« 22 »

731 47 28
                                    

Der Munde redet, wovon das Herz voll ist

(fall out boy – irresistible ft. demi lovato)

Kiedy, po kolejnych piętnastu minutach, Andreas wreszcie wrócił, pizze spokojnie leżały w piekarniku, a blondyn spoglądał na nas jak na zdrajców. Stał pośrodku kuchni z rumianymi policzkami od mrozu, zmachany jak po maratonie, a siatka z zatrważającą ilością cebuli, którą trzymał w dłoni, o mało nie rozwaliła się pod ciężarem warzyw. Zapewne rozpocząłby swoje jojczenie i narzekanie, gdyby nie to, że na zegarze wybiła godzina W, a chwilę później usłyszeliśmy szczęk zamka. W panice pogoniłam chłopaków, by schowali się w salonie, raz jeszcze przypominając o naszym wspaniałym planie. Zgasiłam światło, siadając w fotelu, znajdującym się najbliżej drzwi. Próbowałam przybrać, jak najbardziej znudzoną minę, jednak gdy tylko słyszałam głos Daniela, chciało mi się śmiać. Odkąd wszedł do mieszkania, kręcił dziurę w brzuchu biednej Agnes, która, sądząc po jej tonie, również ledwie się trzymała.
— No ale serio nic nie będzie? Żadnej imprezy? — spytał kolejny raz, a to, jak żałośnie brzmiał, sprawiało, że byłam bliska eksplodowania śmiechem. Usłyszałam dźwięk wieszanych kurtek, zdejmowanych butów i coraz bardziej nie mogłam się doczekać, kiedy się pojawi w pomieszczeniu.
— No nie? — bardziej spytała niż stwierdziła. — Świat nie kręci się wokół ciebie, inni też mają swoje zajęcia.
Lange odgrywała swoją rolę lepiej niż DiCaprio w Titanicu; Tande jęknął rozczarowany, prawie płacząc. Nie mogłam uwierzyć, że był aż taką okropną beksą, a do tego dzieciuchem. Co prawda, znałam go nie od dziś, aczkolwiek nie sądziłam, że aż tak mógłby przeżywać brak zwykłego melanżu.
Nie minęła chwila, a usłyszałam kroki i sekundę później światło w salonie zostało zapalone przez Agnes. Cała nasza drużyna wyskoczyła zza dwóch kanap, teraz przesuniętych pod jedną ścianę, wrzeszcząc wesoło:
— Wszystkiego najlepszego!
Było niewiele momentów, kiedy widziałam Daniela w stanie tak ogromnej radości. Wyglądał, jakby absolutnie upił się euforią, płynącą tej niepozornej niespodzianki. Nie mówiąc nawet słowa, rzucił się w grupę ludzi, tuląc każdego w niedźwiedzim uścisku. Dopiero po chwili powróciła mu zdolność mówienia, a potem wylał z siebie prawdziwy monolog i strumień słów, z którego połowy nawet nie zrozumiałam.
— Ja was tak absolutnie, totalnie, niezaprzeczalnie uwielbiam. Każdego z osobna i wszystkich razem!
Przerwał na chwilę, a potem spojrzał w moim kierunku i zawołał podekscytowany.
— I ty też brałaś w tym udział, Kicia. Jesteś najlepsza!
I pewnie w każdy inny dzień zaczęłabym zaprzeczać, wyrywać się i uciekać przed jego chuderlawymi ramionami, jednak widząc tę bezgraniczną radość, skrzącą nie tylko na twarzy, lecz głównie w niebieskich oczach, nie mogłam jej zepsuć. Bezsilnie poddałam się blondynowi, pozwalając na wszelkie czułości, za którymi zazwyczaj nie przepadałam. Zaplotłam dłonie wokół jego szyi i wyszeptałam do ucha.
— Spełnienia marzeń, ty mój błazenku.
Może gdybym potrafiła być bardziej wylewna, zapewne rozkleiłabym się niczym największa beksa, wyrzucając z siebie całą wdzięczność i radość z faktu, że ta głupiutka, niepozorna blondi była w moim życiu. Miałam jednak nadzieję, że nawet bez całej histerycznej oprawy, Daniel wychwycił moje wzruszone spojrzenie, wyrażające o wiele więcej, niż byłabym w stanie ująć za pomocą słów.

— A gdzie jest tort? — Tande bezceremonialnie wypalił, gdy tylko cała masa różnej maści życzeń dobiegła końca, a ja wymieniłam przerażone spojrzenia z Agnes. Czy to możliwe, że zapomniałyśmy o tak ważnej sprawie? Próbowałam przegrzebać swoją pamięć w poszukiwaniu jakiegokolwiek wspomnienia, wzmianki, kto miał się tym zająć, aczkolwiek nic nie pojawiało się w mojej głowie.
I wtedy Andreas Wellinger, stojący pośrodku dużego salonu ze zbolałą, zawstydzoną miną, z całej siły uderzył się w czoło, a ja zrozumiałam, co się właśnie wydarzyło.
— Andi był za niego odpowiedzialny — powiedziała Lange słabym tonem, a Gregor parsknął śmiechem. Odbił się od futryny, zrobił kilka kroków, zbliżając się do brunetki i pokręcił głową jako oznakę jawnego rozczarowania.
— Powierzyłaś temu dzieciakowi takie odpowiedzialne zadanie? On by się zgubił w drodze z salonu do łazienki.
— To jest przecież naprzeciwko bloku, narysowałam mu mapkę — wyrzuciła przed siebie ręce, spoglądając oskarżycielsko w stronę Andreasa. Biedak wyraźnie spalił buraka, podczas gdy Lange wyglądała, jakby miała zaraz eksplodować ze złości. Stało się najgorsze; nasze radosne słoneczko postanowiło przeistoczyć się w żądną krwi gwiazdę.
— Zapomniałem, bo Gregor wysłał mnie po cebulę — warknął blondyn, krzyżując ramiona na torsie. Bronił się resztkami sił, aczkolwiek zapomniał o jednym, bardzo istotnym fakcie: Schlierenzauer zawsze musiał mieć ostatnie słowo.
— Cebulę? — Agnes spoglądała to na blondyna, to na szatyna, tak jakby oboje urwali się z choinki. — Przecież była w torbie z zakupami.
— Dzieciak się nudził, więc znalazłem mu zajęcie — wzruszył ramionami Gregor, a potem dodał z kpiącym uśmieszkiem. — Nie sądziłem, że wykupi cały warzywniak.
— Bałem się, że zabraknie — żachnął się, a ja postanowiłam wreszcie zakończyć ten cyrk. Wstałam z swojego miejsca, stając pośrodku dwójki chłopaków i westchnęłam, posyłając karcące spojrzenia.
— Spokój jeden z drugim — a potem wskazałam głową w kierunku szatyna — w ramach zadośćuczynienia pójdziesz po tort. I weźmiesz ze sobą Wellingera, może się wreszcie dogadacie, gołąbeczki.
Obnażyłam zęby w kpiącym uśmiechu; żaden z nich nie miał sił protestować, co przyjęłam z ogromną ulgą. A do tego, mogłam trochę odetchnąć od ciężkiej i niechcianej obecności Schlierenzauera, z którą coraz ciężej było mi wytrzymać.
— Jak tam się pizza udała? — spytała półgębkiem Agnes, kiedy całe towarzystwo rozpiechrzło się w swoich kierunkach. Znów przed oczami stanęła mi scena przy zlewie, a zaraz po niej usłyszałam przeklęte „zachcianka", dlatego jedyne na co było mnie stać, to krzywy uśmiech.
— Wspaniale, lepiej być nie mogło — wycedziłam, by szybko spytać. — A od kiedy w ogóle tak się kumplujesz z tym pluskwiakiem?
Brunetka zaśmiała się krótko, a potem pogłaskała po policzku niczym zatroskana mama.
— Jeszcze wielu rzeczy nie wiesz, słonko.
Co to miało znaczyć, do cholery?

CHASE YOU DOWNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz