Obraz widziany oczami Joanne był całkowicie zamazany. Ból był nie do wytrzymania. Rozchodził się po całym ciele. Dziewczyna nie mogła się ruszyć. Leżała sztywno na ciepłej ziemi. Przymykała i otwierała oczy co chwilę, aby upewnić się czy to wszystko nie jest po prostu zwyczajnym snem. Za każdym razem budziła się na niewielkim wzniesieniu. To wszystko było prawdą.
Jen dostrzegła, że śnieg przestał padać. Szare chmury zniknęły, na niebie znów zagościł błękit oraz słońce. Zrobiło się bardzo ciepło. Nie było słychać odgłosów bitwy. Nie było już zderzania mieczami czy przeróżnych okrzyków. Było cicho. W całym lesie zaczęły śpiewać ptaki. Wyśpiewywane melodie były piękne. Jakby zapowiadały powrót wiosny. Ciepły powiew wiatru muskał zakrwawioną twarz Joanne. Wraz z jego przybyciem, dziewczyna poczuła piękny zapach kwiatów.
Było pięknie.
Nagle usłyszała kroki. Mnóstwo kroków. Dziewczynie zdawało się, że zbliżają się całe tłumy. Bardzo spokojnie odwróciła głowę. Wciąż nie widziała za wiele. Dostrzegła tylko kilka par nóg, zmierzających w jej kierunku. Najwyraźniej miała jakieś omamy.
— Tutaj jest! — usłyszała jak przez mgłę.
Jakaś postać przy niej uklęknęła. Położyła głowę Jen na swoich kolanach. Zdjęła z jej głowy hełm. Joanne starała się rozpoznać kim jest ta osoba. Długie, ciemne włosy dotykały obolałą twarz Joanne.
— Zu-zuza? — wyszeptała z trudem.
— To ja... — odpowiedziała jej, jakby przez łzy.
— Łucja, chodź szybko! — zawołała po chwili.
Tym razem do dziewczyny podeszła następna trójka. Mieli męskie głosy... Joanne już wiedziała kim oni są. Jeden z nich uklęknął przy niej i złapał jej zimną dłoń. Poczuła jak spada na nią kropla wody.
— Już po wszystkim. Nie zostawiaj nas Jen. Już dobrze.... — chłopak zdawał się płakać. Jego głos do złudzenia przypominał...tak, to był głos Edmunda. Kolejne krople łez spadały na dłoń dziewczyny.
Piotr i Kaspian również przyklękneli przy Joanne. Opuścili swoje głowy w żalu.
W końcu nadeszła Łucja. W dłoni trzymała swój leczniczy kordiał. Spojrzała zszokowana na zakrwawione ciało dziewczyny.
— Zrób coś! — wykrzyczała Zuzanna.
Łucja uklęknęła przy dziewczynie. Przyjrzała jej się. Na brzuchu zauważyła ciężką ranę ciętą. Później spojrzała na małe kawałki lodu powbijane w ciało Jen.
— Jest tak ciepło... czemu one się nie rozpuszczają? — Łucja była bardzo bliska płaczu. Szybko wlała kroplę leczniczego płynu do zakrwawionych ust Joanne.
— To nie jest zwykły lód, Łucjo — odpowiedział jej cicho Kaspian. — Te kawałki wbiły się w ciało Joanne zaraz po tym, gdy Biała Czarownica zginęła. Obawiam się, że twój magiczny płyn w tym przypadku...nie zadziała.
Łucja zamknęła kordiał i wybuchnęła płaczem. Przytuliła się bardzo delikatnie do poranionego ciała.
Edmund ścisnął dłoń Joanne.
Dawał łzom swobodnie spływać po policzkach na dłoń dziewczyny. Zuzanna głaskała Jen po głowie. Starała się nie płakać. Z trudem się powstrzymywała.Joanne słyszała i widziała wszystko jak przez mgłę. Nie wiedziała co się dzieje, poczuła w ustach jakiś dziwny smak. Było jej coraz zimniej.
Nagle całe ciało okropnie ją zapiekło. Zaraz po tym, ten okropny ból przestał być tak intensywny. Poczuła, że rana na brzuchu, zaczęła się zmieniać. Była coraz mniejsza, krew przestała lecieć. Zajęło to chwilę, a została po niej tylko długa blizna. Niestety, lód wciąż pozostawał wbity, z maleńkich ran sączyły się strużki ciemnoczerwonej krwi.
CZYTASZ
Miś: Powrót zimy ✔️
FanficA co by było gdyby magia istniała naprawdę? Gdyby nawet najgłupsze marzenia stawały się rzeczywistością? Gdyby wejście w książkowy świat było możliwe? Jednego dnia jesteś małym, londyńskim dzieckiem, które jedyne czego potrzebuje, to zrozumienia. Dr...