XV

299 17 2
                                    

Joanne następnego ranka wstała bardzo radosna. Słońce tego dnia świeciło mocniej. Chmury wyraźnie przerzedziły się, znów można było dostrzec błękit nieba. Dziewczyna usłyszała nawet szum morza, które dopiero co było skute lodem. Joanne uśmiechnęła się. Wydawać by się mogło, że na chwilę przestała myśleć o wojnie, Białej Czarownicy i okropnej zimie.

Jen rozciągnęła się i wyszła ze swojego łóżka. Podeszła do kufra. Otworzyła go, a wieko oparła o ścianę. Pomyślała, że skoro dzień zaczęła tak dobrze, to nie może tego zmarnować jakąś nieprzemyślaną kreacją.

Przejrzała wszystkie ubrania, w ostateczności wybrała bordową suknię, z niewielkim rozcięciem na nodze. Ubrała się bardzo szybko i bez zastanowienia wybiegła z komnaty.

Pośpiech ten sprawił, że wpadła na przechodzącego korytarzem Edmunda.
— Jak łazisz ofermo? — zdenerwował się.

Niestety, tym razem nie na żarty.

— Przez przypadek. Wybacz. Pójdziesz ze mną na śniadanie? Piotr powiedział, że dzisiaj...

— Nie, nigdzie z tobą nie pójdę. A tak właściwie to co cię tak cieszy? Nie mało ci wrażeń? — Edmund wydawał się być zupełnie inny niż na co dzień. Joanne się tym zaniepokoiła.

— Stało się coś? — zapytała dziewczyna.

— Nie, o co ci chodzi? — pytał zdenerwowany.

— Zachowujesz się inaczej.

— Jasne, coś jeszcze? - Joanne była coraz bardziej zaniepokojona.

— Chciałam zapytać co oznaczało to twoje wczorajsze zbliżenie po kolacji — głos
dziewczyny był przejmująco smutny.

— Co? Jakie zbliżenie? Nic nie pamiętam.

— No na korytarzu... podszedłeś bardzo blisko mnie. Dotknąłeś mojej twarzy. Naprawdę nie pamiętasz? — do oczu Joanne napłynęło mnóstwo łez. Dlaczego musiała być aż tak wrażliwa?

— Chyba coś ci się przyśniło, kochana. Ja w życiu bym cię nie dotknął — Edmund zaśmiał się i odszedł w kierunku swojej komnaty.

Joanne stanęła jak wryta na środku korytarza. Po jej policzkach spłynęło kilka łez.

„Co się z nim dzieje?" pomyślała.

Po chwili głód ją przycisnął, postanowiła zejść na wspólne śniadanie. W trakcie drogi wciąż płakała. Nic nie rozumiała.

W końcu dotarła do sali. Przy stole siedziała już reszta rodzeństwa i Kaspian. Joanne wytarła łzy i podeszła do stołu. Niestety jej oczy wciąż pozostawały czerwone.

— Dzień dobry — przywitała się, lecz nikt nie odpowiedział. Nikt nawet na nią nie spojrzał.

Usiadła zdziwiona i spojrzała na Zuzannę. Ta odwróciła się i zapytała:

— Co się tak na mnie patrzysz?

— O nie, ty też? — Joanne posmutniała jeszcze bardziej. Nie ukrywała zaskoczenia.

— A może ty też, co? Może nie jesteś tu po to, by pomóc nam, tylko żeby pomóc Białej Czarownicy. Ja już wiem dlaczego tak nie chcesz z nią walczyć. Chcesz walczyć dla niej! Nie z nami, nie dla Narnii, dla niej! Teraz zaczynam wierzyć w to, że nawet Aslan może się pomylić... No bo jak mógł wybrać taką osobę jak ty!? - wykrzyczała Zuzanna.

Joanne patrzyła na nią z przerażeniem.

— Jak możesz tak myśleć? Nienawidzę czarownicy, tak samo jak wy! Skąd te podejrzenia? — Joanne była na skraju załamania.

Miś: Powrót zimy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz