❝ Wer ernten will, muss säen ❞
(britney spears – circus)
Choć rozmowa z Andreasem przyniosła jeszcze więcej niepewności, wyrzutów sumienia i wątpliwości, to jedną kwestię rozwiązała od ręki. Jak na ironię, pomogła podjąć mi decyzję, która od kłótni z Danielem spędzała mi sen z powiek, powracając nieustannie niczym bumerang. Każdego dnia robiłam w głowie nową listę za i przeciw, jakichkolwiek sensownych argumentów, bym mogła wreszcie zadecydować. Mimo to, wciąż byłam niepewna, rozdarta pomiędzy rozsądkiem, a sercem. Jednak wiedząc, ile szkód wyrządziłam, a jednocześnie mając tę przykrą świadomość, jak bardzo nie potrafię trzymać nerwów na wodzy, byłam pewna jednego: nie mogę jechać na narodowe.
Z ogromnym ciężarem w okolicy mostka, ściśniętym gardłem i wilgotnymi od potu dłońmi, zapukałam do pokoju trenerów. Korzystałam z okazji, że do treningu zostało jeszcze trochę czasu, a ja chciałam załatwić wszystko za jednym zamachem. Po co rozkładać cierpienie na raty?
Gdy tylko usłyszałam zgodę Koflera, weszłam do pomieszczenia; mężczyzna od razu poprawił się na krześle, szczerząc zęby od ucha do ucha. Wskazał ręką na moje typowe, klasyczne miejsce, a kiedy usiadłam, zawołał radośnie:
— To co, Kreuzer, wszystko sobie poukładałaś? Zwarta i gotowa, żeby rozjechać frajerów już za dwa dni?
Widząc jego entuzjazm i radość, aż poczułam mdłości. Żołądek zacisnął się w nieprzyjemny supeł, tak samo jak jakaś niechciana pętla wokół krtani. Przez dobre pięć sekund nie byłam w stanie drgnąć nawet o milimetr, a co dopiero zmusić się, by cokolwiek powiedzieć. Po chwili przeklętej niemocy, wypaliłam:
— Nie jadę na narodowe.
Kofler gwałtownie zerwał się z krzesła, spoglądając na mnie, jakbym urwała się z choinki. Otwierał kilka razy usta, aby coś powiedzieć, aż wreszcie ryknął oskarżycielskim, niedowierzającym tonem:
— Jak to nie jedziesz na narodowe?!
Oczywiście, moje życie nie byłoby moim życiem, gdyby w tej samej chwili drzwi nie otworzył Daniel, który niczym w groteskowej komedii powtórzył za Andreasem:
— Nie jedziesz na narodowe? — jego ton i mina wyrażały o wiele więcej niż zszokowanie. Mogłam się nawet pokusić o stwierdzenie, że nigdy w życiu nie widziałam go w takim stanie. Spoglądał na mnie, jakby zupełnie nie przyjmował do świadomości tej jednej informacji, którą im właśnie przekazałam. Skinęłam tylko nieznacznie głową, aby potwierdzić to, co powiedziałam, a pozostała dwójka wymieniła zaskoczone spojrzenia. Westchnęłam ciężko, zakładając kosmyk włosów za ucho.
— Przemyślałam to wszystko i uważam, że to nie jest zbyt dobry pomysł — powiedziałam, po czym oparłam łokieć o blat biurka. Kofler uniósł jedną brew, a potem wymamrotał bezsilnym głosem:
— Ale Florence, ty miałaś się uspokoić, zdystansować, a nie podejmować takie decyzje od czapy — przetarł nerwowo czoło dłonią i spojrzał błagalnie w stronę Daniela, jakby poszukując ostatniej deski ratunku. Blondyn chrząknął, podszedł do jego krzesła i nachylił się, by wyszeptać mu coś na ucho.
Spoko, nie krępujcie się, mnie tu nie ma.
Andreas kiwnął tylko głową, a następnie bez słowa opuścił pomieszczenie, zostawiając nas tylko we dwójkę. Spoglądał z tak ogromną nadzieją w kierunku błazenka, jakby stawką był medal igrzysk olimpijskich; jeszcze brakowało zaciśniętych kciuków, łez wzruszenia i cholernego transparentu, byle zachęcić go do boju.
Daniel z łoskotem opadł na fotel trenera, obrzucając mnie przez chwilę zmieszanym spojrzeniem. Zapadła niezręczna cisza; nawzajem uciekaliśmy przed swoim wzrokiem, nie chcąc nikogo prowokować. Przez ostatnich kilka dni ignorowaliśmy się niczym dzieci w podstawówce, unikając konfrontacji, dlatego tak ciężko było zrobić jakikolwiek krok w stronę normalnej rozmowy. Dopiero po dobrych kilku minutach, Tande odważył się odezwać.
— Wiem, że ostatnio byłem surowy. Może nawet za bardzo surowy — wymamrotał, nerwowo drapiąc swoje czoło — ale chciałem tobą potrząsnąć, żebyś się ogarnęła. Z tą przerwą to nie miało być na stałe. Flo, kurwa, jesteś mózgiem tego zespołu.
Wreszcie spojrzał mi prosto w oczy, a niebieskie tęczówki aż wrzeszczały powagą i skruchą. Przełknął głośno ślinę i kontynuował, tym razem coraz pewniejszym i mocniejszym głosem.
— Mózgiem, sercem, kurwa, wszystkim. I nie wyobrażam sobie, żebyś z nami nie pojechała. Żeby zabrakło cię podczas meczów, żebyś się na nas nie darła i nam nie pomagała. Flo, bez ciebie nie ma drużyny, rozumiesz?
Gdy tylko wypowiedział te słowa, z taką pasją, uczuciem i prawdziwą szczerością, poczułam, jak w moich oczach gromadzą się łzy wzruszenia. Byłam jednym wielkim rozdarciem, emocjonalną, poplątaną kulką, która nawet nie potrafiła zareagować. Spoglądałam na niego z rozszerzonymi źrenicami, lekko uchylonymi wargami, nie będąc w stanie nic zrobić. Patrzyłam na niego; na mojego błazenka, na mojego najlepszego przyjaciela i jakiś dar od losu, który nieustannie pomagał przedzierać się przez to bagno, który potrafił mnie opieprzyć od góry do dołu, a jednocześnie sprowadzić znów na odpowiednie tory. Bywał głupiutki, nieogarnięty i irytujący, jednak koniec końców, nigdy ze mnie nie zrezygnował, niezmiennie trwając przy moim popierdolonym boku, humorzastym charakterze i ciętym języku.
Nie mogłam nic innego powiedzieć.
— Zamknij się — wychlipałam, nie będąc w stanie zahamować łez, które żałośnie płynęły wzdłuż moich policzków. W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech Daniela, a po chwili trzymał mnie w swoich ramionach, mocno do siebie tuląc.
— Nie mogę cię przeprosić, bo podtrzymuję zdanie o waszej kłótni, ale nie potrafię dłużej się na ciebie gniewać, kicia — westchnął, a ja byłam pewna, że się uśmiecha pod nosem.
— Przepraszam, Daniel — wymamrotałam w jego tors, mocniej przylegając do torsu chłopaka, który delikatnym ruchem gładził moje włosy. Przypominał mi rodzica, który mimo wszystko wybacza swojemu niesfornemu dziecku. A ja mogłam być tylko dozgonnie wdzięczna, że trafiłam na taką osobę.
Jeszcze kilkanaście sekund trwaliśmy w tym pokojowym przytuleniu i dopiero po chwili zwolnił uścisk, a potem od razu zaczął żartować, jakby nic się między nami nie wydarzyło.
— Jezu, myślałem, że dostanę skrętu kiszek. Przecież ja się nie umiem do ciebie nie odzywać, stara.
Dał mi kuksańca w żebro, sprawiając, że nie mogłam nie wybuchnąć śmiechem. Czułam, jak łzy wciąż płyną, jak wyznaczają mokre ślady wzdłuż mojej skóry, a mimo to śmiałam się do rozpuku. Potrzebowałam tej świadomości, że w całym bagnie i burdelu, mam jeszcze kogoś, kto jest tak cenny, tak szczery i oddany. I miałam ochotę płakać dalej, jeszcze mocniej i bardziej, nawet jeśli nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Ostatnich kilka tygodni otworzyło we mnie nieznane korytarze i komnaty, zburzyło tamy, które budowałam przez całe swoje życie, powodując, że poznawałam emocjonalne reakcje na nowo.
— No i mam nadzieję, że jednak jedziesz na tę narodówkę, bo inaczej to ci skórę przetrzepię, łachudro!
Jakbym mogła się nie zgodzić?
CZYTASZ
CHASE YOU DOWN
FanfictionChroniczny brak czasu to największa bolączka 22-letniej Florence Kreuzer. Jak na ironię losu, spada na nią funkcja asystentki trenera akademickiej drużyny koszykarskiej i kiedy myśli, że gorzej być nie może, staje przed nią niejaki Gregor Schlierenz...