6.

957 31 2
                                    

- Puszczaj, bo będę krzyczeć!

Rzuciłam okiem dookoła: kilku biegaczy, rowerzysta, matki z dziećmi. Ktoś się powinien zainteresować. Znieczulica w społeczeństwie rosła, ale chyba nie była jeszcze aż tak rozwinięta. Paolo jednak za nic miał moje groźby. Wzmocnił uścisk i stanowczo pociągnął mnie za sobą.

- Nie zdążysz nawet ust otworzyć - powiedział - Sądzę, że rozumiesz co mam na myśli.

Rozumiałam. Mimo to jeszcze raz powiodłam wzrokiem dookoła. Ludzie najwyraźniej potraktowali nas jak kłócącą się parę i uznali, że nie ma sensu się wtrącać. Ostatecznie przecież nic takiego, poza kilkoma głośniej wypowiedzianymi zdaniami, się nie działo.

Wyście z parku było coraz bliżej.

- Dalej z Tobą nie pójdę!

- Pójdziesz, pójdziesz.

- Nie, Paolo, proszę - powoli zaczynałam wpadać w histerię. Paolo musiał to zauważyć, bo posadził mnie, bardzo dosłownie, na najbliższej ławce. Moja kość ogonowa zdecydowanie to odczuła.

- A teraz powiem Ci, jak będzie. Za chwilę wstaniesz i grzecznie pójdziesz ze mną do samochodu. Jeśli równie grzecznie odpowiesz na wszystkie moje pytania, nic Ci się nie stanie.

- Nie. Ma. Mowy.

- Sporo ryzykujesz.

- Tutaj nic mi nie zrobisz - nieco odzyskiwałam rezon. Paolo nie odważy się na żadne działania, które mogłyby zwrócić na nas uwagę innych osób. Park rzeczywiście okazał się dobrym wyborem.

- Znam Twój adres. Nazwisko. Córkę. Wystarczy czy wymieniać dalej?

- Z córką niedługo stąd zniknę. A telefon do Lucindy wciąż mam zapisany. Do Amayi też. I do Caspra. Myślę, że ten ostatni najbardziej by się ucieszył.

Paolo w milczeniu usiadł tuż obok mnie i odpalił papierosa.

- Wiedziałem. Od początku wiedziałem, że nie można Ci ufać. Francesco był durniem - oznajmił spokojnie, po chwili wypuszczając dym - I proszę jak skończył. To Ty pomogłaś Caterinie - bardziej stwierdził, niż zapytał. Mało z ławki nie spadłam.

- Co????!!!! Pojebało Cię? Mózg Ci się od tego palenia zlasował? - ja dopiero zamierzałam jej pomóc

- Co wiesz o Hiszpanii?

- Kraj taki - zirytowałam się - Całkiem spory, na Półwyspie Iberyjskim. Ze stolicą w Madrycie.

- Nie wkurwiaj mnie.

- Nic nie wiem o żadnej Hiszpanii. Francesco kiedyś wspomniał, że to ciekawy rynek i otwierają się nowe możliwości. Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że pomogłam Caterinie?! - nie żebym teraz zamierzała, no ale wtedy?! To była zupełnie inna sytuacja! - Ona próbowała mnie zabić! Czekaj... Wy wciąż jej szukacie?

- Nie - nie? Więc kto...? - Szukaliśmy, to prawda. Francesco się uparł. Policja deptała nam po piętach, ale on i tak parł do zemsty. Zamiast poczekać aż sprawy trochę przycichną... Wielkich bossów cechuje cierpliwość. On jej nigdy nie miał.

- Nie tylko do zemsty - pokręciłam głową - Ona twierdziła, że jest w ciąży. Z nim - dodałam na widok kompletnego niezrozumienia na twarzy Paolo. Niezrozumienia, które przeistoczyło w okrutny wybuch śmiechu, gdy tylko do Włocha dotarło co ja właśnie powiedziałam - Nie wiedziałeś?

- Nie - rechotał w najlepsze Paolo - Nie interesowało mnie jakoś specjalnie kogo puka. Ale teraz już rozumiem. Chyba faktycznie nie Ty jej pomogłaś - wykrztusił w końcu

On. On. I ja. #3 (Zakończone, będzie korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz