Gra na zwłokę w tej konkretnej sytuacji nabierała dziwacznie podwójnego znaczenia, ale tylko to przyszło mi do głowy. Nie wracałam już do tematu mojego ślubu z Jamesem, choć wciąż go planowałam. Powoli próbowałam także przygotowywać Tośkę do przeprowadzki. James coraz mocniej naciskał i dawał wyraz niezadowoleniu temu, że cały czas mieszkam z Franceskiem pod jednym dachem, czemu trudno było sie dziwić. A i ja miałam dość tej mocno oryginalnej sytuacji. Francesco ani myślał gdziekolwiek się wynosić. Kiedy próbowałam zasugerować mu, że nie jesteśmy już razem i w zasadzie to może wynająłby sobie coś innego, zwyczajnie mnie wyśmiał podkreślając, że tutaj jest przecież jego dom. Na dodatek Tosia go uwielbiała. Może dlatego, że mentalnie wcale nie był tak daleko od niej... Styl życia Francesca natomiast utrudniał mi po prostu wszystko. Noce z Jamesem nie wchodziły w grę, bo mojego eks w domu w nocy w zasadzie nie było. A nawet jeśli był nigdy nie wiedziałam o której wyjdzie czy też o której raczy się pojawić. Antonii samej zostawić nie mogłam. W efekcie obawiałam się także zaprosić swojego narzeczonego. Jak ognia unikałam sytuacji, w której obaj panowie mogliby się spotkać. Wyjątek stanowiła restauracja Jamesa, gdzie Francesco urządził sobie stałe miejsce spotkań. James zaciskał zęby, wyklinał na czym świat stoi w naszych prywatnych rozmowach, ale nie chciał sobie pozwolić na oficjalny zatarg z półświatkiem. W efekcie pośrednio zmuszony był tolerować taką, a nie inną rzeczywistość. Tego wieczoru wziął wolne, bo Antonia poszła na piżama party do koleżanki i wreszcie mieliśmy trochę czasu tylko dla siebie. Wystroiłam się jak marchewka na święto grządek w tradycyjną małą czarną, wysokie szpilki i tak dalej. Zrobiłam mocniejszy makijaż, zakręciłam włosy i generalnie starałam się wyglądać jak milion dolarów. Niby nic takiego, a jednak chciałam.. chciałam się dla niego postarać. Przez te wszystkie wydarzenia czułam się trochę jak przed pierwszą randką. Wiedziałam też, że znowu poruszymy temat wspólnego mieszkania. I kompletnie nie wiedziałam, co odpowiem.
Jakiś czas później jednak siedziałam już w restauracji przy stoliku. W restauracji na szczycie jednego z drapaczy chmur, przy stoliku z widokiem na panoramę miasta. Popijając wino czekałam aż kelner przyniesie danie główne. Mężczyzna na przeciwko mnie przyglądał mi się z absolutnie nieskrywanym zachwytem. Z jego oczy biło jednak coś jeszcze. Kiedy patrzyłam w oczy Francesca widziałam siłę, pewność siebie, jakąś dozę szaleństwa, ale i wyrachowanie, cynizm, wieczną czujność. Z oczu Jamesa biła nie tylko miłość, ale też, a może przede wszystkim, szczerość. Coś, na co we wcześniejszym związku nigdy nie mogłam tak naprawdę do końca liczyć. James był mój. Cały i bez żadnych wątpliwości. Francesco nigdy. Wieczny chłopiec, wolny duch, Piotruś Pan... na usługach mafii. Nienawidził, gdy ktoś próbował nim rządzić, trzymał się wyłącznie własnych zasad i nie zważał na konsekwencje podejmowanych działań.- Wyglądasz przepięknie, więc z wielką przyjemnością na Ciebie patrzę, jak zawsze, ale dlaczego Ty mi się tak przyglądasz? - zapytał teraz James lekko się uśmiechając
Upiłam jeszcze łyk wina i już wiedziałam. Wiedziałam, co chcę zrobić. I teraz ja postanowiłam w jakimś stopniu nie oglądać się na konsekwencje.
- Wprowadzę się do Ciebie. Najszybciej jak to możliwe - mówiłam, a w głowie i przed oczami duszy widziałam nie tylko ten moment, ale i kolejne lata spędzone z Tosią u jego boku. Dla Francesca nie było tam miejsca - Popracuję jeszcze trochę nad Antonią, bo tatuś miesza jej w głowie, ale ostatecznie powinna dać się przekonać. Zawsze Cię lubiła.
- Przekupiłem ją lizakami - roześmiał się
- A więc postanowione! - uniosłam kieliszek w geście toastu. Kiedy brzęk szkła jeszcze dźwięczał w powietrzu, zastanawiałam się jak ja to zrobię w praktyce. Może wywiozę swoje rzeczy pod osłoną nocy, a Tośkę porwę? Na razie jednak nie chciałam o tym myśleć. Chciałam cieszyć się tą kolacją, Jamesem i wspólnym czasem.
CZYTASZ
On. On. I ja. #3 (Zakończone, będzie korekta)
RomanceNowy Jork. Nowy rozdział. Nowa ja. Nowy on. Przeszłość została za nami, teraźniejszość powoli układaliśmy, przed nami była już tylko przyszłość. Miało być pięknie, a wyszło... jak zwykle.