Jakimś cudem udało mi się to wszystko posklejać. Tośce powiedzieliśmy, że Francesco miał wypadek, on sam, zgodnie z przewidywaniami Ray'a, szybko dochodził do siebie, a ja dogadałam się z Jamesem.
Choć może nie tak do końca... Ostatnio coraz częściej i coraz mocniej naciskał na przeprowadzkę. A ja wciąż nie potrafiłam podjąć decyzji. A może po prostu nie chciałam...? Trwałam w jakimś dziwacznym zawieszeniu znowu mając poczucie prowadzenia podwójnego życia, choć między mną i Franceskiem absolutnie nic nie zaszło. Wracałam właśnie do domu po kolejnej trudnej rozmowie. James był już bardzo bliski postawienia mi ultimatum. Wyraźnie nie czuł się pewnie w tym związku, odkąd w moje życie ponownie wkroczył Francesco z właściwym sobie impetem. Najgorzej, że chyba miał trochę racji. Nie jeśli chodzi o Francesca, ten rozdział zdołałam zakończyć, ale w kontekście mojego zaangażowania. Nie byłam chyba gotowa na taki związek w pełnym tego słowa znaczeniu. A jednocześnie świadomość, że James właśnie na to zasługuje rosła we mnie niemal z minuty na minutę. Próbowałam znaleźć równowagę między mną i Jamesem jako parą, a mną i Franceskiem jako rodzicami Toni. Niestety zupełnie mi nie wychodziło. Nie byłam ani dobrą matką ani partnerką. Motałam się i miotałam. W efekcie byłam wiecznie zła, podminowana i byle co doprowadzało mnie do szału. Ale to, co wymyślił Francesco prawdopodobnie i bez mojego trudnego okresu w życiu oraz nastroju wywołałoby taką reakcję.- Mamoooo! - wykrzyknęła Tosia kiedy tylko usłyszała, że wchodzę do domu - Możemy lecieć do Włoch???? Do babci????
W pierwszej chwili byłam przekonana, że coś źle usłyszałam albo wyobraźnia płata mi figla. Spokojnie zdjęłam buty. Drzwi na taras były otwarte. Francesco siedział na zewnątrz, a Tośka kursowała jak piłeczka ping-pongowa między nim a mną.
- To co? Możemy???? Możemy???? Proooszeeeee! - zrobiła minę, jakiej nie powstydziłby sie słynny kot ze Shreka.
- Nooo... kiedyś na pewno polecimy - odpowiedziałam dyplomatycznie, choć już wiedziałam, że Francesco wymyślił sobie powrót na Sycylię i dziecko zdołał beż trudu przekonać do tego pomysłu
- Ale nie kiedyś! Teraz! To znaczy... tatooooo, kiedy mamy lecieć? - łatwość z jaką przyjęła Francesca w roli swojego ojca powinna mnie chyba cieszyć. Bardziej mnie jednak przerażała.
- Za tydzień - powiedział spokojnie wstając przy okazji z tarasowego fotela. Wszedł do salonu po czym rzucił mi wyzywające spojrzenie - O ile, oczywiście, mama się zgodzi.
- Mamoooo, polecimy? Proszę, proszę, proszę! Chcę poznać drugą babcię.
Na moment zacisnęłam usta.
- A Ty? - zwróciłam się do Francesca - Dobrze się już czujesz? To jednak długi lot i...
- Martwisz się? To miłe. Ale zupełnie niepotrzebne. Wszystko jest okej - zapewnił - I też chciałbym, żeby Antonia poznała drugą babcię.
- Zna ją. Była tam jako dziecko.
- Niemowlę. Za wiele raczej nie pamięta.
- Mamoooo, no proszę....
- Zobaczymy - ucięłam - I nic więcej na razie nie uzyskasz - dodałam ostrzegawczo patrząc na córkę - Wieczorem porozmawiam z tatą i zdecydujemy. Jasne?
Tosia lekko wydęła wargi, ale najwyraźniej uznała, że foch się jej w tej chwili nie opłaca i lepiej żyć ze mną w zgodzie. Przynajmniej do czasu podjęcia decyzji. Wybiegła więc na ogród i już po chwili słychać było rytmiczne skrzypienie trampoliny. Kolejne ostrzegawcze spojrzenie posłałam w stronę Francesca. Uniósł ręce w geście poddania i niczego więcej na temat nie powiedział.
CZYTASZ
On. On. I ja. #3 (Zakończone, będzie korekta)
RomanceNowy Jork. Nowy rozdział. Nowa ja. Nowy on. Przeszłość została za nami, teraźniejszość powoli układaliśmy, przed nami była już tylko przyszłość. Miało być pięknie, a wyszło... jak zwykle.