Rozdział 14

35.2K 1.1K 76
                                    

Wbiegam do szpitala jak poparzona. Tayler został na parkingu w samochodzie, ponieważ chciałam spotkać się z Cass i porozmawiać w cztery oczy. Poza tym Jayson mógłby zacząć się czegoś domyślać gdyby zobaczył nas razem, a ja nie jestem gotowa na konfrontacje. Nie teraz.

Praktycznie biegnę przez korytarze. Kiedy jestem już niedaleko sali Cass widzę Jaysona. On również wygląda jakby miał się zerwać do biegu, ale raczej w stronę wyjścia. Spoglądam na niego i mocno ściągam brwi. Coś jest zdecydowanie nie tak. Mój brat chyba wyczytuje pytanie na mojej twarzy, ponieważ nerwowo mi odpowiada:

-Cassie się obudziła. W sali są jej rodzice.- rozejrzał się dookoła jakby spodziewał się, że ktoś nas obserwuje.- Pójdę już.

Jayson minął mnie, nawet na mnie nie patrząc. Jego słowa wcale mnie jednak nie uspokoiły.

-Jesteś pewny, że wszystko jest okej.- złapałam go za rękaw bluzy, aby się zatrzymał.- Siedziałeś tu całą noc, a teraz uciekasz.

Jayson spojrzał na mnie i powiedział szybko:

-Nie chcę wam przeszkadzać. Siedziałem tu całą noc dla ciebie. Mam ważne zajęcia i może się jeszcze na nie wyrobię.- na koniec wypowiedzi uśmiechnął się, jednak uśmiech ten nie dosięgnął jego oczu. 

Nie chciałam dalej przesłuchiwać własnego brata na szpitalnym korytarzu, więc puściłam go i pożegnałam się. Kiedy Jayson zniknął za rogiem, ruszyłam do drzwi sali Cass. Kiedy już miałam je otwierać naszła mnie myśl, że byłoby to bardzo nie na miejscu. Nie mogę wtargnąć do sali i przeszkodzić w spotkaniu Cass z rodzicami. Moje uczucia i pytania mogą poczekać. To oni przeżyli największe piekło podczas ostatniej doby. Cass jest jedynaczką i z tego co opowiadała oczkiem w głowie rodziców. 

Usiadłam na krześle przed salą. Znowu mój wzrok zaczął podążać w stronę plakatu, jednak szybko się powstrzymałam. Nie mogę znowu wpędzać się w poczucie winy. Zamiast tego moje palce szybko powędrowały do rękawa bluzy. Jedna z nitek odstawała, więc zaczęłam ją nerwowo skubać. 

Ostatnia doba była dla mnie naprawdę ciężka. Jednak pomimo wszystkich złych rzeczy oświetlał ją promyczek słońca. Moja relacja z Taylerem wydawała mi się dziecinna i zbyt krucha aby przetrwać nawet najmniejsze potknięcie. Okazało się jednak, że się myliłam. Tayler bardzo mnie wspierał i wiedział dokładnie jak się zachować. Ta trudna sytuacja pokazała mi, że nie jest on chłopakiem, który ucieknie jak tylko usłysz pierwszą, gorszą wiadomość. Trwał przy mnie przez cały ten czas, mimo że oficjalnie nie chodzimy ze są nawet 24 godzin. 

Moje myśli pływały dookoła Taylera, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w ich stronę. Z pokoju Cassie wyszła kobieta w średnim wieku. Filigranowa Azjatka. Od razu wiedziałam, że jest to mama Cass. Wyglądają bowiem jak dwie krople wody. 

Podeszłam do niej i delikatnie się uśmiechnęłam:

-Dzień dobry, pani jest pewnie mamą Cass.

-A ty zapewne jesteś Alisha?- powiedziała kobieta.

-Yyy. Tak to ja.-przytaknęłam zdziwiona, że wie jak się nazywam.

-Cass dużo o tobie nam mówiła, a dzisiaj od kiedy się obudziła ciągle prosi, żebym sprawdziła czy przyjechałaś. Ten chłopak, który tu był w nocy, twój brat powiedział co się stało. Tak mi przykro, że ją znalazłaś w takim stanie, ale z drugiej strony jestem ci dozgonnie wdzięczna za to, że ją znalazłaś.- pod koniec głos mamy Cassie zaczął się załamywać.

Złapała kobietę za dłoń i delikatnie ścisnęłam.

-Cassie to wspaniała dziewczyna. Mimo, że znamy się od kilku tygodni, już wiem że zostaniemy przyjaciółkami na całe życie. Nie musi mi pani za nic dziękować.

Kick-off. RozgrywającyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz