Rozdział 8

154 16 2
                                    


— Cześć, znajdujemy się w moim pokoju na poddaszu — mówię do kamery i słyszę, jak drży mi głos. — To jest mój pierwszy filmik, a światło jest do dupy, więc nie wiem, co z niego wyjdzie. Pomyślałam, że zatytułuję go „Samobójstwo", bo o tym głównie będzie. W zasadzie tytuł powinien brzmieć „Samobójstwa", bo mam za sobą trzy próby samobójcze. I jak się domyślacie, żadna nie była udana.

Cięcie.

Przecież domyślają się, że nie były udane, skoro przed nimi stoję. Nie mogę robić z nich kretynów.

Bez sensu. Nie chcę robić ciągłych cięć, bo będzie to wyglądać, jakbym miała coś do ukrycia.

Jeszcze raz. Przestawiam kamerę tak, aby tło stanowiły moje regały z książkami. Są dla mnie powodem do dumy. To moje ukochane skarby.

— Postanowiłam, że nie będę montować swoich filmów — zaczynam ponownie. — Boję się tej obietnicy, ale chcę być z wami szczera. Dlatego choćby się waliło i paliło, nie będzie cięć. Prócz tego, które miało miejsce przed momentem. W tle słyszycie jeden z moich ulubionych zespołów. Wiem, Queen jest stary jak świat, ale te teksty, ta muzyka naprawdę do mnie trafiają. Szkoda, że Freddie nie żyje. Jest tylu podłych ludzi na świecie, którzy czynią zło, dlaczego akurat on musiał odejść? Odszedł ciałem, ale jego duch zawsze z nami zostanie, i to dzięki muzyce. Jestem ciekawa, czy wy też macie takich wykonawców, którzy odeszli już z tego świata, ale nadal są z wami, dzięki swojej twórczości. A może pisarzy? Ja nie potrafiłabym wybrać jednego. Każdy wnosi do mojego życia coś ważnego. Czasami mam wrażenie, że wręcz żyję historiami moich bohaterów. Na pewno są bardziej ciekawe niż moje posrane życie. Też tak macie? Napiszcie mi o swoich doświadczeniach w komentarzach.

— A wracając do zespołu Queen — mówię do kamery i zakładam kosmyk włosów za ucho — to towarzyszył mi przy każdej mojej samobójczej próbie. Nie będę wam owijać w bawełnę. Jeśli poczujecie się zgorszeni tym, że nazbyt się uzewnętrzniam, to po prostu mnie nie oglądajcie. Jeśli chcecie wiedzieć, jak wygląda moje życie, z jakimi demonami zmagam się każdego dnia, to subskrybujcie mój kanał. — Robię krok w tył. — A teraz zacznę może od pierwszego razu. Ten pamiętam najlepiej, bo był starannie zaplanowany. Widzicie te drzwi za mną? — Wskazuję za siebie. — Powiesiłam się na nich na klamce. Po prostu, przywiązałam do niej sznurek, założyłam pętlę na szyję i usiadłam. Znalazła mnie matka. Wezwała pogotowie, które zabrało mnie od razu do szpitala psychiatrycznego. Mam świadomość tego, że ten filmik trafi do uczniów w mojej szkole, do nauczycieli. Jest mi obojętne, co sobie o mnie pomyślą. Mam ich zdanie głęboko w dupie. I tak od dawna patrzą na mnie jak na wariatkę, bo nią poniekąd jestem. Nikt normalny, o zdrowych zmysłach, nie próbuje sobie odebrać życia, prawda? Jeśli więc chodzi wam to po głowie, to lepiej znajdźcie sobie dobrego psychiatrę. Ja mam psychologa i psychiatrę. Z Magdaleną, moją psycholog, gadamy sobie o moim życiu, o tym, co myślę, jakie mam sny, co mnie nurtuje. Pani psychiatra wypisuje mi tylko leki, nie bawi się w terapię, bo tę przeszłam w szpitalu psychiatrycznym. I to kilka razy. Czy pomogła? Nadal żyję, więc wygląda na to, że tak. A czy cieszę się z tego, że żyję? Są dni takie jak dziś, że nie przeszkadza mi to, że nadal tu jestem, na tym łez padole. Są jednak takie, gdy wszystko sprawia, że mam ochotę nie istnieć. Nie czuć. Nie słyszeć. Po prostu znaleźć się w cichym i spokojnym miejscu, gdzie nie będę odczuwać bólu. Byłam i nadal jestem w potrzasku. Widzę jednak jarzące się światełko w tunelu i mam nadzieję, że dzięki wam uda mi się z niego w końcu wydostać. Dlaczego postanowiłam się zabić? Odpowiedź jest banalnie prosta. Bo zorientowałam się, jakie mam możliwości wyjścia z mojej sytuacji. Bo wiedziałam już wcześniej to, co po mojej próbie samobójczej przepracowywały ze mną psycholog i kilku psychiatrów w szpitalu. Uwierzcie mi, niewiedza często jest błogosławieństwem. Gdy jesteś inteligentna na tyle, by potrafić szukać wiedzy na swój temat, to ją znajdziesz. Książki, poradniki, podręczniki psychiatrii i psychologii. W nich wszystko jest dokładnie opisane. U mnie zaczęło się od autoagresji. Zaczęłam się głodzić. Wtedy nie miałam pojęcia, że jest na to w ogóle jakaś nazwa, nie sądziłam nawet, że wyrządzam sobie sama krzywdę. Byłam przekonana, że to rówieśnicy mnie krzywdzą. Nazywają grubaską, sadłem, pączkiem, grubą świnią. Byłam dzieckiem, oni też byli dziećmi. Ja nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem ofiarą przemocy słownej, oni, że są moimi oprawcami. Podstawowe pytanie: gdzie wtedy byli dorośli? Czy gdyby nauczyciele w szkole reagowali na wyzwiska, którymi mnie obrzucano, czy gdyby rodzice uświadomili swoim pieprzonym bachorom, jaką krzywdę mi czynią, czy gdybym uzyskała od moich bliskich więcej akceptacji, nie wpadłabym w anoreksję? Może się wydawać, że to od szkoły się wszystko zaczęło. Że to ludzie ze szkoły sprawili, że czułam się gorsza niż śmieć. A może oni tylko przelali czarę goryczy? A może to przez ojca, który był, jest i będzie złamanym fiutem. Powinien traktować mnie jak swoją księżniczkę, a nie pasożyta. Gdyby był inny, gdyby nie był tym, kim jest, gdyby nie groził mi, co zrobi, jeśli puszczę parę z ust o tym, co wyrabia w domu, to wówczas nękanie rówieśników spłynęłoby po mnie jak woda po kaczce. Piszcie do mnie, kochani. Czy reagujecie, gdy widzicie ofiarę prześladowania słownego? Czy może sami jesteście ofiarami? A może oprawcami? Chcę zatrzymać to błędne koło. Życie powinno być przyjemne. Zwłaszcza dla ludzi w naszym wieku. Wystarczy, że dorośli skaczą sobie do gardeł. Jestem Marcja Cal, a to jest mój kanał. Subskrybujcie. Czekam na sto tysięcy subów, by raz na zawsze skończyć z tym piekłem.

Koniec nagrania. 

SCHIZISOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz