Był późny wieczór. Biała czarownica wyglądała przez jedno ze swoich lodowych okien, w oczekiwaniu na powrót oddziału Tarina.
Na dziedzińcu rozłożona była broń. Starannie wykonane miecze czy tarcze, odbijały słabe światło księżyca. Prezentowały się znakomicie.Groźny las przysypany śniegiem, w nocy wydawał się jeszcze straszniejszy. Krył mnóstwo tajemnic. Mrocznych i przerażających tak samo jak Biała Czarownica.
Jadis wciąż wyglądała przez okno, niecierpliwiła się. Nic nie wskazywało na to, żeby oddział był już w drodze do pałacu. Czarownica jeszcze nie wiedziała, że Tarin wraz ze swoimi towarzyszami, już czekali w głównej sali.
Czarownica odeszła od okna, prychając z pogardą. Przeszła całą swoją komnatę.
Nie była ona wiele większa od sali tronowej. Jej sklepienie wydawało się być wykonane z czarnego lodu. Tak samo ściany. Z niektórych wystawały ostre sople. Łoże stojące pod jedną ze ścian, było przeźroczyste i chłodne w dotyku. Ogromny żyrandol widzący nad nim, wykonany z kryształów, odbijał słabe światło, wpadające przez ogromne okno. Oprócz tego, nie było nic więcej. Jedynie stare książki, porozrzucane w każdym możliwym kącie komnaty, niczym przeszkody, torowały przejście po pokoju, w tą ciemną, gwieździstą noc.
Jadis skierowała się w stronę drzwi. Otworzywszy je lodową gałką, wyszła. Zaczęła schodzić po zimnych schodach. Mocno trzymała się bariery, przez co jej palce poczerwieniały. Stopnie wciąż nie przestawały być śliskie.
Gdy pozostały ostatnie schodki, Biała Czarownica zauważyła już, że oddział Tarina powrócił. Jadis ruszyła w kierunku swojego tronu.
— Szczerze mówiąc, liczyłam, że wrócicie nieco później — oznajmiła ironicznie w drodze do Tarina.
— Ale cóż to się stało? Nie widzę wszystkich. Gdzie podziała się reszta twojej załogi? — ciągnęła.
Tarin wyruszył na zwiady z dwudziestoma innymi gepardami. Powrócił z piątką.
— Wasza wysokość, nakryli nas — odpowiedział spokojnie Tarin, kłaniając się lekko. — Zaatakowali w środku lasu.
Czarownica podeszła do tronu i bardzo ostrożnie na nim usiadła. Jej oczy zapłonęły, twarz zrobiła się czerwona. Zacisnęła mocno ręce na oparciach. Pojawiło się na nich kilka pęknięć. Jadis w końcu nie wytrzymała.
Wybuchnęła:
— Jak mogłeś? Co ja ci mówiłam? Mieliście uważać! Tak, aby nikt was nie nakrył! — krzyczała. — Teraz już wiedzą. Już się szykują! Nie dadzą się zaskoczyć! Ty kretynie!
Po chwili wstała i uderzyła z całej siły Tarina, tak że odleciał na kilka metrów.
Jego towarzysze byli w niego wpatrzeni. Gepard zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie dobre stosunki z czarownicą, już teraz byłby kamiennym posągiem.
— Zawiodłam się Tarinie! — krzyknęła raz jeszcze.
Ponownie usiadła na tronie. Zagryzła wargę tak mocno, że wypłynęła z niej ciemna krew. Czarownica zacisnęła dłonie jeszcze mocniej, powodując kolejne pęknięcia w oparciach.
— Idźcie stąd! — rozkazała oddziałowi Tarina, nie odrywając wzroku od lodowej podłogi.
Ci odeszli w zupełnej ciszy. Na sali pozostał tylko Tarin i czarownica. Cisza między nimi, nie trwała dłużej niż minutę.
— Kto? — zapytała cicho Jadis.
Tarin wciąż leżał na ziemi. Starał się podnieść, lecz niestety cios czarownicy był bardzo mocny. Sprawił mu mnóstwo bólu.
— Pytam się raz jeszcze. Kto? — tym razem zapytała dużo głośniej i bardziej stanowczo.
— Dwóch telmarskich wartowników.... Centaur... — rzekł, delikatnie się jąkając. — I kilka karłów — dodał, jakby po chwili namysłu.
W tamtym momencie spodziewał się reakcji czarownicy. Obawiał się najgorszego. Starał się ma nią spojrzeć. Niestety było mu bardzo ciężko zrobić chociaż najmniejszy ruch. Ból rozchodzil się po całym jego ciele.
— Chcesz mi przez to powiedzieć, że kilku Narnijczyków, pokonało oddział dwudziestu mutogepardów? — mutogepardy, tak nazywała swój oddział czarownica.
Tarin również starał się odpowiadać stanowczo:
— Walczyli na odległość. Mieli włócznie. Łuki. Kusze. Nie mieliśmy szans — nawet mówienie sprawiało mu trudności.
W końcu udało mu się powstać z podłogi, jednakże czuł się dość słabo. Jego łapy dygotaly, jak gdyby trzymał tysiące kilogramów na swoich plecach. Wzrok miał spuszczony.
Czarownica była wściekła. Powstała z tronu, tym razem z różdżką w ręce. Zeszła po kilku schodkach do miejsca, w którym kilka dni temu znajdowały się stanowiska do kucia broni. Tarin spojrzał na czarownicę. Widział jak zgrabnie obraca swoją broń w palcach. Równie zgrabnie może go zaraz zamienić w posąg. Bał się, że zaraz to nastąpi.
Jadis rozglądała się po sali, wciąż wyglądała na bardzo zdenerwowaną. W końcu odwróciła się i spojrzała na Tarina. Miał on przerażenie w oczach. Jej spojrzenie zaś było chłodne.
Podchodziła do niego powoli, wciąż obracając różdżkę w dłoniach. Gdy była już wystarczająco blisko, wycelowała nią w geparda. Ten wzdrygnął się. Czarownica przykucnęła, by mieć pysk Tarina na równi ze swoją twarzą. Wbiła w niego swój wzrok i uśmiechnęła się drwiąco. Chwyciła jego pysk mocno i wskazała różdżką na kamienne posągi stojące na dworze. Obaj spojrzeli w tamtym kierunku.
— Chcesz tak skończyć? — zapytała, opuszczając różdżkę. Tarin nie odpowiadał. Chciał, by ta chwila już się skończyła.
— To po kolejnych zwiadach, również przyjdź bez niczego.
Czarownica mocno odrzuciła jego pysk i wstała.
Położyła różdżkę na tronie i ruszyła w kierunku swojej komnaty. Jej długa suknia ciągnęła się za nią.W pewnym momencie Jadis stanęła i odwróciła głowę.
— Bo z tego co zrozumiałam, nie macie nic sensownego?
Tarin spuścił wzrok.
— Żadnych jeńców?
Gepard nie odpowiadał.
— A Córka Ewy?
Tarin wciąż stał cicho.
— Skoro nic nie wiecie, to i tak zadziwiająco krótko trwały te wasze zwiady! - wykrzyczała z nutą kpiny w głosie i odeszła.
Tarin nie ruszał się, wciąż stał wgapiony w lodową podłogę.
Gdy czarownica była już w swojej komnacie, raz jeszcze wyjrzała przez okno. Widziała z niego zaledwie kilka wież zamku Ker-Paravel.
„Nie no, tak być nie może" pomyślała.
„Nie może być jej tam za dobrze"
„Jak zawsze muszę zająć się wszystkim sama"
Zamknęła oczy. W głowie odszukała odpowiedniego zaklęcia. Po chwili podniosła powieki. Jej tęczówki były całkowicie czarne. Po nosem wypowiedziała krótką formułkę.
„...sen ciężki....bliscy...zwątpienie...miłość fałszywa będzie"
Tylko te słowa dało się wysłyszeć z tego cichego mamrotania. Po chwili Jadis znów zamknęła oczy. Pokręciła głową, tak jakby sobie przypomniała o jakiejś nieprzyjemnej sytuacji. Otworzywszy powieki, jej oczy znów były koloru zgniłej zieleni.
— Witaj w Narnii, Joanne.
CZYTASZ
Miś: Powrót zimy ✔️
FanfictionA co by było gdyby magia istniała naprawdę? Gdyby nawet najgłupsze marzenia stawały się rzeczywistością? Gdyby wejście w książkowy świat było możliwe? Jednego dnia jesteś małym, londyńskim dzieckiem, które jedyne czego potrzebuje, to zrozumienia. Dr...