Świadomość powoli mi wracała. Co ja znowu najlepszego narobiłam? Stwierdzenie, że dałam się porwać chwili zdecydowanie nie oddawało rzeczywistości. Nie chciałam znowu wywracać swojego życia do góry nogami. Nie dla niego. Już nie. James także na to nie zasłużył... Przetarłam oczy. Na odsłoniętej nodze poczułam powiew powietrza. Odwróciłam się w stronę, z której dochodziło. Nie chciałam o tym myśleć. Po prostu nie.
Drzwi na mały taras były otwarte. Beżowa zasłona lekko powiewała to wciągana, to wypychana przez podmuchy. Uniosłam się na łokciach. Francesco stał tyłem do mnie, oparty o barierkę. Jego pistolet leżał na nocnej szafce. W tym momencie przez chwilę faktycznie mogłam wszystko. Strzelić do niego. Zabrać broń i po prostu stąd zwiać. Pewnie powinnam wybrać właśnie któreś z tych rozwiązań. Oczywiście, że wybrałam inne. Wrzuciłam na siebie hotelowy szlafrok, wyszłam na zewnątrz i stanęłam obok niego. Oparłam się o barierkę plecami. Nie spojrzał nawet w moją stronę, choć przecież musiał wiedzieć, że tam stoję. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu palił papierosa. Z wrażenia zapomniałam o czym tak naprawdę chciałam rozmawiać.- Ty palisz?! - zapytałam głupio, zanim zdążyłam w ogóle pomyśleć
Po jego twarzy przemknął lekki uśmiech.
- Coś musiałem robić, żeby nie zwariować.
- A pomyślałeś może, że w to miejsce zwariuje ktoś inny?
Przez chwilę trwaliśmy bez ruchu i w ciszy. Gdzieś na ulicy zatrąbił samochód.
- Daniela... - podjął na powrót Francesco - co Ty tu robisz?
- Podobno rozmawiałeś z Amayą. Chcesz sprawdzić czy nasze wersje się pokrywają?
Uśmiechnął się wciąż patrząc w przestrzeń.
- Ja też odpowiem na Twoje pytania.
- Powiesz to, co będziesz chciał powiedzieć. Jak zawsze.
Westchnął.
- Jeszcze raz. Co tu robisz?
- Nie uwierzysz - prychnęłam
- Sprawdź mnie.
- Proszę bardzo. Pomagam Caterinie.
Tym razem już roześmiał się głośno.
- Nie uwierzyłbym, masz rację. Ale to ma jakiś chory sens.
- Na Twoim miejscu nie szafowałabym słowem "chory", bo zabraknie Ci go, kiedy będziesz mówił o sobie.
- Dobrze. Zatem do brzegu. Jakim cudem znalazłaś się tu, żeby pomóc Caterinie?
Wzruszyłam ramionami.
- Powiedzmy, że mogłam przy okazji załatwić swoje interesy.
- Swoje interesy... - w końcu na mnie spojrzał z lekko uniesionymi brwiami - Z kim? Z którymś z braci? Miałaś z nimi cos wspólnego już wcześniej?
- Chyba oszalałeś. Zresztą na pewno. Kto normalny finguje własną śmierć? I po co? - chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa - Nie, nie miałam. Usłyszałam o nich od Cateriny. Podobnie jak o Twoim ojcu, o Tobie, o jej ojcu... A teraz sam się zastanów, co mogłam pomyśleć. Kto jest następny w kolejce.
Nie potrzebował wiele czasu.
- Tonia.
- Właśnie. Caterina i jej syn za Tonię. Tak to nazwijmy. Podpisałabym nawet pakt z diabłem, gdyby trzeba było. A Ciebie powinnam tam właśnie wysłać. Do diabła. Tu i teraz. Za wszystko, co nam zrobiłeś.
CZYTASZ
On. On. I ja. #3 (Zakończone, będzie korekta)
RomanceNowy Jork. Nowy rozdział. Nowa ja. Nowy on. Przeszłość została za nami, teraźniejszość powoli układaliśmy, przed nami była już tylko przyszłość. Miało być pięknie, a wyszło... jak zwykle.