22. Dyżurny KPP

138 15 110
                                    

Spokój i cisza... Tosia aż za dobrze znała to uczucie pozornego porządku. Przeważnie zwiastowało niemałe kłopoty, dlatego i tym razem wietrzyła jakiś problem w powietrzu. Nie musiała się zresztą za bardzo starać — ciężką atmosferę czuć było na kilometry. Jedynie jej źródło wciąż pozostawało ukryte.

I dopóki Sebastian nie został wezwany przez naczelnika, Węcińska nie mogła dojść do tego źródła. Potem poszło już bardzo łatwo, w końcu do naczelnika nie chodziło się z byle czym. Teraz, kiedy jej partner na powrót zawitał do pokoju, Tosia nie mogła długo utrzymać języka za zębami. Niemal od razu po wejściu zasypała aspiranta gradem pytań, które przez ostatnie dwadzieścia minut zdążyły napiętrzyć się w jej głowie.

Tę burzę przerwał dopiero kpiący śmiech Sebastiana połączony ze spojrzeniem w którym delikatnie, ale wciąż zauważalnie odznaczyło się politowanie.

— Skąd wiesz, że to była wizyta dotycząca śledztwa? — Uniósł nieco rozbawiony brwi. — Może miał coś do powiedzenia odnośnie moich służbowych spraw. Takie rzeczy pozostają między mną a nim... — dodał.

Węcińska westchnęła zrezygnowana, niechętnie powracając do wcześniej wykonywanej pracy. Jej służbowy partner w tym samym czasie domknął za sobą drzwi, przysiadł za biurkiem i z niekrytym rozbawieniem ponownie spojrzał na policjantkę. Cały jej rezon gdzieś uleciał, a bursztynowe oczy straciły blask, kiedy tak beznamiętnie śledziła tekst na ekranie laptopa.

— Chodzi o Agatę.

Zadziałało dokładnie tak, jak się spodziewał, bo Tośka momentalnie podniosła głowę.

— Co?

— Psie gówno...

Tym razem to ona obdarzyła go pełnym litości i namacalnej wręcz wzgardy spojrzeniem.

— Jesteś żałosny — skwitowała wyniośle. — Tak na dobrą sprawę, to nie spotkałam się w tej formacji z bardziej żałosnym policjantem od ciebie — dodała dla wzmocnienia poprzedniej wypowiedzi.

— Wychodzę poza ramy klasycznego policjanta. — Wzruszył nonszalancko ramionami. — Dobra, przejdę do rzeczy, bo nie mam dla ciebie całego dnia.

Tosia miała wielką ochotę odparować mu jakimś ciętym tekstem, ale stwierdziła, że wyższym dobrem i lepszym wyborem będzie wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia. Czego się nie robiło dla dobra sprawy?

— Górska wyspowiadała się dzisiaj rano w prokuraturze, że nasza Agatka podszywała się pod policjantkę, nakłaniała ją do składnia zeznań i groziła użyciem środków przymusu w wypadku, gdyby Olka zdecydowała się powiedzieć o całej akcji komuś więcej. Jednym słowem sprawa w sądzie gotowa — wyjaśnił pokrótce.

Węcińską dosłownie wbiło w ziemię. Nie mogła uwierzyć, że ta ledwie siedemnastoletnia dziewczyna posunęła się do tak idiotycznego kroku. Tosia poczuła się zwyczajnie głupio, kiedy przypomniała sobie, jak łatwo uwierzyła nastolatce na przesłuchaniu, na którym, jak się właśnie okazało, kłamała im w żywe oczy. Jakby jeszcze tego było mało, miała nawet czelność grozić świadkom.

Pokręciła w niedowierzaniu głową.

— Niemożliwe — mruknęła wreszcie, bardziej do siebie niż do służbowego partnera.

Brodzki parsknął pod nosem cichym, ironicznym śmiechem.

— Też tak kiedyś mówiłem. Ale robota uczy człowieka, że nic nie jest niemożliwe. Trochę ujma na honorze, że siedemnastolatka zrobiła nas w chuja...

Ostatnie zdanie sprawiło, że tym razem to Węcińska się roześmiała.

— Trochę to za mało powiedziane — stwierdziła. — Co teraz zrobimy? — Podniosła na niego pytający wzrok.

Czerwony sweterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz