« 6 »

626 50 12
                                    

 ❝ Gegensätze ziehen sich an ❞ 

(panic! at the disco – this is gospel)

Jeszcze nigdy tak szybko nie opuściłam klubu; unikałam Gregora niczym ognia, bojąc się, że w przypływie swojej wkurwiającej uszczypliwości wypali o kilka słów za dużo. Tylko my byliśmy świadomi tego, co zaszło kilka chwil wcześniej. Wciąż czułam przyspieszone bicie serca, a płytki oddech zdradzał, jak bardzo poruszyło mnie to, co zrobiłam. Nie mogłam uwierzyć, że tak bezmyślnie postąpiłam; choć chciałam, i planowałam, zrzucić to na karb alkoholu, nie dało się zaprzeczyć, że to nijak nie pasowało do mojej osoby. Jednak reakcja chłopaka nieznacznie poprawiała mi humor; jeszcze nigdy nie widziałam Gregora w takim stanie. Wciąż miałam przed powiekami jego rozszerzone źrenice, wyrażające coś więcej niż zaskoczenie, a później ten uśmiech – przepełniony tryumfem, satysfakcją, lecz wciąż niedorzecznie szczery i rozweselony. Potrząsnęłam nieznacznie głową, chcąc się pozbyć tych wszystkich migawek, doprowadzających mnie do szału. Na domiar złego mój mózg stwierdził, że to idealny moment, by raz jeszcze podręczyć mnie strzępkami przeklętego nagrania; tymi ciepłymi spojrzeniami, ustami wygiętymi w przyjaznym uśmiechu, przeklętą mową ciała, o której wolałam zapomnieć.

— Było miło, chłopcy, ale ja zawijam żagiel — wychrypiałam, zarzucając na siebie parkę. Otuliłam się mięsistym szalikiem, a w wolną rękę chwyciłam niewielki czarny plecak. Sprawdziłam jeszcze tylko, czy mam portfel, telefon i klucze, a następnie ku niezadowoleniu chłopaków, podreptałam do wyjścia. Próbowali mnie zatrzymywać i przekonywać, jednak po mojej bezmyślnej akcji na scenie, wolałam się ulotnić w trybie natychmiastowym. 

Dziękowałam Bogu, że błazenek postanowił zostać (prawdopodobnie) do białego rana; mogłam w ciszy pospacerować ulicami Innsbrucka, wytrzeźwieć, a przede wszystkim zastanowić się, jak uciszyć te cholerne majaki pod rozgrzaną czachą. Już chciałam wcisnąć słuchawki do uszu i pognać przed siebie, gdy usłyszałam wołanie.

— Flo, zaczekaj! — Kiedy zobaczyłam biegnącego w moją stronę Andreasa, poczułam ogromną ulgę. Jednocześnie przeraziło mnie jednak to, że na samym końcu tego błogiego uczucia dało się zauważyć małą goryczkę rozczarowania, że to tylko osoba Wellingera.

Ogarnij się, Kreuzer albo będziesz pływać z rybkami.

— Zgubiłeś się? — Wypaliłam bezmyślnie, jednak Andi musiał uznać to za żart, bo zaczął chichotać, kręcąc rozbawiony głową. Machnął kilka razy ręką na znak zaprzeczenia. Spojrzałam na niego skonfundowana; skoro nie chciał pomocy w dotarciu do domu, to czego mógł ode mnie potrzebować?

— Chciałem pogadać. — Podrapał się po karku, a ja miałam wrażenie, że zawsze tak robił w kłopotliwych dla niego chwilach. Rzuciłam krótkie „wal śmiało", a chłopak ciężko westchnął. — Może cię odprowadzę i po drodze jakoś to obgadamy?

Zaproponował, a ja tylko skinęłam głową na znak zgody. Zaczęliśmy powoli iść, ramię w ramię; panowała między nami cisza, którą od czasu do czasu przerywał hałas przejeżdżającego samochodu. Nie chciałam naciskać na blondyna; bez problemu dało się wyczuć to napięcie, proces myślowy przebiegający w jego głowie w poszukiwaniu odpowiednich słów.

— Chciałem cię przeprosić za Andreę — wymamrotał wreszcie. Planowałam od razu wyjaśnić felerną sytuację z Danielem, jednak Andi nie dał mi dojść do głosu. — Pozwól mi skończyć, proszę.

Westchnął, nerwowo przeczesując i tak rozczochrane, sterczące we wszystkie strony, włosy. Sposób, w jaki strzelał palcami, tylko podkreślał, jak stresująca była to dla niego rozmowa.

CHASE YOU DOWNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz