7. Przesłuchanie

192 19 78
                                    

Adrian Mroczyborski siedział z założonymi rękami, wystukiwał butem rytm piosenki, którą zdążył ułożyć w głowie, i beształ się w duchu, że tak często ma ostatnimi czasy kontakt z policją. Wczoraj wieczorem przyłapał go ten gruby z posterunku, a teraz siedział przed następnym z nich i musiał jakoś uzasadnić swoje wcześniejsze zachowanie.

— Jeszcze raz pytam, co robiłeś przy posterunku dzisiaj o pierwszej w nocy? — Aspirant Sebastian Brodzki, jak się wylegitymował, oparł obydwa łokcie o blat stołu, przyglądając mu się uważnie.

Było w tym spojrzeniu coś lodowatego, ale Adrian niewiele sobie z tego robił. Uśmiechnął się jedynie krzywo, nim odbił wzrok policjanta swoim — nasyconym kpiną.

— Zdjęcia. Mam prawo wiedzieć, kto zajmuje się sprawą mojego brata — odparł wreszcie lekceważąco.

— Akurat ten posterunek ma z nią tyle wspólnego, co zeszłoroczny śnieg. — Policjant posłał mu złośliwy uśmieszek. — Nie wyglądałeś na jakoś szczególnie załamanego, kiedy informowaliśmy cię o śmierci brata. Skąd ta nagła zmiana nastawienia?

— Dobra! — krzyknął Adrian, niemal wchodząc w mu w zdanie. — Byłem tam, bo chciałem sprawdzić, czy nie wożą w radiowozie jakichś moich rzeczy. Bałem się, że posądzicie mnie o morderstwo, w końcu to ja się z nim ostatni spotkałem! — wyrzucił niemal łamiącym się z przerażenia głosem.

— A to ciekawe... — mruknął po dłuższej chwili ciszy Brodzki. — Kiedy dokładnie się z nim widziałeś?

— To było około dwudziestej. Noc przed tym, jak go znaleźliście. Mieliśmy iść razem do baru, ale nie mogliśmy się dogadać, do którego, potem zaczęła się kłótnia, wyzwiska, ale do niczego więcej nie doszło. Nawet nie tknąłem go palcem, błagam, nie zamykajcie mnie! — Zdenerwowanie przerodziło się w błagalne wręcz prośby, co zdecydowanie działało na korzyść Sebastiana.

Zamierzał to jak najefektywniej wykorzystać.

— Ktoś może potwierdzić twoje zeznania? — zapytał wstępnie.

— Rodzice. — Nastolatek pokręcił na boki głową, kryjąc twarz w dłoniach. — Co tu się, do cholery, wyprawia...

— Co robiłeś między dwudziestą czwartą a szóstą rano tamtego dnia?

— Spałem.

— Ktoś to potwierdzi?

— Rodzice.

Brodzki uśmiechnął się pod nosem. Alibi tego dzieciaka praktycznie nie istniało.

— A jakie miałeś ogólne relacje z bratem?

Adrian wzruszył ramionami, wydymając lekko usta.

— Normalne, jak rodzeństwo. Czasem się kłóciliśmy, bo był bardzo nerwowy, ale raczej nie było między nami nienawiści — odparł wreszcie.

— Miał jakąś partnerkę?

— Olkę Górską, mieszkali razem, ale nie widziałem jej od... właściwie od bardzo dawna. Ona była jakąś totalną psycholką — prychnął, nerwowo przebierając palcami.

Tym gestem zwrócił na siebie uwagę aspiranta. Sebastian nie tracił czujności, kiedy zadawał mu kolejne pytania. Te jednak miały bardziej na celu rozwianie jego wątpliwości na temat relacji Adriana i Dawida. Ostatecznie skończył rozmowę pół godziny później. Poinformował Mroczyborskiego o zakończonym przesłuchaniu, a kiedy w spojrzeniu chłopaka odmalowała się niewypowiedziana ulga, policjant musiał naprawdę pilnować się, żeby nie parsknąć śmiechem. Wyszli z pokoju ramię w ramię. Adrian niemal w podskokach odszedł w kierunku siedzących na krzesełkach rodziców, Sebastian natomiast zatrzymał się przy stojących obok drzwi naczelniku i Tosi.

Czerwony sweterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz