Rozdział 11

37.3K 1.2K 439
                                    

Kiedy moje usta odrywają się od ust Taylera od razu czuję pustkę. Mam nieodparte wrażenie, że teraz już nic nie jest takie same jak jeszcze kilkanaście minut temu. Czuję się bliżej Taylera niż kogokolwiek w moim życiu. Prawie jakbyśmy podczas tego pocałunku zaczęli dzielić oddech. 

Nie mam siły się odezwać, a może nie wiem co mam powiedzieć. Patrzymy sobie z Taylerem w oczy. Słyszę tylko nasze nierówne, urwane oddechy. Nagle dłoń Tylera łapie moją. Chłopak zaczyna zataczać na jej grzbiecie małe kółeczka, a ja natychmiast się uspokajam. 

-Alisha, jesteś dla mnie ważna. Nie wiem czemu, ale czuję potrzebę opiekowania się tobą. Martwię się o ciebie i chcę, żebyś zawsze była obok...

Jego słowa wzburzają krew płynącą w moich żyłach. Zdania, który przed chwilą padły z jego ust są zapewne spełnieniem marzeń większości dziewczyn. Zapewnił mnie przecież, że chce o mnie dbać. Ja jednak czuję rosnące wątpliwości. Nie obawiam się, że złamie mi serce, zastanawiam się raczej, kiedy to nastąpi.

-Tayler...- zaczynam poddenerwowana.- Jak mam ci zaufać? Skąd mam wiedzieć czy jesteś ze mną szczery, a nie jedynie bawisz się moimi uczuciami?

Tayler mocno zaciąga powietrze i obraca mnie tak, że siedzę na nim okrakiem. Jego oczy wypełnia rozczarowanie, ale również determinacja.

-Jak mam sprawić, że uwierzysz?- pyta szczerze.

W pierwszej chwili nie mogę znaleźć odpowiedzi na jego pytanie. Nie wiem co mogłoby sprawić, że będę wierzyć w jego intencje. Po chwili przychodzi mi jednak na myśl pomysł. Moją największą obawą jest powtórka sytuacji, która spotkała mnie w liceum. Boję się, że chce on  jedynie dobrać się do moich majtek. Że nie będzie chciał mnie jako osoby, tylko moje ciało. 

-Spróbujmy chodzenia na niby.- wypalam nagle.

Tayler przygląda mi się zaciekawiony. 

-Chodzenia na niby?

Zdaję sobie sprawę, jak dziwnie to brzmi, jednak z każdą kolejną chwilą w mojej głowie tworzy się dokładniejszy plan.

-Tak, będzie to pewnego rodzaju próba. Jestem gotowa zaryzykować, ale nie jestem gotowa wszystkiego stracić. Postawimy na kompromis. Będziemy ze sobą chodzić, ale nikt się nie może o tym dowiedzieć. Nie będę twoim trofeum, tylko ukrytą dziewczyną. Nie będziemy robić niczego, ale oczekuję bycia na wyłączność. Chcę żebyś pokazał mi, że mogę ci zaufać.

Kiedy wypowiadam wszystkie swoje myśli, dociera do mnie, że zaproponowałam mu związek, mimo że on nigdy o nim nie wspomniał. Nie mogę się jednak już teraz wycofać, nawet jeśli bym mogła to bym nie zdążyła, ponieważ po chwili Tayler mówi podekscytowany:

-Okej, stoi. 

Następnie ściąga mnie ze swoich kolan i sadza na fotelu kierowcy. 

-Napisz jak dojedziesz do akademika.- mówi i pochyla się nade mną, żeby złożyć pocałunek na moim... policzku.- Będę o tobie śnił, moja dziewczyno. 

Chwilę później już go nie ma. Wychodzi z samochodu i rusza trawnikiem w stronę biblioteki. Ja natomiast czuję wirujące w mojej głowie myśli. "Moja dziewczyno" to najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam. Mogłabym się do nich przyzwyczaić. 

Kiedy wreszcie się uspokajam, postanawiam wreszcie włączyć samochód i ruszyć w drogę powrotną do akademika. Przez cały czas nie schodzi mi jednak uśmiech z twarzy. 

***

Jestem już pod drzwiami swojego pokoju, kiedy wyciągam telefon i wpisuję wiadomość do Taylera, że dojechałam. Jego odpowiedz przychodzi natychmiast:

Dobrej nocy słońce. Widzimy się jutro. :*

Uśmiecham się do telefonu. Nie chcę jednak wzbudzać podejrzeń u Cassie, więc szybko przybieram obojętny wyraz twarzy i otwieram drzwi. Kiedy przekraczam próg zamieram. Cassie leży na ziemi. Działam jak w transie. Podbiegam do niej i klękam. Sprawdzam puls. Tak bardzo stresuje się, że moje ręce drżą. Nie mogę wyczuć pulsu. Zaczynam krzyczeć. Do pokoju wbiegają dwie dziewczyny. Natychmiast każę im dzwonić na pogotowie. Sama przystępuję do resuscytacji. Uciskam miarowo klatkę Cassie. Czuję coraz większe zmęczenie, jednak się nie zatrzymuję. Nagle wbiegają ratownicy medyczni i odsuwają mnie. Cassie odzyskuje oddech. Ratownicy przenoszą ją na nosze. Kiedy wstaję, że pójść za nimi do karetki, zauważam białą fiolkę na ziemi. Kiedy ją podnoszę czuję jak osuwa się grunt spod moich nóg. Pojemnik który trzymam w dłoni jest po lekach nasennych. Pusty...

Cassie nie zasłabła. 

Ona chciała się zabić.

Zaciskam pojemnik w dłoni i ruszam do drzwi, nie pozwalając aby zalały mnie wspomnienia, jednak czuję jak łzy spływają po moich policzkach. 

Kick-off. RozgrywającyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz