XXIV

438 15 1
                                    

Joanne zasiadała na tronie Ker-Parevelu jeszcze przez kilka tygodni. Po wielkiej bitwie, w całej Narnii panował pokój. Jedyne co młoda królowa musiała znosić, to ciągłe wizyty i pochlebstwa poddanych. Jen do wszystkich odnosiła się z szacunkiem, nawet siliła się na jak najszczersze uśmiechy. Edmund gdy widział to wszystko, zaczynał się z niej śmiać.

Joanne była tym wszystkim wykończona. Każdego dnia padała zmęczona na łóżko.
Gdy już zdarzało jej się mieć wolną chwilę dla siebie, dużo myślała. Przede wszystkim o przyszłości. Przychodziła wtedy na korytarz z oknami, opierała się o jeden z kamiennych parapetów i podziwiała zachody słońca. Wsłuchując się w szum morza, pewnego dnia przypomniała sobie o słowach Białej Czarownicy.

„Nie jesteś stąd, Córko Ewy. Boisz się powrotu do swojego świata. Boisz się rzeczywistości"

Joanne dużo nad nimi rozmyślała. Wiedziała jak wiele jest w nich racji. Joanne każdego dnia wstawała z obawą, że to właśnie dziś nadejdzie TEN dzień. Dzień powrotu do Londynu.

Pomimo tego, że jej dom był tutaj, w Narnii, wkrótce musiała to miejsce opuścić. Mimo pokoju w tej krainie, w głowie Joanne toczyły się jej własne wojny. Między tym co czuje a tym co się dzieje. Między jej obawami a rzeczywistością. Marzeniami a realiami. A to było jednym z nich - Joanne marzyła, aby tu zostać. W końcu przestać żyć z obawą. Żyć naprawdę.

Dość często pytała rodzeństwo o jej powrót do Anglii.

— Być może się stać to w najmniej oczekiwanym dla ciebie momencie — oznajmiła pewnego dnia Łucja. — Tutaj wszystkiego możesz się spodziewać.

— Być może TEGO dnia - Zuzanna położyła naciska na tym słowie, aby nikt nie miał wątpliwości o jaki dzień chodziło. — Poczujesz coś niezwykłego. Obudzisz się z przeczuciem, że to właśnie dziś. I odpowiednio się przygotujesz. Tak właściwie to trudno mi o tym mówić, ponieważ każdy odczuwa to zupełnie inaczej.

— Dokładnie tak. Myślę, że nasze polowanie na Białego Jelenia, jest tego najlepszym przykładem — zaśmiał się Piotr. — Wyjeżdżając z Ker- Paravelu, każdy z nas wtedy czuł, że wróci tu po zaledwie kilku godzinach. Wróciliśmy po tysiącu latach. Wszyscy Narnijczycy zaczęli nas uważać za uciekinierów, zwykłych tchórzy. Twierdzili, że po prostu ich porzuciliśmy.

— Obawiam się, że bedzie tak i ze mną — Joanne opuściła wzrok i podrapała się po głowie. Westchnęła głośno.

— Nie uważacie, że to wszystko jest dziwne? — dodała po chwili, po raz kolejny spojrzywszy na rodzeństwo.

— Co dokładnie masz na myśli? — zdziwiła się Łucja.

— To, że przybyliście tu tylko dlatego, że byliście potrzebni. Tak jakbyście byli tu tylko od pomocy. Potem byliście tu przez zaledwie kilka tygodni, abyście później nagle zniknęli. Narnijczycy nazwali was tchórzami, którzy opuścili swój kraj. Jakbyście z niego uciekli.

Zuzanna spuściła wzrok. Chłopcy oraz Łucja patrzyli na Joanne. W ich oczach było widać zgodę ze słowami Jen.

— To jest jedna rzecz, której nigdy się nie dowiemy — wyszeptała Zuzanna.

— Wiecie, jak też chciałabym to wszystko zrozumieć. Mnie przecież też to czeka. Mój czas się zbliża.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał nagle Edmund, robiąc nieznaczne dwa kroki w kierunku Jen. Ta spojrzała na niego i przymknęła na chwilę oczy. Musiała pozbierać myśli. Powiedzieć im wszystko.

— Po mojej koronacji, rozmawiałam z Aslanem. Gdy zapytałam o mój powrót do Londynu, wyjaśnił mi, że stanie się to w najmniej oczekiwanym dla mnie momencie.

Miś: Powrót zimy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz