Joanne czuła, że jeszcze nie jest gotowa. Nie wiedziała, czy jest na tyle odważna, by być w stanie pokonać Białą Czarownicę. Bała się, że zadanie ją przerasta. I że nie jest godna zasiąść na piątym tronie Ker-Paravelu.
Z rozmyślań wyrwał ją Edmund, który zapukał do drzwi łazienki:— Wszystko w porządku, Jen?
Sprawiedliwy używał tego skrótu odkąd tylko zjawił się w domu Joanne.
— Tak. Już wychodzę — odpowiedziała, najpewniejszym tonem, na jaki ją tylko było stać.
Jeszcze raz spojrzała w lustro, poprawiła fryzurę i z szerokim uśmiechem wyszła na korytarz.
— Widzę, że jesteś w dobrym nastroju — przyznał Edmund.
— Dziwisz mi się? Moje marzenie się spełnia...
i ty tutaj jesteś. Jeszcze pare dni temu, uważałam to za niemożliwe... ale jesteś. A Narnia naprawdę istnieje. A z tego wszystkiego zapomniałam zapytać... jesteś może głodny?— Dzięki. Już sam się obsłużyłem — po tych słowach uśmiechnął się i puścił oczko do dziewczyny.
— Ej! Co mi w rzeczach grzebiesz? — uderzyła go w ramię i zaśmiała się. — Nie ma sprawy. Czuj się jak u siebie.
Oboje popędzili do pokoju na górze.
Edmund usiadł na szarej pościeli, Joanne z niepokoju nie potrafiła usiedzieć w miejscu.
— Naprawdę sądzisz, że się nadaję? — spytała po raz kolejny.
— Jak nikt inny. Proszę Cię, przestań panikować. Aslan.. tak właściwie to cała Narnia, nie przywołuje niewłaściwych ludzi. Myślę, że moja obecność tutaj jest tego najlepszym zaświadczeniem. Sam król po ciebie przyszedł. — Edmund zaśmiał się.
Oparł się o ścianę i bawił się kołyską Newtona. W tym samym czasie Joanne usiadła na fotelu koło biurka i wypuściła powietrze. Nabierała pewności, że wszystko co ją czeka może się udać. Spojrzała na Edmunda. Była zaskoczona tym, że między nimi tak dobrze się układało. I to w tak krótkim czasie. Spojrzała na niego raz jeszcze. W rzeczywistości wyglądał jeszcze lepiej niż na ekranie. Do wyprawy wciąż była niepewna, ale uczucie, które w niej tkwiło... ono było pewne.
— Widzę, że masz niezłą kolekcję książek —uśmiechnął się szeroko i wskazał palcem na regał — O, nawet „Narnia". Cała seria.*
— No tak. Uwielbiam czytać. A co do „Narnii", zatrzymałam się na „Srebrnym Krześle". Nie wyobrażam sobie treści bez was. Bez Pevensie.— wyznała Joanne.
Edmund położył jej dłoń na ramieniu. Spojrzał jej prosto w oczy. Tak jakby chciał jej coś przekazać, coś powiedzieć. Coś czego nie potrafił zrobić ustami.
— Już czas — wyszeptał.
Joanne nie odpowiedziała. Spuściła wzrok, wbiła go w podłogę. Ciągle nie wiedziała, czy dobrze robi. Czy się nadaje i czy powinna tam pójść. Edmund chwycił ją za dłoń.
— Jesteś nam potrzebna, Jen — po tych słowach, dziewczyna spojrzała chłopakowi w jego ciemne oczy. Widziała w nich nadzieję i troskę.
— Idziemy — zdecydowała się.
Sprawiedliwy ucieszył się. Odwrócił się, wciąż trzymając ją za rękę. Wyszli z pokoju. Skręcili w lewo i po chwili stanęli naprzeciwko starej, drewnianej szafy. Edmund sprawnie otworzył jedne z drzwi.
— Panie przodem — oznajmił i wpuścił Joanne.
— Edmund... to z tej szafy dochodziło to drapanie. - zaniepokoiła się dziewczyna.
—Właśnie tak miało być — odpowiedział jej Sprawiedliwy.
Joanne przez chwilę zawahała się. Stanęła w szafie jak wryta. Edmund wszedł za nią. Nie zamknął drzwi do końca, ponieważ to bardzo głupie zatrzasnąć się w szafie.** Wokól nich panowała ciemność. Przez niedomknięte drzwi wpadał zaledwie mały strumyczek światła. Od płaszczy i kurtek biło ciepło.
— Nie będą potrzebne? — zapytała Joanne, mając na myśli okrycia.
— Narazie nie — odpowiedział szybko Edmund.
Nagle w szafie rozległ się okropny dźwięk drapania. Joanne odruchowo chwyciła Edmunda za rękę i delikatnie ją ścisnęła.
— W porządku Jen. Bez tego nie damy rady, rozumiesz? — uspokajał ją chłopak.
„Niby w jaki sposób ten przeklęty odgłos ma nam w czymś pomóc?" pomyślała Joanne.
— Idź do przodu — usłyszała.
Dziewczyna posłuchała. Zrobiła najpierw jeden krok. Potem drugi. Potem kolejne. Słyszała za sobą kroki Edmunda. Dodawało jej to otuchy.
W końcu szła już tak długo, że zdziwiło ją, że ciagle nie trafiła na tylną ścianę szafy.—Joanne... — usłyszała dziewczyna, tak jakby gdzieś z daleka.
—Co? — zapytała Edmunda.
— Ja nic nie mówiłem - obronił się.
— Joanne... — usłyszała znowu.
Głos ten był niski. Faktycznie nie należał do Edmunda. Był zupełnie inny. Przypominał głos Aslana.
Edmund i Joanne szli dalej, powoli, brodząc w puchatych płaszczach. Nagle ich kroki ucichły. Nie było już słychać stukania nóg o drewnianą podłogę, lecz cichy szelest trawy. Joanne poczuła powiew ciepłego, wiosennego wiatru. Edmund ścisnął jej dłoń - poczuł to samo.
Zaczęło robić się coraz jaśniej. Ciemność, która ich otaczała, zniknęła. Słońce delikatnie muskało twarze Jen i Sprawiedliwego. Wokół nich rosły ogromne, zielone drzewa. Słychać było śpiewy ptaków i szmer strumyka.
Byli w Narnii.
*Nie przywiązujcie do tego większej uwagi. Czas akcji mojej książki to mniej więcej kilka tygodni po koronacji Kaspiana. „Podróż wędrowca" i resztę książek czy filmów potraktowałam jako przepowiednię przyszłości dla rodzeństwa, Kaspiana. Jest wiele niedociągnięć, moja opowieść nie do końca zgadza się z filmem i książkami. Musicie mi to wybaczyć.
**Pozdrawiam kumatych.
![](https://img.wattpad.com/cover/212090066-288-k970738.jpg)
CZYTASZ
Miś: Powrót zimy ✔️
FanfictionA co by było gdyby magia istniała naprawdę? Gdyby nawet najgłupsze marzenia stawały się rzeczywistością? Gdyby wejście w książkowy świat było możliwe? Jednego dnia jesteś małym, londyńskim dzieckiem, które jedyne czego potrzebuje, to zrozumienia. Dr...