6. Siedem złotych pytań

221 19 105
                                    

Przesłuchania miały to do siebie, że każde było kompletnie inne od poprzedniego. Gdy przychodziło do przesłuchań rodziców zmarłego tydzień temu Dawida Mroczyborskiego, Tosia miała ochotę złapać się za głowę. Nie wiedziała, czego tak bardzo bała się w tej pozornie rutynowej czynności procesowej, ale paraliżowało ją na samą myśl o pytaniach, które miałaby zadać podczas takiej rozmowy. W efekcie siedziała teraz z głową podpartą o dłonie i wbijała wzrok w świecącą pustką kartkę. Miała ambitny plan nieco rozpisać sobie te przesłuchania, a w szczególności pytania, które zamierzała zadać, ale była okropnie rozkojarzona. Jej uwaga złośliwie skupiała się na wszystkim, tylko nie na tym, na czym w tamtym momencie powinna.

Odetchnęła ciężko, nim z rezygnacją opadła plecami na oparcie krzesła. Siedzący za swoim biurkiem Sebastian posłał jej zaskoczone spojrzenie, które jednak kompletnie zignorowała, najwyraźniej mocno zaabsorbowana swoimi myślami. Dopiero pojawienie się Brodzkiego tuż obok skłoniło policjantkę do podniesienia na niego wzroku.

— Coś ci nie idzie to przygotowanie do przesłuchania — mruknął nieco kpiąco.

— Daj mi spokój — odparła żałośnie, nim ułożyła na biurku skrzyżowane ze sobą ręce i położyła na nich głowę. — Nic mi ostatnio nie idzie...

Uśmiechnął się delikatnie, zabrał z blatu pustą kartkę, zgarnął jeszcze długopis leżący obok laptopa Tosi, odszukał skrawek wolnej przestrzeni na jej stanowisku, a potem szybko odnotował w punktach siedem kluczowych pytań, zwanych też siedmioma złotymi pytaniami kryminalistyki. Odłożył długopis na jego wcześniejsze miejsce, kartkę natomiast umieścił na klawiaturze laptopa.

— Dobudujesz do tych ogólników szczegółowe pytania na temat sytuacji i masz wszystko, czego potrzebujesz — rzucił beztrosko, czym skłonił ją do podniesienia głowy.

Chwilę analizowała zapisane przez niego pytania.

— Co, gdzie, kiedy, w jaki sposób, dlaczego, jakimi środkami, kto... — odczytała punkt za punktem.

— Dobrze, że czytać jeszcze potrafisz — dogryzł jej, przysiadając z powrotem za swoim biurkiem. Kiedy posłała mu wymowne spojrzenie znad trzymanej w dłoni kartki, wyszczerzył się w jednym ze swoich popisowych uśmiechów. — Jak nie będziesz dawać rady, to przecież ci pomogę, Tośka. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale obydwie rozmowy prowadzimy razem — dodał jeszcze beztrosko.

Wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze, nim na jej ustach zatańczył delikatny uśmiech.

— Przez moment o tym zapomniałam — przyznała już nieco bardziej żywym głosem. — Dzięki.

— Nie ma za co, żółtodziobie. — Niemal niezauważalnie wzruszył ramionami.

Węcińska przewróciła oczami, gdy tylko usłyszała przezwisko.

— Tak długo nie użyłeś „żółtodzioba" i już myślałam, że się zmieniłeś — sarknęła jedynie, co skwitował cichym śmiechem oraz przeczącym ruchem głowy.

— Ludzie się nie zmieniają. To tylko my zmieniamy sposób, w jaki na nich patrzymy.

W szoku aż uchyliła usta. Przeskanowała uważnym spojrzeniem całą jego twarz — od rozciągniętych w nieznacznym uśmiechu ust, przez pokryte delikatnym zarostem policzki, lekko przygarbiony nos, aż do ciemnobrązowych oczu, które również od dłuższej chwili miał utkwione w niej.

— Nie wiedziałam, że jesteś w stanie powiedzieć coś tak mądrego — bąknęła rozbrajająco szczerze po długiej ciszy, co ponownie skłoniło go do parsknięcia niehamowanym śmiechem.

— Czasem mi się zdarzy — skwitował, biorąc w dłoń teczkę akt. Wyjął z niej wprawdzie tylko protokoły oględzin miejsca zdarzenia, rzeczy i zwłok wraz ze zdjęciami, ale wciąż był to materiał, któremu należało się dokładnie przyjrzeć. — Za jakieś dwa, może trzy tygodnie, powinny przyjść ekspertyzy odnośnie materiału biologicznego na nożu i swetrze, który tam znaleźliśmy. Sekcja zwłok jeżeli nie dzisiaj, to pewnie pojawi się jutro — poinformował partnerkę, przy okazji zgrabnie zmieniając temat z jego wcześniejszych słów na coś bardziej zbliżonego do śledztwa.

Czerwony sweterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz