XVI

317 16 1
                                    

Następny dzień okazał się być przełomem dla wszystkich Narnijczyków. Z samego rana wartownicy z najwyższych wież zamku dostrzegli zbliżające się wojsko czarownicy. Kierowało się na olbrzymią polanę na zachodzie Narnii. Wieść ta szybko dotarła do Kaspiana. Ten od razu powiadomił Piotra, który natychmiastowo zwołał swój oddział.
Był bardzo wczesny ranek, zmęczeni żołnierze przykładali się do tego, aby jak najuważniej słuchać Piotra:

— Narnijczycy! Wojsko Białej Czarownicy jest blisko. Zmierza na zachód. Tam i my udamy się w najbliższym czasie. Bądźcie w gotowości. Ta chwila może nadejść jeszcze dzisiaj.

— Musimy też wziąć pod uwagę to, że mamy niesprzyjające nam warunki. Śnieg i mróz znacznie nas osłabią. Czarownica i jej wojsko są na to odporni. Musimy dać z siebie wszystko, lepiej się przygotować — dokończył Kaspian.

— Czarownica stworzyła mocnych kompanów. Są bardzo silni i nadzwyczajnie wytrzymali. Obawiam się też, że mają znaczną przewagę liczebną — ciągnął dalej Piotr.

— Zuchonie, ty z Zuzanną, będziesz dowodzić łucznikami — karzeł, który niedawno całkowicie wrócił do zdrowia, skłonił się nisko.

— Ja z Kaspianem będziemy dowodzić wojskiem, Edmund będzie nam o wszystkim donosić. Joanne... ty wiesz co masz robić — dziewczyna pokiwała delikatnie głową.
Zdenerwowała się, ścisnęła mocno dłonie. Przymknęła oczy.

Po chwili poczuła, że ktoś chwycił jej ściśnietą dłoń. Joanne otworzyła oczy, ujrzała Łucję.

— Jenny, widzę, że się denerwujesz.

— Dziwisz mi się? — odpowiedziała Jen pół ironicznie. Po chwili poczuła się źle, z tym niepotrzebnym wyrzutem w głosie.

— Wybacz, za dużo emocji jak na jeden dzień... — dodała po chwili.

„I noc"

— Nie, nie dziwię ci się. Masz przed sobą ciężkie, naprawdę ciężkie zadanie. Tak mi szkoda, że nie mogę ci pomóc. Ja... nie biorę udziału w bitwie.

— Jesteś jeszcze za młoda. To zbyt niebezpieczne — odpowiedziała jej Joanne. Po chwili przytuliła Łucję. Poczuła, że uraz po zeszłonocnym śnie, odszedł. Uspokoiła się trochę.

— Boję się o ciebie. I o rodzeństwo — powiedziała dziewczyna, wtulając się w Joanne.

— Ja również — oznajmiła Joanne, mocniej przytulając Łucję.

Muszą się wspierać nawzajem, w tej wojnie obie mogą coś stracić. Łucja rodzinę, a Joanne dom. Ta myśl ją przerażała. Starała się nie tracić wiary i pewności siebie.

Łucja oderwała się od Joanne. Dziewczyny spojrzały sobie w oczy.

— Uda nam się — uśmiechnęła się Joanne, kładąc swoją dłoń na ramieniu dziewczyny.

— Wierzę w to — odpowiedziała Łucja, również się uśmiechając.

— Jen — ich rozmowę przerwał męski głos dochodzący z tłumu. Nie należał on do nikogo innego jak do Edmunda. „Jen" było jego osobistym przezwiskiem dla Joanne.

Chłopak podszedł. Rozejrzał się po plaży, zatrzymał wzrok na oczach Joanne.

— Możemy porozmawiać? — zapytał po chwili.

— Jasne — odpowiedziała. — Wybacz Łucjo, możemy dokończyć rozmowę później.

Dziewczyna przytaknęła, uśmiechając się i odeszła.

Joanne i Edmund zostali sam na sam.
Przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie odzywało. Z daleka słyszeli tylko Piotra przemawiającego do zebranych.

Miś: Powrót zimy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz