Topiciel z Wolf Lake (2)

737 35 15
                                    

Wróciliśmy do miasteczka, do komisariatu tutejszej policji. Budynek został niedawno odnowiony – elewacja była jeszcze świeża. Okna były niewielkie od strony ulicy. Czyżby mieszkańcy nie lubili swoich funkcjonariuszy?

Weszliśmy do środka. Uderzyła mnie fala chłodu z klimatyzacji. Odetchnęłam cicho z ulgi – cudownie było się schłodzić. Mimo, że pojechaliśmy wszędzie autem, czasem trzeba było przejść się kilometr lub dwa szybkim krokiem. Miejsca zbrodni łączyło gęste poszycie z krzaków, odludne miejsce i ciężkie do pokonania czasem drogi. Ze Spencerem raz weszliśmy na taką – trudno nam było się po niej poruszać w eleganckich butach. Korzenie wszędzie wystawały, trzeba było uważać by nie nadepnąć na jakieś mniejsze stworzenie lub jadowitego węża. Tylko tubylec lub myśliwy mógł przejść ten trakt bezpieczną stopą.

Przeszliśmy przez spory i długi korytarz. Na samym jego końcu znajdował się pokój dla naszej ekipy. Wokół okrągłego stołu siedzieli Rossi oraz Hotchner. W dłoniach trzymali akta naszej sprawy. Na tablicy wiszącej po skosie od wejścia ktoś zawiesił zdjęcia ofiar oraz miejsca zbrodni. Wolnym krokiem podeszłam do fotografii i przyjrzałam się im.

Czemu to akurat wam musiało się przytrafić? Dopiero zaczynałyście prawdziwe życie.

– I co macie? – zapytał nasz szef grobowym głosem, zamykając akta.

– To musi być tubylec. – zaczyna Spencer. – Żeby być niezauważonym, musiał znać boczne ścieżki i trudne do przebycia trakty.

– Jest metodyczny, wybiera miejsca zabójstw poruszając się według wskazówek zegara. – dodałam.

– Dziwne. – skwitował Rossi, trzymając w dłoniach okulary. – Seryjny morderca zazwyczaj wybiera swój obiekt pożądania ze względu na jakąś cechę. Nie kieruje się innym wyznacznikiem.

– Najwyraźniej ten zdecydował się na odmienność. – mruknęłam pod nosem.

Wystarczy jakaś cecha, i możesz stać się przez przypadek ofiarą. Co za niedorzeczność.

– Czytamy protokoły z przesłuchań znajomych ofiar. – rzekł Hotch. – Oddaliły się od grupy, nikomu o tym nie mówiąc.

– Może one go znały? – podsunęłam myśl.

– Na jakiej podstawie tak twierdzisz? – pyta Hotchner i mam wrażenie, że chce zmiażdżyć mnie wzrokiem.

Ręce mi się pocą. Zagryzłam dolną wargę.

– Miały jakiś chłopaków?

– Z akt wynika, że nie. – powiedział Rossi, który również się we mnie wpatrywał.

Czekają na moje pierwsze potknięcie?

– Może poznawał je w Internecie, one mu mówiły, kiedy i gdzie się wybierają ze znajomymi i umawiali się na spotkania, nic nie mówiąc znajomym. – wyjaśniłam.

– To nie jest takie głupie, Hotch. – wziął mnie w obronę Włoch. – Garcia musi sprawdzić konta społecznościowe tych dziewczyn. Może mają jakiś wspólnych znajomych? Mało prawdopodobne, ale warto sprawdzić.

Mężczyzna zacisnął usta. Przejdzie mu przez gardło pochwała?

– Zadzwoń do Garcii. – polecił mi i znowu utkwił wzrok w aktach.

Starałam się jak najbardziej ukryć uśmieszek drobnego triumfu i wyszłam z pokoju, wybierając numer do kobiety. Odebrała natychmiast.

– Co ma zrobić wszechwiedząca wyrocznia z Quantico w stanie Wirginia? – zadała pytanie Garcia.

BehawiorystkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz