Z tego, co zauważyłam, wszyscy youtuberzy mają jakieś czołówki na początku filmików. Muszę podpytać Kofiego, skąd ściąga darmowe mp3 do swoich nagrań z meczów. Kofi jest moim przyjacielem, podkochiwał się we mnie w gimnazjum. Czas przeszły, bo od liceum już w ogóle nie poruszamy tej kwestii. To chyba jedyny temat tabu między nami. A raczej drugi, ale o nim akurat nikt nie wie prócz mnie. Po szkole gimnazjalnej Kofi zaczął uczyć się w tym samym ogólniaku co ja. Lubię go, bardzo. Jest szczery, pomocny, opiekuńczy, czasami mam wrażenie, że gdyby nie on, nie byłabym w stanie wielu rzeczy zrobić sama. Jest moim najlepszym przyjacielem, ale jest też chłopakiem, a co za tym idzie, nie zawsze mogę z nim otwarcie rozmawiać o typowo babskich sprawach. Od tego mam przyjaciółkę — Liwię.
Często nachodzą mnie wyrzuty sumienia, że bezdusznie odtrąciłam uczucia Kofiego w gimnazjum, ale od początku zależało mi na nim wyłącznie jak na przyjacielu. Nic więcej. I chociaż z pozoru jesteśmy totalnie różni, to łączy nas wiele wspólnego.
Kofi jest Mulatem. Jego ojciec przyjechał z Nigerii do Polski na studia, gdzie poznał mamę Kofiego. Zaszła z nim w ciążę, urodziła, skończyła studia, a ojciec Kofiego po uzyskaniu dyplomu wrócił do Afryki, gdzie miał zobowiązania wobec swoich rodziców i wioski. Do tej pory przysyła im pieniądze na utrzymanie. Czasami wspiera ich też wujek — brat mamy. Kofiemu nie było łatwo, zwłaszcza w gimnazjum. Był wysoki i zwinny, wuefista zaproponował mu więc wstąpienie do szkolnej drużyny koszykówki. I choć część chłopaków zaakceptowała jego obecność, to byli i tacy, którzy zazdrościli mu jego sportowych umiejętności. Szydzili z jego koloru skóry; nieraz usłyszał, że jest brudasem, że śmierdzi. Drwili z jego matki, że to kurwa, która puściła się z murzynem.
Kofi mocno przeżywał każdą obelgę, czuł się intruzem we własnym kraju. Nie dał się jednak stłamsić, nie zrezygnował z treningów. Wtedy nie znaliśmy się jeszcze zbyt dobrze, mimo to potrafiłam sobie wyobrazić, jak mocno ranią go słowa tych pieprzonych gnojków. Chodziliśmy razem do klasy, byliśmy znajomymi na Facebooku, nie spędzaliśmy ze sobą czasu sam na sam, lecz mimo to coś nas do siebie ciągnęło. Pewnego dnia wysłał mi wiadomość z pytaniem, czy możemy się zobaczyć. Ojca nie było, zaprosiłam więc Kofiego do domu. Zjawił się po piętnastu minutach. Był prosto po zajęciach z SKS-u, spocony, zdyszany, poirytowany. Wyglądał, jakby ktoś go bardzo zranił. Gdy tylko zapytałam, co się stało, przygarnął mnie niespodziewanie do siebie i mocno objął. Cała się spięłam, lecz po chwili, kierowana jakimś nieznanym instynktem, wtuliłam się w jego szeroką pierś i również go objęłam. Czułam całą sobą jego wewnętrzny ból, rozpacz, niezrozumienie. Było mi go tak bardzo szkoda...
To był mój pierwszy raz, kiedy znalazłam się w objęciach chłopaka, do tego naprawdę przystojnego, chłopaka, za którym uganiają się dziewczyny. I mogłoby się wydawać, że powinnam coś poczuć. A tu nic. Żadnego dreszczu, żadnych motyli w brzuchu, nic z tego, o czym czytałam w książkach. Zero.
To jednak nie było ważne w tamtej chwili. Istotne było to, że dałam odczuć Kofiemu, że go rozumiem; że jestem równie nieszczęśliwa jak on; że jest mi źle w życiu. Wtedy jeszcze nie myślałam o samobójstwie, choć tkwiłam w permanentnej depresji, spowodowanej nieustannym bólem i chorobami.
Od tamtego wydarzenia spędzaliśmy sporo czasu razem. Kofi znosił moje humory, ja byłam jego oparciem. Przemawiałam mu do rozsądku w chwilach, gdy miał ochotę pozabijać tych pieprzonych rasistów, którzy nie dawali mu normalnie żyć w kraju, w którym się urodził. Im więcej przebywaliśmy razem, tym jaśniej Kofi dawał mi do zrozumienia, że chce się do mnie jeszcze bardziej zbliżyć. Wtedy już znałam siebie na tyle, by wiedzieć, że jestem jak mina przeciwpiechotna, która może rozwalić najpierw siebie, a później wszystkich wokół. Wolałam więc, żeby nie podchodził za blisko. Widywaliśmy się w szkole, u niego w domu i u mnie, ale tylko wtedy, gdy ojciec wyjeżdżał (bo nawet wolę nie myśleć, jak zareagowałby na wieść o tym, że widuję się z ciemnoskórym chłopakiem).
Czułam, że niebawem Kofi wykona kolejny krok, by pogłębić naszą znajomość, i się nie pomyliłam. Już gdy zaprosił mnie do kina, na jakiś łzawy romans, wyczułam, co się święci. Początkowo było normalnie, jak zwykle, zjedliśmy cały popcorn na reklamach, zaczął się film, jakaś romantyczna scena, i wtedy Kofi wziął mnie za rękę. Jego dłoń była ciepła, dużo większa od mojej. Wsunął swoje palce pomiędzy moje. Wiem, że powinnam była coś poczuć, jakiś przyjemny dreszcz, moje serce powinno zabić szybciej, ale ja nic nie czułam. Nie wyciągnęłam dłoni z jego dłoni, nie chciałam mu robić przykrości. I to był mój błąd, bo Kofi odczytał to jako przyzwolenie na coś
więcej.
— Mar — odezwał się cicho tuż przy moim uchu, a wtedy na niego spojrzałam. Jego ciemne oczy lśniły, skóra pachniała wodą kolońską, oddech był przyśpieszony.
— Co tam? — zapytałam.
Nie odpowiedział, tylko nachylił się i zbliżył swoje usta do moich.
Nie mogłam się na to zgodzić, nie powinnam robić mu nadziei, zwodzić. Cofnęłam się i wysunęłam swoją dłoń z jego dłoni.
— Przepraszam, ale nie mogę — powiedziałam. — To nie twoja wina, to ja...
— Rozumiem — odpowiedział.
Od tego czasu nie rozmawialiśmy o tym zdarzeniu ani razu, lecz nadal się przyjaźniliśmy. Wszystko wróciło do stanu sprzed kina, nic się między nami nie zmieniło.
I za to tak lubię Kofiego — bo jest taktowny, nienachalny, bo potrafi zrozumieć.
Nie raz zbierałam się na odwagę, żeby mu wytłumaczyć, skąd moja niechęć do zbliżeń, ale nie chciałam zepsuć relacji między nami. Poza tym, co miałabym mu niby powiedzieć: że każdego dnia staram się po prostu przetrwać; że nie jestem na tyle silna, by się z kimś wiązać; że nie czuję w ogóle popędu seksualnego, do nikogo.
CZYTASZ
SCHIZIS
Teen FictionCześć, mam na imię Marcja, a to jest mój kanał na YouTubie. Jeśli chcecie wiedzieć, jak wygląda moje życie i z jakimi demonami zmagam się każdego dnia, to subskrybujcie mój kanał. Wiem, że ten filmik trafi do uczniów w mojej szkole i, szczerze, mam...