Zuchon powoli wracał do zdrowia. Wyglądał coraz lepiej. Po części ran nie było już praktycznie śladu, lecz karzeł wciąż pozostawał bezsilny. Nie mógł swobodnie wykonywać większości ruchów, pozostałości po głębokich cięciach mu na to nie pozwalały. Rodzeństwo, Kaspian i Joanne często go odwiedzali. Łucja na zmianę z Zuzanną wymieniały mu bandaże, chłopcy przynosili mu jedzenie i napoje. Joanne nie pełniła żadnego dyżuru przy Zuchonie, dlatego też większość wolnego czasu spędzała na świeżym powietrzu lub w swojej komnacie. Każdą wolną chwilę przeznaczała na rozmyślanie o Białej Czarownicy. Cały czas miała wiele wątpliwości.
Temperatura z każdym dniem była coraz niższa. Na niebie zaczęły się pojawiać szare chmury. Codziennie przybywało ich coraz więcej, aż w końcu zupełnie przysłoniły sklepienie. Słońce skutecznie się przebijało, dawało mnóstwo światła.
Był słoneczny, lecz zimny dzień. Chłód doskwierał. Joanne przyszła na plażę wraz z niewielkim, bordowym kocem. Rozłożyła go na złocistym piasku i usiadła. Wbiła wzrok w błękitne fale, wsłuchiwała się w ich szum, chłonęła zapach słonej wody. Jej twarz muskał morski powiew wiatru, rozwiewał jej złote włosy. Dziewczyna skuliła się, oplotła nogi rękoma, by nieco się ogrzać. Zamknęła oczy i pomyślała o przyszłości. O tym co czeka nie tylko ją, lecz wszystkich jej przyjaciół. Myślała o wojnie, która zbliża się coraz większymi krokami. Pomyślała o zimie nadchodzącej z południa.
W końcu myśli swe wypełniła Białą Czarownicą. Zastanawiała się w jaki sposób ma pokonać osobę, która tak dobrze zna się na magii, która jednym machnięciem swojej różdżki, potrafi zmienić każdą żyjącą postać w kamień. Coraz bardziej uznawała swoje zadanie za niemożliwe do wykonywania.
Po chwili dziewczyna postanowiła przestać myśleć o wojnie, niepowodzeniach i siłach zła. Pomimo nadchodzącego niebezpieczeństwa czuła się tak dobrze. Uwielbiała gdy świeży wiatr muska jej twarz, kochała zapach natury, lubiła topić swoje palce w drobnym, miękkim piasku. Choć na chwilę mogła być wolna od wszelkich trosk, utraty bliskich i przytłaczającego smutku. Tego właśnie potrzebowała.
Wsłuchując się w naturę, Joanne usłyszała zbliżające się kroki. Dziewczyna nie otwierała oczu, była spokojna. Po chwili odgłos nóg przebierających w piasku, zaczął wydawać jej się znajomy. Nie minęło kilka sekund, gdy już wiedziała, kto zmierza w jej kierunku.
— Edmund — powiedziała cicho.
Chłopak nie odpowiedział. Usiadł koło niej na kocu. Dziewczyna rozluźniła się nieco, otworzyła oczy i spojrzała na morze. Delikatnie się uśmiechnęła. Teraz było jeszcze lepiej.
— Widziałem cię przez okno. Wydawałaś się smutna.
„Ocho, obudził się instynkt opiekuńczy" pomyślała Joanne, co sprawiło, że uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
— Teraz dla odmiany coś cię bawi, tak? — zaczął się przekomarzać. Delikatnie szturchnął dziewczynę. Ta spojrzała mu w oczy.
— Cieszę się chwilą — odpowiedziała krótko. — Tobie również by się to przydało.
— Co masz na myśli? — zapytał zdziwiony.
— To, że nastały złe czasy, Ed. Biała Czarownica wróciła, zbliża się zima. Ostatnio jedynymi emocjami, które nam towarzyszą to strach, smutek, zrezygnowanie. Nie uważasz, że czasem warto usiąść na chwilę, zrelaksować się nieco, przemyśleć wszystko na spokojnie?Robienie czegokolwiek w nerwach, na siłę jeszcze nikomu nie przyniosło efektów. Przynajmniej dobrych — po tych słowach,
znów przymknęła oczy i zwróciła się w kierunku morza.Edmund nie odezwał się. Wiedział, że Joanne ma rację. Z resztą już do tego przywykł. Ona nigdy się nie myliła. Spojrzał na nią. Miała zamknięte oczy, uśmiechniętą twarz oraz głowę nieco odchyloną do tyłu. Rumieńce na jej policzkach były jeszcze bardziej różowe niż zwykle. Edmund sądził, że to tylko dodawało jej uroku, którego z resztą jej nie brakowało. Polubił patrzeć na jej włosy rozwiewane przez wiatr.
CZYTASZ
Miś: Powrót zimy ✔️
FanfictionA co by było gdyby magia istniała naprawdę? Gdyby nawet najgłupsze marzenia stawały się rzeczywistością? Gdyby wejście w książkowy świat było możliwe? Jednego dnia jesteś małym, londyńskim dzieckiem, które jedyne czego potrzebuje, to zrozumienia. Dr...