25. „Zdarza się najlepszym"

139 16 75
                                    

Zrobiło się ciemno, w dodatku zaczęło grzmieć, a jakby jeszcze tego było mało, żołądek Tosi wraz z całą swoją zawartością podchodził już do gardła od nieustannego patrzenia na zmasakrowane zwłoki siedemnastoletniej dziewczyny. Musiała jednak wytrzymać i dzielnie dokumentować, mimo że zapach absolutnie nie pomagał w obecnej sytuacji i nawet prokurator był zauważalnie zniesmaczony.

Zaskoczenia, jakie odmalowało się na twarzy Grabskiego tuż po ujrzeniu zwłok, nie widziała u niego jeszcze nigdy. A kiedy stwierdził, że dwa zabójstwa to zdecydowanie za dużo jak na dwa i pół miesiąca, naprawdę poważnie się przeraziła. Niemal wyzionęła ducha, gdy chwilę później zwrócił się do niej z jakimś niewiele znaczącym pytaniem. Obawa przed ewentualnym zganieniem za niedopełnienie obowiązków obudziła w niej dawno nieodczuwane emocje, jak skrajny niepokój czy nawet paniczny strach. Na szczęście Juliusz Grabski nie miał do niej żadnych pretensji. Zresztą nawet, gdyby je miał, nie powiedziałby jej o tym bezpośrednio.

Wszystkie skargi przeważnie były kierowane do komendanta, a policjantów jej pokroju prokuratorzy zazwyczaj mierzyli jedynie pogardliwym spojrzeniem. Łańcuch, który pokonywała taka skarga, był stosunkowo długi. Im niżej się schodziło, tym więcej bluzgów padało. Prokurator zgłaszał coś, co mu się nie spodobało, do komendanta, komendant ganił naczelnika wydziału, a naczelnik już bezpośrednio policjanta, który zawinił. Zdarzyło jej się na samym początku zrobić niekoniecznie dobrą rzecz, przez co bardzo szybko poznała cały scenariusz. W jej wypadku na szczęście obyło się bez prokuratora, a skarga wyszła od komendanta. Niczego to nie zmieniło. Była pewna, że Sebastian kląłby jak szewc tak czy siak. Naczelnik wtedy zaserwował reprymendę też jemu, co przełożyło się na napiętą atmosferę między służbowymi partnerami przez kilka następnych dni.

— Tośka.

Podniosła głowę na dźwięk swojego imienia wypowiedzianego tonem, od którego po plecach mimowolnie biegły ciarki. Sebastian miał wyjątkowo nietęgą minę i co gorsza sprawa dotyczyła chyba też jej.

— No?

— Gdzie kwity z poniedziałkowego przesłuchania?

Przez chwilę próbowała odtworzyć w pamięci przebieg całej służby tamtego dnia, ze szczególnym naciskiem na przesłuchanie. Pobladła nieco, gdy zdała sobie sprawę, że tak naprawdę niewiele pamiętała. Nie mogła tego powiedzieć koledze, bo dobrze wiedziała, jak się to dla niej skończy.

— Przynosiliśmy je przecież do pokoju — mruknęła ostrożnie, wzrokiem badając jego reakcję.

Oparł się o ścianę z założonymi rękami i wciąż nie spuszczał z niej lodowatego spojrzenia. Niedobrze.

— No, i co dalej? — drążył uparcie.

— Nie pamiętam — poddała się, posyłając mu przepraszające spojrzenie.

Sapnął ciężko, przeszedł do szafy pancernej, otworzył oba skrzydła drzwi i zaczął w tempie błyskawicy przeszukiwać złożone tam dokumenty.

— Mówiłem ci, kurwa, żebyś pilnowała ich jak oka w głowie — burczał przy tym na tyle głośno, żeby bez problemu mogła go usłyszeć. — Drugi raz gubisz najważniejsze zasrane druki procesowe i jak tak dalej pójdzie, to Darek urwie głowę najpierw mnie, a potem tobie. — Obejrzał się na nią przez ramię. — Sprawdź u siebie na biurku, później poszukaj u mnie. Musimy to, kurwa, znaleźć, bo nie wyjdziemy dzisiaj z roboty.

Był zły. Nie odważyła się nawet odezwać, jedynie posłusznie rozpoczęła poszukiwania dokumentów z odpowiednią datą. Na własnym biurku ich nie znalazła, toteż błyskawicznie przeszła do stanowiska służbowego partnera. Tam również ich nie było. Tosi chciało się płakać, ale nie zamierzała tak łatwo ulegać emocjom. Na pewno nie w towarzystwie Sebastiana, który bardzo szybko znalazłby kolejny przytyk, jakim mógłby działać jej na nerwy. Obejrzała się przestraszona na aspiranta, który wciąż przetrząsał szafę pancerną.

Czerwony sweterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz