Rozdział 1

910 31 8
                                    

Statyw. Jest.

Aparat. Jest.

Tło gotowe.

Muszę sobie wreszcie kupić lampę. Poproszę ojca. I tak mnie uważa za pasożyta. Wisi mi, co sobie o mnie pomyśli, gdy wyciągnę od niego kolejną kasę. Powinien się w ogóle cieszyć, że się do niego odzywam.

Ciemnowłosa kobieta siedząca na fotelu w rogu mojego pokoju patrzy na mnie karcąco. Gdy włączam kamerę, kręci głową z dezaprobatą. Nie jest ani stara, ani jakoś szczególnie młoda. Ma może trzydzieści kilka lat. Odkąd pamiętam, wygląda na tyle.

— Nic tym nie wskórasz — mówi krytycznie, a mnie jak zwykle przechodzą ciarki od jej zimnego tonu głosu. Przez tyle lat powinnam się już do niego przyzwyczaić.

— Może kogoś ocalę — odpowiadam.

— Bzdury. Naczytałaś się za dużo głupich książek.

Siedzi sztywno, prosto, dostojnie. Ma na sobie to samo ubranie co zwykle — prostą, ascetyczną sukienkę do kostek z długim rękawem, w kolorze przygnębiającego grafitu. Czuję od niej duszący zapach perfum, od którego kręci mi się w głowie. Jej twarz jest pociągła, smukła i blada. Włosy ma czarne, upięte mocno i nienagannie w wysoki kok, przez co jej czoło wydaje się gładkie jak tafla szkła. Duże szare oczy patrzą zawsze chłodno i z wyższością. Jej brwi są wiecznie ściągnięte i surowe; nos ostry, a usta wąskie, pociągnięte czerwoną szminką i zazwyczaj zaciśnięte w prostą kreskę. Nazywam ją Cruella, bo jak morderczyni dalmatyńczyków potrafi zmrozić krew w żyłach swoim spojrzeniem. Ale to tylko moje subiektywne odczucie. Wyłącznie moje, bowiem nikt prócz mnie jej nie
widzi.

Przez tę kobietę, a raczej za jej sprawą, w wieku pięciu lat znalazłam się pierwszy raz u psychologa. Trafiłam do niego po tym, jak Cruella kazała mi rozpruć nożyczkami brzuch pluszowego wilka, bo podobno siedziała w nim mała dziewczynka. Wykonałam jej polecenie. W środku była tylko wata. Gdy wyjaśniłam mamie, że wypatroszyłam maskotkę, bo szukałam zjedzonej dziewczynki, od razu zabrała mnie na wizytę. Pani psycholog kazała mi rysować dom, moją rodzinę, po czym wyjaśniła mamie, że to naturalne, że dzieci w moim wieku fantazjują. Często mają wymyślonych znajomych. Jej zdaniem, nie było w moim zachowaniu niczego niepokojącego.

Lekarka z rejonu podzielała jej zdanie i mimo namów mamy nie uznała, że wizyta u psychiatry dziecięcego jest konieczna. Zapisała słabe tabletki uspokajające, i chyba wtedy Cruella na pewien czas zniknęła. Potem jednak znów się pojawiła, mimo że leków nie odstawiłam. Odwiedzała mnie w szkole, na podwórku, w sklepie. Wszędzie tam, gdzie było jej wygodnie. Początkowo bałam jej się panicznie; sądziłam, że przychodzi do mnie, bo źle się zachowuję, jestem niegrzeczna, jednak nawet gdy byłam posłuszna, miła, nie przeszkadzałam dorosłym i się nie odzywałam, też się zjawiała. Często wtedy chorowałam — gorączkowałam, było mi niedobrze, bolała mnie głowa. Za każdym razem mama podnosiła alarm i wiozła mnie do najbliższego lekarza lub na izbę przyjęć do szpitala. Cruella stawała wtedy w drzwiach i kręciła głową, mrucząc coś pod nosem.

Gdy wspominałam o niej lekarzom, zganiali omamy na wysoką gorączkę i dziecięcą wyobraźnię.

Dlatego z czasem przestałam komukolwiek mówić o Cruelli. Stała się częścią mojego życia. Zaakceptowałam ją i uznałam, że skoro lekarze nie widzą w tym niczego niepokojącego, mogę przywyknąć do jej obecności.

Od maleńkiego dużo chorowałam i bardzo źle się czułam. Wraz z wiekiem zaczęły nachodzić mnie częste ataki paniki, lęki, depresja. Reasumując, odkąd pamiętam, czułam się fatalnie. Chodziłam z mamą od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala. Robiono mi setki badań, nawet nie zliczę, ile razy pobierano mi krew, ile razy sikałam do pojemnika na mocz i oddawałam kał na papier, by można było dostarczyć próbkę do laboratorium. Wykryto u mnie pasożyty, przechodziłam zatrucia, wysypki alergiczne, miewałam grypy i zapalenia płuc. Z zaburzeń psychicznych zdiagnozowano anoreksję. To przez nią w wieku jedenastu lat trafiłam pierwszy raz do szpitala psychiatrycznego. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że może ludzie po prostu tak mają, że chorują, może na tym polega ból istnienia? Jednak inne dzieci, które znałam, nie miały podobnych dolegliwości, nie cierpiały tak jak ja. To ze mną było coś nie tak.

I nadal jest, z tym wyjątkiem, że do tej pory uważałam, że naprawdę jestem poważnie chora. Teraz jednak mam istotne powody by sądzić, że moje dolegliwości, lęki, depresja mają całkiem inne podłoże, niż się wszystkim wydaje. Dzięki Cruelli wiem, co może być ich przyczyną. Bo Cruella czasami do mnie mówi. Bywa, że tak jak dzisiaj, odezwie się mrukliwym tonem, a wtedy zyskuję pewność, że nie zwariowałam. Ona istnieje naprawdę. Daje mi wskazówki, znaki, że z moją głową jest wszystko w porządku. 

----

Zaciekawieni?

Kolejne rozdziały już niebawem na moim Wattpadzie :*

Przedsprzedaż "Schizis" na: www.melissadarwood.com/sklepik.html 

Zobaczcie trailer powieści: 

SCHIZISOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz