10.

825 36 1
                                    

- Daniela. Jesteś chyba ostatnią osobą, której się tu spodziewałam. I to z kim? Z Cateriną! - prychnęła pogardliwie postać... znajomym głosem

- Amaya? - aż opuściłam broń ze zdziwienia - A... A co Ty tu robisz?

Postać machnęła niecierpliwie pistoletem.

- To ja tu zadaję pytania!

- Amaya, daj spokój, przecież wiem, że to Ty. Porozmawiajmy normalnie, co? - chyba nie zbzikowała w międzyczasie?

Postać wyłoniła się z nieco ciemnego przedpokoju i zdjęła kaptur. Faktycznie osobą, która mnie odwiedziła w nieco nietypowy sposób była Amaya di Rossi. Siostra Francesco.

- Zapytam jeszcze raz. Skąd się tu wzięłaś, Daniela, i co to za konszachty z Cateriną? Mało Ci?! Moja rodzina nie jest święta, dobrze o tym wiesz, ale wiesz też, że swoje wycierpieliśmy. Ty zresztą także. Więc... Dlaczego?!!

Wstałam, otworzyłam barek i wyjęłam co mocniejsze trunki zupełnie nie przejmując się, że Amaya wodzi za mną lufą pistoletu.

- Napij się - zaproponowałam lekko wzruszając ramionami - To będzie długa historia.

A potem opowiedziałam jej wszystko. Jak wyglądało życie z Francesco za oceanem. Jak bardzo samotna się czułam. Jak nasze kłótnie potęgowały we mnie kolejne wątpliwości. Jak widziałam, że jemu tego brakuje. Poza tym, co tu dużo kryć - skorzystał z pierwszej lepszej okazji.
Jak bardzo chciałam się odciąć. Od nich, od innych, od świata. Zapomnieć. I nie czuć. Nie czuć, bo choć momentami nie było różowo, to jednak moje serce bez dwóch zdań należało do niego. I tyle. Może to było złe? Może niewłaściwe? Może niewłaściwie ukowałam uczucia albo, jak mówił on, urodziłam się nie tam, gdzie trzeba, ale fakty wciąż były po prostu faktami. Kochałam go jak nikogo innego na świecie i tylko nasza córka pozwoliła mi jakoś to przetrwać. Opowiedziałam jej też o swojej próbie samobójczej. Kiedy najpierw połknęłam milion tabletek, popijając je alkoholem, a potem, w jakiejś mailignie, przypominając sobie o Tosi, sama zadzwoniłam na pogotowie. To wtedy trafiłam do szpitala. Najpierw zwykłego, gdzie zafundowano mi OIOM i płukanie żołądka, a potem do psychiatrycznego. Decyzje Francesco i jego śmierć były koszmarem. Koszmarem, który wciąż jeszcze czasami powracał. Najczęściej wtedy, kiedy wydawało mi się, że w końcu się obudziłam.

- O, Boże... Nie wiedziałam - wyjąkała teraz jego siostra, siedząc ze mną w pokój hotelowym i wypijając kolejne mini flaszki

- Bo nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział. Musiałam się otrząsnąć, dla Antonii, ale musiałam to zrobić po swojemu. Nigdy, Amaya, do samego pieprzonego końca, nigdy nie wybrał mnie. Zawsze byli oni - westchnęłam głęboko. Trochę nad sytuacją, a trochę nad samą sobą. A konkretnie własną głupotą - Na początku naprawę wierzyłam, że mamy szansę. Że on chce spróbować żyć inaczej. Wystarczyła jedna okazja, żeby rzucił wszystko - podsumowałam gorzko

- Cholera - Amaya wzięła łyk jakiejś whisky - A Caterina? Co ona tu robi?

- Szantażuje mnie - rany, to było gorzej, niż skomplikowane - Nie wiem ile w tym prawdy, ale podobno wtedy z Sycylii uciekła do Hiszpanii. Jej ojciec miał kontakty braćmi Ferro.

- A to szuja!!!! Francesco miał rację już wtedy!

- Być może. W każdym bądź razie, tam siedziała aż do tej pory. W międzyczasie zaszła w ciążę.

- Co?!

Wzruszyłam ramionami.

- Mówi, że ma dziecko. Syna. Z Antonio Ferro. I właśnie o to rozbija się cała sprawa. Zadzwoniła do mnie mówiąc, że potrzebuje mojej pomocy, a w zamian za nią powie mi jak było i dlaczego oraz na czyje zlecenie zginął Francesco. Uznałam, że muszę to wiedzieć. Jest Antonia i tak dalej. Jeśli mam ją chronić, dobrze byłoby orientować się w sytuacji. Niczego jej nie obiecywałam, ale powiedziałam, że przyjadę.

On. On. I ja. #3 (Zakończone, będzie korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz