Sale szpitalne nie są miejscem, w którym ludzie chcą spędzać czas. Oczywiście niektórzy odwiedzają rodzinę lub bliskich, ale w takim przypadku od tej zimnej, sztywnej atmosfery można zawsze uciec. Do domu.
Izuku ten dom stracił. Od długiego czasu szpital był jedynym miejscem, do którego tak naprawdę należał. Tu spał, tu jadł, tu spędzał każdą chwilę swojego gasnącego jak wypalająca się świeczka życia. I cały czas miał wrażenie, że sobie z tym radzi. Jak, spytacie?
Bakugo Katsuki. Przyjaciel z dzieciństwa, jego jedyne oparcie. Był tutaj niemal codziennie, chociaż nie musiał. Między nimi nigdy nie było nic więcej niż przyjaźń, a pomimo tego zachowywał się wobec chłopaka jakoś... inaczej. Każdy, kto znał blondyna widział go jako agresywnego, łatwego do sprowokowania mądralę, jednak przy Deku pokazywał drugą twarz.
Zawsze przynosił mu książki czy gazety, a gdy ten już je przeczytał, zamieniał na nowe. Przychodził niezmiennie o tej samej godzinie, zawsze z drobną przekąską. W dni operacji dziwnym trafem rano znajdował czas na nawet najkrótsze słowa pocieszenia. Często się uśmiechał, ale jeszcze częściej... płakał. Kiedy Izuku zasypiał, często po przebudzeniu chłopak wciąż był przy nim z oczami spuchniętymi od łez.
Niejednokrotnie do pokoju zaglądała pielęgniarka, która po entym razie nawet go nie upominała, że czas odwiedzin już dawno minął. Kiedy tylko drzwi się uchylały, blondyn podnosił się z miejsca i żegnał przyjaciela, po czym wychodził by wrócić następnego dnia.
Rutyna mogłaby trwać nieustannie, obu chłopcom to bardzo pasowało. Jednak słowa, które pewnego ranka usłyszał zielonowłosy miały na zawsze to zakończyć.
"Pojawił się dawca"
Kiedy tym razem blondyn wszedł do pokoju, zastał Midoriyę zalanego łzami, jednak z uśmiechem na ustach. Obok łóżka stała jego matka, do której Bakugo skinął z szacunkiem. Po chwili podbiegł jednak do przyjaciela, łapiąc go za dłoń.
- Udało się... - mówił niewyraźnie, przez łzy. - Dostanę nowe płuca...
Żadne słowa nie mogły teraz wyrazić uczuć szalejących w Katsukim. Z niedowierzania otworzył usta, jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Radość kotłująca się w nim znalazła ujście we łzach, które rzewnym strumieniem spłynęły po jego policzkach. Mężczyźni dłuższą chwilę spędzili w takiej pozycji, po czym zielonowłosy odsunął od siebie przyjaciela.
- Kacchan, ja... Chciałem ci coś-
- Mogę najpierw ja? - przerwał mu blondyn, mocniej ściskając rękę Izuku. Nie widząc oznak sprzeciwu, zaczął mówić. - Kiedy masz operację? Wiesz już?
- Jutro rano - odparła szybko mama zielonowłosego, patrząc ma chłopców z lekkim uśmiechem. - O 9:00 trafia do anestezjologa.
- Będę tutaj jutro, dobrze? Przyjdę pięć minut szybciej, jak zawsze. - opuścił wzrok, po czym ponownie wlepił go w Midoriyę. - Ale po operacji... Będę miał coś do powiedzenia. Coś bardzo ważnego. Wtedy musisz mnie wysłuchać, więc... Wróć do nas już cały i zdrowy. - uśmiechnął się szeroko, a po chwili podniósł się do pozycji stojącej, skłonił się w kierunku kobiety i wyszedł z sali.
Następnego ranka rzeczywiście, Bakugo zjawił się punktualnie o czasie. Jednak niedługo po tym zaczynał zajęcia, więc mógł zostać tylko na chwilę. Był przy nim do momentu, aż zielonowłosemu nie zamknęły się oczy.
Godzina 11:06, przeszczep udany. Po tej jednej sentencji, jaką oczekujący przed salą rodzice wraz z blondynem usłyszeli od lekarza, wszyscy od razu udali się do pokoju, w którym, nadal pod narkozą, leżał Izuku.
- Wstanie za kilka minut, mogą państwo tu zostać.
Pierwszą rzeczą, jaką Deku zobaczył po przebudzeniu, była radosna twarz przyjaciela. Nikt nie musiał nic mówić - przeszczep płuc się udał, i chociaż znacznie skrócił życie chłopaka, zrzucił mu z barków niesamowicie uciążliwy ciężar. Rodzice cieszyli się równie mocno, w końcu ich syn nareszcie jest bezpieczny.
- Deku, nie mogę już czekać - blondyn chwycił dłoń zielonowłosego, patrząc mu w oczy. - Kocham cię. Całym sercem. Proszę, spędź ostatnie lata ze mną. Proszę. - łzy zebrały się w oczach Izuku po usłyszeniu tego wyznania. Jednak on już od dawna wiedział co zrobić.
Wycieńczonym ruchem objął głowę Bakugo i przyciągnął jego usta do swoich.
- Ja ciebie też. Wiedziałbyś wcześniej, ale wczoraj nie pozwoliłeś mi dokończyć.
Musiałam napisać taki one shot, w sumie to zawsze chciałam zrobić coś takiego. Motyw szpitala jest trudny do ujęcia, ale myślę, że mi się udało.
Chyba wraca mi wena, może już będę wstawiać częściej.
Ale te wyświetlenia skaczo, o panie!