknął za drzwiami sypialni, wracając z termometrem.
- 38.7... - szepnął sam do siebie i popatrzył załamanym wzrokiem na nastolatka, którego oczy mrużyły się od braku snu. - Ile razy mam ci powtarzać, idioto, że nie możesz się przepracowywać? Masz wory pod oczami, wyglądasz ogółem jak kupa gówna i teraz jeszcze jesteś chory...
- Przepraszam, Kacchan, ale to moja praca - powiedział niemrawo zielonooki, opierając się o zagłówek łóżka.
- Idę po leki, czekaj - wyższy wstał i ponownie opuścił pomieszczenie, wracając po chwili z kilkoma tabletkami i szklanką wody. - Weź to i kładź się, rano zrobię ci śniadanie i przygotuję prochy. Nie idziesz do pracy, zwolnię cię - blondyn zbombardował młodszego informacjami, po czym zgasił lampkę stojącą na stoliku i również ułożył się na łóżku. - Nie licz na przytulasy, nie chcę się zarazić.
Rano Katsuki wstał bardzo wcześnie, po czym ogarnął się i przygotował posiłek dla chorego. Chyba nie udało mu się wczoraj zbić temperatury ciała, jego czoło dzisiaj było równie rozpalone, co w nocy.
Chłopak ostatni raz spojrzał na śpiącego przyjaciela i wyszedł, uprzednio dla bezpieczeństwa zakładając maseczkę lekarską. Za dwa dni rozpoczynał codzienną serię patroli i nie mógł pozwolić sobie na chorowanie.
Cały dzień w pracy nie mógł skupić się na niczym. Po jego głowie wciąż chodziła osoba, którą chłopak zamierzał chronić za wszelką cenę. Chronić przez każdym, nawet wrogiem całej ludzkości.
Spontaniczny, wiem. Ale musiałam poubolewać nad moją klasą, która przez grypę nagle jest o połowę mniej liczna 😅