❝ Jede Medaille hat zwei Seiten ❞
(nothings craved in stone – out of control)
Z niedowierzaniem patrzyłam na Daniela; rozwalonego w najlepsze na swoim łóżku, do tego w tak niedorzecznej pozycji, że jego kręgosłup musiał być pokrzywiony jak biurowy spinacz. Na domiar złego, spoglądał na mnie z rozbawieniem, przyciskając podbródek do torsu i nawet, jakby wbiłby go sobie poniżej mostka, nie miałby żadnego dodatkowego podbródka. Cholerny patyk.
— Czy ty się w ogóle słyszysz, Tande? — spytałam, zrywając się z gejmerskiego fotela, obitego czerwono-czarną, syntetyczną skórą i zaczęłam nerwowo krążyć po pomieszczeniu. Wiedziałam, że miewał mózg wielkości orzeszka ziemnego, jednak teraz zachowywał się jak absolutny kretyn.
— I to bardzo dobrze — mruknął, drapiąc się po głowie. — Przecież i tak nie masz lepszej opcji.
Parsknęłam, zatrzymując się i obracając w jego kierunku.
— Każda opcja jest lepsza niż wizja tego, żeby Schlierenzauer udawał mojego chłopaka — sarknęłam. Skrzyżowałam ramiona na piersi, zaciskając mocno zęby w przedziwnym zacięciu. Nie było szans, bym się na to zgodziła. Mam jeszcze resztki honoru.
— A fakt, że będziesz spać z jakimś obcym typem w jednym łóżku już jest zajebisty? — rzucił ironicznie. Podniósł się do pozycji siedzącej, z blatu biurka wziął zeszyt i długopis, po czym ciężko westchnął.
— Zróbmy listę za i przeciw, to będzie jedyna sensowna opcja — wymruczał, a potem spojrzał na mnie wymownie — ja robię plusy.
— Czasami jednak umiesz używać szarych komórek, błazenku — posłałam mu pełen podziwu uśmiech i usiadłam tuż obok.
Jak burza zaczęliśmy przerzucać się argumentami; jak na złość Tande musiał dawać same pozytywy wybrania Gregora, podczas gdy ja starałam się wszystko negować.
— Może wreszcie się polubicie — rzucił blondyn.
— Prędzej go tam uduszę niż polubię — warknęłam, wyrywając mu zapisaną kartkę z ręki i bazgroląc na niej kolejne wady.Kiedy tylko lista była gotowa, spojrzeliśmy po sobie, kiwnęliśmy głowami i pozwoliłam, żeby Daniel przeczytał wszelkie zalety, które potrafił znaleźć. Niektóre brzmiały całkiem sensownie; to prawda, że Gregor jako jedyny z drużyny nie spędzał przerwy świątecznej z rodziną, do tego był inteligentny i wygadany, a patrząc na to, jak owinął sobie wokół palca większość prowadzących, był kandydatem idealnym. Jednak największym problemem było to, że... to Schlierenzauer. Cholera jasna.
— Aczkolwiek, random z Internetu również ma swoje zalety — westchnął, po czym zaczął nerwowo przygryzać końcówkę od długopisu. — Może spotkasz bratnią duszę i się w sobie zakochacie?
— Tande, proszę cię, bez takich łzawych bredni — przewróciłam oczami. Odchrząknęłam i zaczęłam czytać; głównie były to obawy, że szatyn odwali jakąś manianę stulecia przed moją babcią, sprawiając, że wyjdę na idiotkę milenium, a tego wolałabym uniknąć. Do tego, dochodziła nasza wzajemna antypatia, która tylko się pogłębiała z każdym tygodniem.
— I prawdopodobnie uduszę go podczas snu — zakończyłam, a potem zrobiłam zaskoczoną minę i zaczęłam drapać się po podbródku, symulując największy i najbardziej zaawansowany proces myślowy. — To w sumie jest ogromna zaleta.
— Florence — spojrzał na mnie, jak na niesforne dziecko — i tak wyjdzie na moje, zobaczysz.
— Po moim trupie, Tande — prychnęłam, wychodząc z pokoju.Z ogromną niechęcią podałam Gregorowi małą, grafitową walizkę, którą z łatwością upchnął do bagażnika, a następnie zatrzasnął klapę.
Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę; za jakie grzechy zostałam skazana na coś takiego? Każde możliwe słowo, które mogłoby definiować udrękę było zbyt słabe. I żadne nie opisywało tego, co szalało w mojej głowie. Byłam zła, zażenowana, a jednocześnie tak cholernie zawstydzona. Jakby tego wszystkiego było mało, ten przeklęty pajac musiał zrobić coś, co wyłuskało z mojej otchłani te przeklęte uczucia, które chciałam za wszelką cenę zakopać.
Gdy Gregor tylko pojawił się w progu, a ja dostrzegłam, że jego przydługa, emo szopa, gwarantująca mu miejsce w depresyjnej kapeli dla nastolatek, zniknęła, a na jej miejscu pojawiły się krótko obcięte, ułożone na bok włosy, aż zachłystnęłam się powietrzem. Choć chciałam go obrazić i wyśmiać, nie mogłam nawet wydusić z siebie słowa. Wyglądał dojrzalej, bardziej męsko, a do tego po prostu lepiej...
Zamknij ten tępy ryj, Kreuzer.
Wciąż stałam w miejscu, tępo gapiąc się na czarną karoserię samochodu; choć ojciec wielokrotnie próbował mnie wciągnąć w temat, nie byłam ekspertem w kwestii motoryzacji. Aczkolwiek znikoma znajomość marek pozwoliła mi stwierdzić, że nie było to byle jakie auto, a starsza wersja Porsche.
— Co się tak zawiesiłaś? — spojrzał na mnie kątem oka. Wzruszyłam ramionami, mrucząc pod nosem „nic, nic". Nie mogłam jednak ukryć zaskoczenia; pojazd do najtańszych nie należał, co sprawiało, że cichy głosik w mojej głowie zaczynał wymyślać niestworzone historie. Czy on był synem jakiegoś gangstera? Niemożliwością było, żeby przeciętny Meier mógł pozwolić sobie na taki wydatek, a dodając do tego nadzwyczajne chody na uczelni, historia sama składała się w całość. Nie wiedziałam, jakim cudem, lecz Gregor w tym samym momencie wymamrotał:
— To auto ojca, on lubi takie sportowe zabawki — a potem uśmiechnął się cwanie i dodał — żartuję, też mam do nich słabość.
A ja poczułam się jak w jakimś paranormalnym show, w którym medium zgaduje myśli uczestników. Przełknęłam głośniej ślinę, postanawiając więcej nie myśleć. Nie odzywając się słowem, ruszyłam w kierunku drzwi, a kiedy już chciałam nacisnąć na klamkę, poczułam dużą, ciepłą dłoń. Odskoczyłam jak oparzona, czując, że ciepło rozchodzi się po moich policzkach. Schlierenzauer, nie mówiąc kompletnie nic, uprzedził mnie w czynności, otwierając je przede mną niczym lokaj. Chyba musiałam się czegoś naćpać, to nie mogła być rzeczywistość.
— Dobrze się dzisiaj czujesz? — wypaliłam, spoglądając na niego z niedowierzaniem. Przewrócił mimowolnie oczami, wzdychając cierpiętniczo.
— Po prostu nic nie mów, dobra? — wycedził przez zęby, jakby tracił cierpliwość. Sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Fakt, że miał, o zgrozo, udawać mojego chłopaka, napawał mnie przerażeniem, jednak jego niecodzienne zachowanie jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, czy to miała być kpina i chęć zagrania mi na nosie, czy próba przygotowania się do tej niewdzięcznej roli. Ani jedno, ani drugie nie sprawiało, żebym czuła się choć trochę mniej spięta. Było mi, delikatnie mówiąc, nieswojo z myślą, że spędzimy najbliższe kilka godzin sam na sam w jego samochodzie, a następnie blisko trzy doby, odgrywając ten popieprzony teatrzyk. Chyba tylko jakiś kataklizm, porównywalny z kolejnym Czarnobylem, mógłby mnie uratować od tej absolutnej katastrofy.
CZYTASZ
CHASE YOU DOWN
FanfictionChroniczny brak czasu to największa bolączka 22-letniej Florence Kreuzer. Jak na ironię losu, spada na nią funkcja asystentki trenera akademickiej drużyny koszykarskiej i kiedy myśli, że gorzej być nie może, staje przed nią niejaki Gregor Schlierenz...