Nowy Jork miał być nowym początkiem dla nas wszystkich. Wiązałam z tym wyjazdem ogromne nadzieje i szczerze wierzyłam, że tu, z dala od tamtego życia, może być już tylko lepiej.
Na Sycylii sprawy wciąż były niewyjaśnione: Filippo dołączał do klubu słynnych mafijnych bossów ukrywających się latami, Casper z kolegami nie ustawali w wysiłkach w efekcie czego tamtejsze więzienia zyskiwały coraz to nowych lokatorów, Amaya nie wychylała nosa z Paryża, a o Caterinie słuch zaginął. Nie byłam pewna czy to dobrze czy źle.
Francesco w jakimś stopniu dotrzymał swojej obietnicy o wycofaniu i stał się kimś w rodzaju łącznika Nowego Jorku z Sycylią. Twierdził, że nie może tego od tak rzucić, że to tak nie działa i pod nieobecność ojca powinien chociaż trzymać rękę na pulsie, a ja już chyba nie chciałam wnikać w szczegóły. Powiedzmy, że był to jakiś kompromis. Zgniły jak jasna cholera, ale był. Aktualnie musiał mi wystarczyć. Inna sprawa, że, odsunięty od najważniejszych decyzji i pozbawiony swobody działania oraz wpływu Francesco bywał nie do wytrzymania. Jego porywczy charakter stosunkowo często brał górę i w efekcie kłóciliśmy się na potęgę. Do tego stopnia mnie to wszystko uwierało, że miewałam momenty zwątpienia. Ale takie po całości, nie tylko, jeśli chodziło o mój przyjazd tutaj, ale nawet w kwestii jego wycofywania się. Może on po prostu nie potrafił żyć inaczej i należało to zostawić w spokoju?
Na szczęście szybko mi przechodziło.
I tak sobie trwaliśmy, raz lepiej, raz gorzej, aż do pewnego czerwcowego popołudnia.
Antonia biegała po ogrodzie, a ja siedziałam na tarasie i napawałam się chwilą. Skończyła mi się woda, więc podniosłam się z leżaka i wolnym krokiem ruszyłam do kuchni. I mało nie wrzasnęłam kilka sekund później, bo w kuchni stał Francesco. Nie miałam pojęcia, że już wrócił, nie słyszałam, kiedy wszedł do domu.
- Wracam na Sycylię - oznajmił ni z tego, ni z owego
Powiedzieć, że mnie zaskoczył to nic nie powiedzieć.
- Jak to "na Sycylię"...?! Obiecałeś, że się wycofasz, nie zrobiłeś tego tak do końca, a teraz tak po prostu informujesz mnie, że wracasz na Sycylię? - każde słowo wypowiadałam coraz głośniej
- Daniela - westchnął - Muszę.
- Niby dlaczego? Podaj mi choć jeden sensowny powód!
- Proszę bardzo: mój ojciec nie żyje.
Muszę przyznać, że tego się zupełnie nie spodziewałam.
- Ja... - o, kurczę - Przykro mi - chciałam do niego podejść, ale coś w jego postawie, zachowaniu mnie powstrzymywało - Jadę z Tobą.
- Nie - pokręcił głową - Jadę sam.
- Ale...
- Nie ma "ale", Daniela! - podniósł głos i uderzył pięścią w blat kuchennej wyspy - Ojciec nie żyje. Zastrzelili go w drodze na spotkanie. Nie wiem co tam się dzieje.
Niby był zdenerwowany, ale oczy błyszczały mu w niezdrowym podnieceniu. Chwilę zajęło mi połączenie faktów.
- Ooo nie - powiedziałam - Nie wrócisz do tego. Nie ma mowy. Nie zgadzam się! - rzucił mi nieco zaskoczone spojrzenie, ale nie zdołał powstrzymać uśmiechu, który błąkał mu się po wargach - Francesco... Nie zgadzam się, słyszysz?
- Ale na co?
- Ty chcesz wrócić...
- Muszę. Muszę sprawdzić co tam się dzieje, pomóc matce...
Teraz to ja pokręciłam głową.
- Gdyby tylko o to chodziło... Ty chcesz wrócić do nich. I ostrzegam: nawet o tym nie myśl.
- O czym?
- O Sycylii. O powrocie. O interesach Twojego ojca - zamilkłam na chwilę - Będą walczyć, prawda? Będą chcieli zająć jego miejsca. Zyskać więcej władzy. Pieniędzy. Nie wdawaj się w to.
- Daj spokój.
- Proszę.
Cisza, która między nami zapadła była aż nadto wymowna. Wiedziałam. Wiedziałam, że nie posłucha. Że właśnie w tym momencie nadzieję na życie z dala od tego wszystkiego trafił szlag. Po raz kolejny stanął przed wyborem i... po raz kolejny wybrał dokładnie tak samo. Po raz kolejny... Po raz kolejny przegrałam.
Dlaczego wciąż mnie to bolało? Było jak stara, ale wiecznie jątrząca się rana.
- Kiedy lecisz? - zapytałam. Odpowiedzi towarzyszyło lekkie wzruszenie ramion.
- Jak najszybciej.
- Uważaj na siebie.
- Zawsze - uśmiechnął się
---
Jego wyjazdowi towarzyszył dziwny niepokój. Od czasu do czasu latał na Sycylię na parę dni, ale to były dość rzadkie wypady i jakoś nie wzbudzały mojej nieufności. Teraz było inaczej. Być może dlatego, że nie wiedziałam ile tak naprawdę potrwa jego pobyt we Włoszech i co z niego wyniknie. Do tego dochodził zwyczajny strach. Skoro ktoś zabił Filippo, co stało na przeszkodzie, żeby spróbował też pozbyć się jego syna? Zwłaszcza jak ten nawet nie każe się szukać tylko zwyczajnie sam pojawi na miejscu. Najbardziej chyba jednak bałam się tego, że Francesco postanowi zastąpić swojego ojca. To właśnie to jawiło mi się jako realne zagrożenie. Jednocześnie wiedziałam, że kolejny raz już nie zdołam mu wybaczyć. Jeśli zostanie na Sycylii, zniszczy nas do samego końca.
Byłam tego wszystkiego bardzo świadoma. Ale zupełnie nie byłam przygotowana na to, co tak naprawdę miało się wydarzyć.
To oczywiste, że od wyjazdu Francesco znowu śledziłam doniesienia z Sycylii. Sporo mówiono o śmierci Filippo. Dziennikarze zastanawiali się czy to początek wojny klanów. Choć za oceanem, odnosiłam wrażenie, że wszyscy siedzą jak na szpilkach. Albo tykającek bombie. To drugie porównanie było zresztą dość adekwatne do sytuacji. Nie miałam wtedy pojęcia nawet jak bardzo.
To był czwartek. Świeciło słońce. Chyba potrafiłabym podać każdy cholerny szczegół tego dnia. Opisać go w każdy pieprzony sposób. Wstałam, zrobiłam Tośce śniadanie, sobie kawę i siadłam przed laptopem, żeby prześledzić ostatnie doniesienia z Italii. Włączyłam "wczorajsze" wieczorne wiadomości i... zamarłam. Świat się zatrzymał. Cały. A mój własny runął niczym domek z kart. Poczułam narastającą panikę, oddech przyspieszył, a powietrza jakby nie było.
- Mamusiu? - pisnęła Antonia - Mamusiu...
Obraz się rozmazał, zrobiło mi się gorąco, a żołądek ścisnął w niesamowitym bólu. Powietrza. Brakowało mi powietrza! W głowie zakręciło się tak mocno, że, nawet nie wiem kiedy, znalazłam się na podłodze.
W wybuchu jachtu niedaleko Palermo prawdopodobnie zginęły dwie osoby. Źródła donoszą, że jedna z nich to Francesco di Rossi, syn Filippo di Rossiego, biznesmena, podejrzewanego o kontakty ze światem przestępczym, który niedawno został zastrzelony na przedmieściach stolicy Sycylii. Drugą ma być jeden z członków załogi. Miejscowi obawiają się, że to dopiero początek kolejnej wojny klanów na wyspie. Francesco di Rossi przyleciał by wziąć udział w uroczystościach pogrzebowych, oficjalnie nic nie wiadomo na temat jego powiązań z przestępczością zorganizowaną. Na razie nie wiadomo także co spowodowało eksplozję na jachcie. Policja póki co nie łączy tego zdarzenia z zabójstwem Filippo di Rossiego - niosło się z laptopa po całej kuchni
CZYTASZ
On. On. I ja. #3 (Zakończone, będzie korekta)
RomanceNowy Jork. Nowy rozdział. Nowa ja. Nowy on. Przeszłość została za nami, teraźniejszość powoli układaliśmy, przed nami była już tylko przyszłość. Miało być pięknie, a wyszło... jak zwykle.