Rozdział 26

26.6K 967 86
                                    

Jak się okazało mój problem z kostką szybko się rozwiązał. Kilka dni później już całkowicie zapomniałam o bólu. Nie zmieniło to jednak faktu, że Tayler wciąż praktycznie co godzinę pisał do mnie, czy wszystko dobrze. Dzisiaj, jak co środę chłopaki mają trening do późna, a ja przygotowuje im obiad. Jak się okazało ich propozycja była dla mnie idealnym rozwiązaniem. Pieniądze, które dostawali na jedzenie starczały również jako dobra pensja dla mnie. Gotując im kilka razy w tygodniu zarabiałam więcej niż jako kelnerka w zeszłym roku.  To natomiast pozwalało mi nie prosić taty już o żadne pieniądze. Jayson i Cade otrzymywali od uczelni stypendia sportowe, więc oficjalnie żadne z nas już nie było dla naszego taty obciążeniem finansowym. 

Weszłam do domu chłopaków korzystając z kluczy, które od nich dostałam. W środku panowała całkowita cisza. Zapaliłam światło i ruszyłam do kuchni. Następnie ściągnęłam bluzę zostając w samej podkoszulce. Związałam włosy w wysoki kucyk i włączyłam Spotify na telefonie. Zabrałam się za gotowanie. Miałam świetny humor, więc oprócz obiadu zrobiłam również zdrowy deser i wycisnęłam świeży sok z cytrusów. Następnie podzieliłam jedzenie na odpowiednie porcje i zapakowałam w pojemniki. Jak za każdym razem podpisałam każde opakowanie, ponieważ inaczej nie mam pewności czy żaden z chłopaków nie zje czyjejś porcji. Kiedy skończyłam sprzątać okazało się, że jest już ciemno. Za kilka dni zaczyna się październik, więc dni zaczęły się robić coraz krótsze. Pogoda też już nie przypomina tej letniej. Jesień od zawsze była moją ulubioną porą roku, więc odczuwałam pewnego rodzaju ekscytacje na myśl o nadchodzących tygodniach.  

Umówiłam się z Taylerem, że po treningu spędzimy trochę czasu razem, więc postanowiłam dla zabicia czasu pooglądać telewizję w salonie chłopaków. Kiedy tylko usiadłam na kanapie poczułam uderzające zmęczenie ukrywające się przez ostatnie kilka godzin za moim dobrym humorem. Nawet nie wiem w jakim momencie zasnęłam. 

***

Nagle usłyszałam przeraźliwie głośny dźwięk, przypominający tłuczenie szkła. Dobiegał on z korytarza. Natychmiast się zerwałam na równe nogi. Chwyciłam pierwszą lepszą rzecz i ruszyłam przed siebie. Poczułam się jakbym była w horrorze i zaraz miała stoczyć walkę z oprawcą. Kiedy jednak staję w korytarzu zastaję jedynie George'a siedzącego na ziemi i zbierającego szkło. 

-Hej. -mówię.- Coś się stało?

-Chciałem wyciągnąć z szafy szklankę do wódki, ale przez przypadek zbiłem kilka kieliszków.- odpowiedział chłopak drapiąc się po głowie.- A ty po co trzymasz poduszkę w ręce?

-To miałabyć moja broń jakbyś okazał się złodziejem.- żażartowałam patrząc na poduszkę w mojej dłoni. 

George to wysoki blondyn o chłopięcym uśmiechu. Wygląda jakby przed chwilą zszedł z planu zdjęciowego Abercrombie. Był zdecydowanie ponadprzeciętnie przystojny jednak całkowicie odbiegał od mojego typu. Co zresztą łatwo było zobaczyć, bo stanowił całkowite przeciwieństwo Taylera. Nie tylko wyglądali inaczej, ale też pochodzili z innych światów. Tayler od małego otaczał się przepychem i luksusem, natomiast George pochodzi z Teksasu gdzie jego rodzina ma własne ranczo. Chłopak wcale nie wstydzi się swojego pochodzenia i często opowiada o rodzinie. Jako najstarszy z rodzeństwa od lat pomaga na ranczu. W każde wakacje pracuje i wspiera rodzinę. Nie lubi on eleganckich wnętrz ani markowych ubrać. Jeździ pickupem i słucha counrty co nie uchodzi mu na sucho, ponieważ każdy z chłopaków sobie z tego żartuje. Oczywiście George się tym nie przejmuje i z dumą powtarza, skąd pochodzi. 

-Jest środa, a ty nie jesteś na treningu i do tego chcesz się upić? Siadaj w salonie przyniosę nam szklanki. Zdecydowanie musisz się komuś wygadać.- mówię i ruszam do kuchni.

Kick-off. RozgrywającyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz