X

443 19 1
                                    

Następnego dnia, cały zamek obudził się wcześnie rano. Dla Joanne była to trudność, gdyż w Londynie jej godziny pobudki wahały się w pobliżu wczesnego popołudnia. Teraz szare niebo dopiero co zaczynało budzić się do życia. Skuteczną metodą rozbudzenia Jen, była myśl o Białej Czarownicy i czyhającym niebezpieczeństwie.

Po szybkim ogarnięciu się, ubraniu jednej z wielu sukni od Łucji, Joanne wybiegła na korytarz. Zamknęła za sobą ciężkie drzwi. Niestety granatowy materiał jej ubrania, zatrzasnął się między drzwiami a ścianą. Z ust dziewczyny wydobyło się ciche przekleństwo.

— Grzeczniej proszę — głos ten nie należał do nikogo innego jak do Edmunda. Zapewne znowu zupełnie przez przypadek, przechodził korytarzem akurat w pobliżu komnaty Joanne. Dziewczyna nie spojrzała na chłopaka, usiłowała wyrwać suknię z zatrzasku.

— Może po prostu otwórz drzwi — powiedział chłopak z nutą ironii w głosie.

— Doskonale wiem, co mam robić — Joanne odwdzięczyła się równie sarkastyczną odzywką.

Otworzyła drzwi, pociągnęła suknie i ruszyła w kierunku kuchni. Zapowiadał się długi dzień, nie chciała go rozpocząć z pustym żołądkiem.
Edmund momentalnie pobiegł za dziewczyną.

— Chciałbyś podzielić się jeszcze jedną, jakże mądrą radą? — zapytała Joanne, z wyraźnym wyrzutem w głosie.

— Tak. Uważaj — odpowiedział krótko.

Dziewczyna spojrzała na niego.

— Na co? — przez zdezorientowanie, Joanne nie zauważyła schodów i potknęła się o stopień.
Edmund szybko złapał ją za rękę, przez co nie wywróciła się.

— Co ty, jakiś jasnowidz jesteś?

— Nadal uważasz, że nie potrzebujesz moich rad? — na ustach chłopaka zagościł szeroki uśmiech. Wiedział, że jest na wygranej pozycji.

Dziewczyna podciągnęła się, aby znów stanąć na nogach i puściła dłoń Edmunda. Spojrzała mu w oczy i podziękowała krótko. Zaraz po tym, kontynuowała swoją drogę do kuchni. Tym razem uważniej patrzyła pod nogi, aby znowu nie dać satysfakcji Edmundowi.

— Będziesz tak za mną chodził? — zapytała z przekąsem.

— Akurat szedłem w tym samym kierunku —odpowiedział Edmund bez zastanowienia.

— Ładnie sobie to wyćwiczyłeś. Nie myśl, że ci uwierzę.

— Co masz na myśli?

— Zupełnie przypadkiem znajdujesz się pod drzwiami do mojego pokoju, ponieważ zupełnie przypadkiem akurat wtedy szedłeś do kuchni.

— Ciebie nie da się oszukać. Po prostu... chciałem cię zobaczyć — przyznał się.

Po tych słowach Joanne zarumieniła się. Chciała to ukryć, przecierając dłonią po policzku. Przez chwilę nie wiedziała co odpowiedzieć, jednakże poczuła, że nie może pozostawić chłopaka bez odpowiedzi.

— Nie musisz mnie atakować z rana — zaśmiała się dziewczyna i uderzyła chłopaka w ramię.

— I nawzajem — chłopak miał na myśli owe ciosy w ramię, które dość często dostawał od Joanne.

Dziewczyna jeszcze raz się zaśmiała.

Obróciwszy się dostrzegła, że jest już w kuchni. Zgrabnie otworzyła drzwi. Zgarnęła ze stołu kiść winogron i wróciła na korytarz. Ku jej zaskoczeniu Edmunda nie było. Joanne rozejrzała się, lecz nigdzie go nie dostrzegła. Nie zastanawiając się długo, postanowiła pójść dalej. Ruszyła w kierunku korytarza z oknami. Poszła schodami na górę, po niecałej minucie była już na miejscu. Oparła się o jedno z okien. Wzrok swój wbiła w dwa zimowe wzgórza.

Miś: Powrót zimy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz