23.

675 26 2
                                    

W zasadzie nie pamiętałam ani drogi do hotelu, ani tego, jak znalazłam się w pokoju, ani jak się położyłam spać. To wszystko musiało się jednak wydarzyć, bo kiedy otworzyłam oczy bez wątpienia leżałam w hotelowym łóżku. Pokój wyglądał zwyczajnie. Duże łóżko w zasadzie na samym środku, telewizor, pod nim mały stolik z czajnikiem i filiżankami, krzesło. Na stoliku nocnym leżała moja torebka. Zajrzałam do niej i, ku własnemu zdziwieniu, znalazłam swój telefon komórkowy. Nim zdołałam zastanowić się co to wszystko ma znaczyć, przedmiot zawibrowal mi w ręce. "JAMES" pojawiło się na ekranie. Cholera! Zmarszczyłam brwi. Chyba powinnam poukładać sobie parę rzeczy zanim z nim porozmawiam.
...ale w zasadzie jakich? Nie pamiętałam niczego z drogi tutaj, za to pamiętałam, że w hali, w której mnie trzymano był... Francesco. Francesco, który od 6 lat przecież nie żył! No niemożliwe! Musieli mi podać jakieś narkotyki. Nie miałam pojęcia jak i kiedy, ale to by wiele wyjaśniało. Może chcieli wydobyć ze mnie jakieś informacje? Na przykład o Caterinie? Albo źle zareagowałam na jakąś substancję i dlatego film mi się urwał? Dziura w pamięci nieco mnie irytowała, ale byłam w stanie zrozumieć przyczyny, dla których powstała. A skoro zostawili mi telefon, to chyba mogłam odebrać? ...w zasadzie dlaczego miałabym nie móc?!

- Cześć, James - starałam się brzmieć tak normalnie jak tylko potrafiłam w tej dziwnej sytuacji
- Cześć, kochanie - jego ciepły, kojący głos z miejsca przeniósł mnie w zupełnie inny świat. Bezpieczny. Poukładany. Nudny - podsunął idiotyczny chochlik w mojej głowie - Jak Twoje sprawy?
- Wszystko... eee... - zagmatwało się jeszcze bardziej - w porządku. Myślę, że niedługo wrócę - sama się skrzywiłam słysząc, jakie bzdury mówię
- Cieszę się. Bardzo już za Wami tęsknię. Kupiłem Antoni... - i tutaj się wyłączyłam. Nie umiałam tak po prostu rozmawiać z Jamesem o normalnym życiu będąc w takim położeniu - Daniela, słuchasz mnie?
- James? James? Coś przerywa - posłużyłam się wymówka tak starą, jak telefon - Coraz gorzej Cię słyszę. Zadzwonię później. Wszystko gra, do zobaczenia niedługo! Paaaa!

Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i ukryłam na chwilę twarz w dłoniach. Dosłownie na chwilę. W kolejnej już bowiem uznałam, że dobrze zrobi mi prysznic. Poszłam do łazienki, odkręciłam wodę i spędziłam trochę czasu pozwalając jej po prostu płynąć i obmywać moje ciało od czubka głowy aż do stóp. Czułam się dobrze. Fizycznie. Bo psychicznie zdecydowanie nie. Ale przyczyny tego samopoczucia znałam doskonale. Najwyraźniej sam narkotyk, jaki mi prawdopodobnie podali, nie spowodował u mnie żadnych specjalnych skutków ubocznych. Może poza tym, że widziałam zmarłego. Francesco. Samo wspomnienie tej dziwacznej sytuacji sprawiło, że zakręciłam wodę, wyskoczyłam spod prysznica, ubrałam się i postanowiłam spróbować stąd wyjść. Kartę do pokoju znalazłam przy drzwiach, wetkniętą w odpowiednie miejsce tak, żeby wszystko działało. Wyjęłam ją i otworzyłam drzwi. Nic sie nie wydarzyło. Rozejrzałam się w obie strony. Korytarz był pusty. Ruszyłam w jednym kierunku w poszukiwaniu schodów albo windy. Wszystko wyglądało aż do bólu normalnie. Gdybym nie była pewna, że przeżyłam to, co przeżyłam uznałabym, że wszystko mi się śniło. Na rękach wciąż miałam jednak ślady po sznurze. Zaraz! Przecież była ze mną Amaya! Może ona coś wie...? Wybrałam jej imię ze spisu w telefonie, ale nie odebrała. Cholera. No nic. Znalazłam w końcu windę i postanowiłam zjechać na parter. Właściwie, skoro już się tu znalazłam, mogłabym coś zjeść. I napić się kawy. Może rozjaśni mi w głowie. Skoro czuję się dobrze, to nie powinno mi przecież  nic zaszkodzić. Hotelowy hol także wyglądał całkowicie normalnie. Ot, recepcja, ludzie oczekujący na meldunek, a także ci, którzy właśnie kończyli swój pobyt tutaj, przemykający pomiędzy nimi boye hotelowi z walizkami. Rozejrzałam się uważnie, ale nic nie zwróciło mojej uwagi. Nigdzie nie było także widać znanych mi Rosjan. Ani Amayi. Ponownie wybrałam jej numer i ponownie rezultat był dokładnie taki sam. Nie odebrała. Rozejrzałam się więc jeszcze raz. Tym razem w poszukiwaniu hotelowej restauracji. Napisy upewniły mnie, że wciąż przebywam na terenie Hiszpanii. Znalazłam ten prowadzący we właściwie miejsce i chwilę później nakładałam sobie śniadanie. Kilka kolejnych kęsów i łyków kawy później uznałam, że nic tu się za nic kupy nie trzyma. Co ja właściwie robię w tym hotelu? Nikt mnie tu nie pilnuje? Po co w takim razie była cała ta akcja z halą? Wypytywanie o Caterinę? Naprawdę, gdyby nie ślady na nadgarstkach przestałabym wierzyć samej sobie! Zaraz... a może faktycznie ktoś mi coś podał, ale te ślady i wiązanie to... No... wydarzyły się w zupełnie innej sytuacji? Jasny gwint! Nie pamiętałabym?! Tak działają te całe pigułki gwałtu? Czy ja się przypadkiem nie powinnam gdzieś zgłosić? Do szpitala? Na policję? Zachciało mi się śmiać na myśl, co właściwie miałabym im opowiedzieć. Prawda brzmiała tak niewiarygodnie, że nikt normalny by mnie nie wziął na poważnie. A jeśli jednak to chyba tylko w kontekście wizyty u psychiatry.  Wypiłam jeszcze jedną kawę i uznałam, że jakoś muszę się dowiedzieć co się wydarzyło naprawdę, a co jest wynikiem moich halucynacji. Najlepszy pomysłem wydał mi się powrót w okolice willi braci Ferro. Jeśli stoi cała i w nienaruszonym stanie, oznacza to, że ostro poniósł mnie melanż, a Manuel ma dostęp do grubych piguł. Jeśli jednak w willi są widoczne ślady walki, narkotyk w jakimś celu podali mi dopiero Rosjanie. Dziarskim krokiem ruszyłam w kierunku hotelowego wyjścia.

- Señora - zastopował mnie stojący nieopodal concierge - Bardzo mi przykro, ale nie może pani wyjść.

Osłupiałam.

- Słucham? Jak to nie mogę wyjść?

- Pan Ivanow byłby bardzo niezadowolony. Jest pani jego gościem, a moim obowiązkiem jest dopilnować, żeby...

- Pan Ivanow? - jaki znowu Ivanow??!!!

- Proszę zawrócić. Może pani korzystać ze wszystkich udogodnień tu, na miejscu. Jeśli sobie pani życzy dokonać jakichś zakupów, proszę przekazać mi listę. Na dole mamy także mały hotelowy butik, zachęcam do odwiedzenia.

Już miałam spełnić życzenie mężczyzny i rzeczywiście zawrócić, głównie po to, żeby przemyśleć temat jeszcze raz, bo znienacka pojawiły mi się nowe wątki, ale nagle coś ni wpadło do głowy.

- Dziękuję. Mam jeszcze jedno pytanie. Był pan tu może kiedy przyjechałam?

- Tak, jak najbardziej.

- Czy... czy ja zachowywałam się normalnie?

Teraz concierge nieco osłupiał.

- Co ma pani na myśli?

- Nic szczególnego. Po prostu nienajlepiej się czułam i nie jestem pewna czy nie narobiłam niepotrzebnego zamieszania - oznajmiłam i z uwagą przypatrywałam się wyrazowi jego twarzy. Był zaskoczony, ale nie wydawało mi się, żeby kłamał, kiedy mówił, że wszystko było jak najbardziej w porządku. Weszłam, razem z moimi towarzyszami, uprzejmie się ukłoniłam i udałam prosto do swojego pokoju.

Tego samego, do którego udałam się i teraz. Miałam wrażenie, że kompletnie straciłam kontrolę nad własnym życiem. Coś się działo wokół mnie, a ja nie miałam pojęcia co. I wtedy, niczym deus ex machina, w postaci dzwoniącego telefonu, objawiła się Amaya.

- Ciao, Dani! Wszystko w porządku?
- Cześć. Nie. Nic nie jest w porządku! Amaya, co tu się dzieje? Też jesteś w hotelu?
- Jestem. Rozmawiałam już z Francesco...

Francesco?! Cholera! A więc to była prawda! On żyje! Mój umysł zaczął pracować na wyższych obrotach. Niczego mi nie podali. Dlatego czułam się normalnie. To moja własna głowa wyłączyła mi pamięć i wyparła ostatnie wydarzenia. Szok, który przeżyłam na widok żywego Francesca był najwyraźniej większy, niż przypuszczałam. Ja go zabiję!!!!! Tym razem naprawdę!!!!

-...czekaj na niego. Ja... muszę się czymś teraz zająć. Odezwę się okej? Albo nie, Ty daj znać, jak już porozmawiacie.

Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, kiedy w słuchawce rozbrzmiał sygnał zakończonego połączenia. Patrzyłam na leżący na dłoni telefon w nadziei, że może coś się jeszcze wydarzy i rzeczywistość stanie się jaśniejsza. No...nie. Należało stanąć z nią oko w oko. Francesco żył. Te wszystkie lata, uczucia, problemy, chwile dobre i złe, których z nim nie dzieliłam... Dlaczego to zrobił? Przecież mógł tak zwyczajnie odejść. Mogliśmy to normalnie zakończyć. Bez odbierania ojca Antonii, bez rujnowania mojej psychiki. Wróciłby tam, gdzie zawsze chciał być. Do mafii.

Ku własnemu zdziwieniu stwierdziłam jednak, że nie jest mi już ani smutno ani przykro. Byłam...wściekła. Chciałam zemsty. Chciałam, żeby cierpiał. Żeby czuł choć w połowie to, co czułam ja.

Kiedy jednak wieczorem stanął w drzwiach mojego pokoju... z tym swoim lekko kpiącym uśmiechem i pytaniem "Czy mogę wejść?"... oboje w jednej chwili po prostu rzuciliśmy się na siebie. Jakby próbując nadrobić te wszystkie lata. Jakby... jakby jutra miało nie być. Nasze języki plątały się jak w jakimś szalonym tańcu, ciała doskonale pamiętały siebie nawzajem, a wieczór i noc zdawały się być zbyt krótkie. Gdy zasypiałam, za oknem już światło.

On. On. I ja. #3 (Zakończone, będzie korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz